Ponowne formułowania tych samych myśli potrafi być odświeżające. Na portalu Ha!art pojawiła się właśnie zapowiedź popołudnia, pewnej historii. Są tam dwa fragmenty, które mówią o czymś, co wiedziałem, ale wyrażają to ciut inaczej, i chyba dużo trafniej:
Czy Peter spowodował tragiczny wypadek? Kto zginął? Czy rzeczywiście każdy sypia tutaj z każdym? Istotą hipertekstowego eksperymentu Michaela Joyce’a jest to, że odpowiedzi na te pytania może być tyle, ilu czytelników
Czytając popołudnie nie musimy na siłę rekonstruować pojedynczej historii. Wbrew przeciwnie, hipertekst Joyce’a odżegnuje swoich czytelników od zero-jedynkowego wyniku lektury i jasno określonego końca. Wielowariantowość obecna jest tu zarówno na poziomie dyskursu (sjuzet) jak i na poziomie wydarzeń (fabula). Innymi słowy opowiada się tu na wiele sposobów nie jedną, lecz kilka konkurujących ze sobą historii. Większość powieści hipertekstowych, czy będą to przykłady prozy sieciowej, jak Sunshine 69 czy Hegiroskop, czy szereg powieści ze stajni Storyspace, zatrzymuje się na tym pierwszym etapie: rozgałęzienia i wariantowość dotykają sposobu opowiadania, a nie opowiadanej historii. W tym sensie popołudnie, pewna historia to swego rodzaju turbo-hipertekst, choć utwory takie jak Victory Garden Stuarta Moulthropa czy I Have Said Nothing Jane Yellowlees Douglas nie zapominają o linkach warunkowych, które są motorem tej wielopoziomowej wariantowości. Perspektywa światów możliwych wydaje się najciekawszą, z jakiej można na Popołudnie patrzeć. Choć jeśli ktoś naprawdę chce znać “prawdziwą” wersję wydarzeń, powieść nie odmówi mu dowodów, które wesprą tę czy inną koncepcję prawdziwości. Wciąż jednak będzie ich…kilka.
Drugą kwestią, podkreśloną w zapowiedzi Ha!artu, są związki z Polską autora popołudnia. Ta ważna pozycja wyszła spod rąk autora, który przyznaje się do polskich korzeni kulturowych. Michael Joyce wychował się w Buffalo, wśród polskiej emigracji powojennej, która naznaczyła jego pierwsze fascynacje miłosne i literackie. “Wychowałem się na Mickiewiczu i Miłoszu” - przyznaje Joyce
To dość niecodzienne, by amerykański pisarz dobrowolnie ubiegał się o polską legitymację literacką. Niemniej jednak wątek polski nieustannie przewija się w naszej nieczęstej, choć ciągnącej się przez pięć lat, korespondencji z autorem. Warto ten fakt, przy okazji polskiej premiery popołudnia, podkreślać. Będziemy też go chcieli, w ramach Ha!artu, dopowiedzieć.
Pojawiające się przy okazji zapowiedzi popołudnia ilustracje, które z jednej strony ukazują oryginalny macintoshowy wygląd powieści, a z drugiej odwołującą się do niej wersję polską, wskazywałyby na niepełny obraz bez uwzględnienia interfejsów wersji na system Windows. Wersja windowsowa ujrzała światło dzienne w połowie lat 90 i na dobre spopularyzowała powieść Joyce’a. Zamieszczam tutaj dwa zrzuty ekranowe popołudnia z tego wydania. Było one bogatsze i udostępniało czytelnikowi więcej oglądów całości niż minimalistyczna wersja oryginalna. W polskie wersji przeglądarkowej zdecydowaliśmy się pożyć od wersji na Windows historię odwiedzonych stron. Menu z listą odwiedzonych stron posiada też przycisk “wyczyść historię”. Jego naciśnięcie sprawia, że zaczynamy lekturę, nawet będąc w jej środku, od fazy tabula rasa. Ta eksperymentalna funkcja przynieść może czytelnikom jeszcze więcej frajdy i zarazem frustracji (np. może się okazać, że zostaliśmy zapętleni pomiędzy dwoma powtarzającymi się nawzajem leksjami, a wyjście z pętli możliwe jest tylko wtedy, gdy odwiedzimy jedną ze stron, które właśnie “wyczyściliśmy”).
Przyjazne linki:
Anglojęzyczne