Każdy komputer da się zsymulować za pomocą maszyny odczytującej nieskończenie długą taśmę - udowadniał Alan Turing. Redukcjonizm ten może też przemawiać za tym, iż przestrzeń kryjąca się za ekranem komputera to fikcja, kolejny mit, który warto czasem obalić. Czy zatem “surfowanie” po Internecie, “odwiedzanie” tego czy innego miejsca to złudzenie i należy ogłosić śmierć cyberprzestrzeni?
Pytania takie sprowokowała we mnie garść refleksji nad przestrzenną naturą powieści hipertekstowych, wywołana po pierwsze aktualizowaniem poświęconych temu zagadnieniu stron Techstów, a po drugie lekturą fragmentów ostatniej książki Marie-Laure Ryan. A z racji iż powieść hipertekstowa to od 25 lat laboratorium tekstu w sieci, rzecz warta jest uwagi.
Ale po kolei. Przestrzenna natura nowych mediów przyjmowana była z dobrodziejstwem inwentarza od lat. Proceduralność, kolaboracyjność, przestrzenność i encyklopedyczność to cztery filary cyberprzestrzeni; to główne wyróżniki interaktywnych, responsywnych środowisk cyfrowych. Tak to ujmowała Janet w swoim wpływowym opracowaniu Hamlet on the Holodeck oraz - z mniejszymi lub większymi modyfikacjami Lev Manovich czy Marie-Laure Ryan, którzy kontynuowali ten kierunek.
Tymczasem po latach, nie bez wpływu myśli ludologicznej i radykalnej teorii cybertekstu, które redukowały powieść hipertekstową niemalże do rangi wrzuconej na ekran, eksperymentującej literatury druku, w swoim najnowszym wystąpieniu pisze:
Przestrzeń reprezentowana przez mapy Storyspace jest przestrzenią czysto wirtualną, ponieważ sam tekst przechowywany jest w pamięci komputera jako jednowymiarowy ciąg zer i jedynek. W komputerowej organizacji danych nie ma niczego przestrzennego, co zademonstrował już Alan Turing pisząc, iż wszystkie komputery można przedstawić za pomocą maszyny, która czyta nieskończenie długą taśmę.
Czy zatem wynalezienie pulpitu w laboratoriach Xerox Park było czymś dowolnym, przypadkowym? Czy pulpit, w którym upatruje się początek myślenia przestrzennego, dałoby się zastąpić inną, stosowniejszą i mniej przestrzenną metaforą. A co z metaforą sieci, siatki danych, matrycy, o których zaczęto mówić, gdy w drugiej połowie lat 80tych komputery zaczęto łączyć między sobą.
A poza tym….idąc podobnym tropem, powiem wam teraz to: dobra powieść drukowana nie ma właściwości immersyjnych. Powiedzenie “pogrążyć się w lekturze” (zagłębiwszy się wcześniej z książką w fotelu) są nie na miejscu, gdyż pokryte tekstem karty powieści to nic innego jak nasączone drukarskim tuszem cząteczki celulozy.
Przyjazne linki:
Anglojęzyczne
cyberprzestrzeń