Kluczowe metafory w filozoficznej refleksji Jacquesa Derridy – takie jak fałdy, inskrypcje, tkanki, tekstury - nie bez powodu mocno osadzone są w materialnym doświadczeniu papieru. Cały jestem z papieru - mówi wręcz w rozmowach z francuskimi wydawcami, dopytującymi go o cyfrową przyszłość. Dubravka Ugrešić, autorka zbioru esejów Kultura karaoke, mieszkająca w Holandii serbska postmodernistka, mogłaby śmiało podpisać się pod tym wyznaniem. Jednak między podejściem Ugrešić i Derridy wobec zwrotu cyfrowego rysują się fundamentalne różnice, którym warto na wstępie relacji z lektury Kultury Karaoke się przyjrzeć.
[1] Jacques Derrida, Papier machine, Editions Galilee, Paris 2001
Derrida nie mógł nie wskazać na wyjątkowy kontekst historyczny owych refleksji nad przyszłością literatury i filozoficznego dyskursu, kontekstu który jak nigdy indziej domaga się uwrażliwienia na problematykę medium. Otóż w przeciągu życia jednego pokolenia praktyka pisarska przeszła drogę od pióra poprzez długopis po klawiaturę maszyny do pisania (świetne poetyckie świadectwo tych przemian dał Zbigniew Herbert w Elegii na odejście pióra atramentu lampy2) i kończąc wreszcie na komputerowych procesorach tekstu, reagujących nie tylko na kursor myszy ale i na dotyk użytkownika. Za sprawą tych przemian papierową stronę w drugiej dekadzie XXI wieku zastępuje efemeryczna, interakcyjna przestrzeń pisma (wciąż jednak określana przez derridiańską trójcę ecran, ecrit, ecrin) o charakterze mulitimodalnym i społecznościowym. Oczywiście, Derrida jest ostatnią postacią, którą moglibyśmy podejrzewać o bezkrytyczne spojrzenie na przemiany komunikacji kulturowej o cyfrowym podłożu. Jednak w zestawieniu z Ugrešić francuski filozof jawi się jako optymista! Internetowe dyskusje na wortalach o dekonstrukcji, którym przyglądał się autor O gramatologii, noszą znamiona degeneracji niektórych aspektów klasycznego dyskursu naukowego, ale Derrida znajduje dla nich paralelę choćby w konwencji konferencyjnej, gdzie każdy może podnieść rękę i zabrać głos, klasnąć w dłonie, znacząco odchrząknąć, palnąć głupstwo itp. Dla Ugrešić taki konwersacyjny, uprzywilewujący odbiorców i znoszący nadawcę z piedestału model uprawiania kultury jest czymś dramatycznie innym: bezmyślnym, małpim karaoke, w trakcie którego pierwotny autor, a z nim idea autorstwa, poddawany zostaje karykaturyzacji.
[2] Zbigniew Herbert, Elegia na odejście pióra atramentu lampy, w: Elegia na odejście, Kultura, Paryż 1990.
Kończąc to przydługie porównanie dwóch perspektyw na kulturowe przemiany wywołane przez nowe media, muszę zastrzec, iż nie jest moim zamiarem czynienie z Jacquesa Derridy propagatora cyfrowej kultury, a z Dubravki Ugrešić jej zaciętego wroga, zważywszy tym bardziej, iż zbiór wywiadów i krótkich pism Derridy Papier machine nie ukazał się jeszcze w Polsce. Chodzi mi jedynie o to, że książka serbskiej pisarki i badaczki na współczesnym horyzoncie intelektualnym jawi się jako zadziwiający wyjątek, żeby nie powiedzieć kuriozum. A co najciekawsze i najsmutniejsze oddolne, krytyczne ogniska w polskiej sieci, jej młoda czytająca blogosfera, a zatem żywy przejaw nowej sytuacji w życiu kultury, kiedy głos amatorów liczy się tak samo jak profesjonalistów, przyjmuje "odkrycia" Ugrešić z bezkrytyczną, krowią akceptacją 3.
[3] Sztukater.pl [url]
Festiwal Czytaj.pl
Popmoderna [url]
Bernadeta Tarska [url]
Ugrešić opatruje swą książkową refleksję o upadku instytucji autora i systemu kontroli jakości intelektualnej serią proroczych (poeta Branko Miljković), zabawnych (Woody Allen), niepokojących (Jonathan Safran Foer) cytatów, pośród który znalazła się także złota myśl Andrew Keena, zażartego przeciwnika "marksistowskiego" web 2.0, który w swojej chybionej, cytowanej głównie dla śmiechu – i by pokazać, jak można się mylić – jeremiadzie z 2007 roku The Cult of the Amatour. How Today's Internet is Killing Our Culture. Keen pisze (a Ugrešić cytuje):
We human beings hog the limelight on this new stage of democratized media. We are simultaneously its amateur writers, its amateur producers, its amateur technicians, and, ye Amateur hour has arrived, and the audience is now running the show.
Tyleż tu naiwnego dramatyzmu, że łezka w oku się kręci. Z tego typu sądem nad internetem, dokonywanym w stylu kapturowym, bez dowodów i świadków, mieliśmy do czynienia na przełomie mileniów, gdy sieć była młoda, wolna i zamieszkana przez artystów, kreatywnych informatyków, wszelkiej maści wolnomyślicieli i - fakt - bogatych amatorów. To internet sprzed czasów NSA, a nawet sprzed tak wymownym wydarzeń, jak denuncjacja chińskich opozycjonistów przez Google i Yahoo. To internet, którego nie ma, internet odległej przeszłości widziany oczami nieudanego biznesmena. Na takim obrazie sieci Ugrešić buduje swoją krytykę cyfrowej kultury.
[4] Warto nadmienić, że książka Keena powstała na bazie wcześniejszego eseju przeciwko web 2.0, w którym - jako ofiara spektakularnego bankructwa swojej firmy audiocafe.com, dofinansowywanej przez samego Intela, wywołanego pęknięciem internetowej bańki z 2000 roku – załamany biznesmen epoki web 1.0 zmierza się z Google, Craiglist i innymi potencjalnymi potentatami cyfrowej gospodarki nowej epoki, wróżąc im porażkę lub – tam gdzie brakło argumentów – wskazując na ich moralną niższość. (Wikipedia o Andrew Keenie)
Serbska pisarska i badaczka postmodernizmu sugestywnie definiuje kulturę karaoke i ilustruje ją świetnymi i zabawnymi przykładami z kultury masowej, zwłaszcza z kręgu bałkańskiego. Największym problem tej książki jest jednak zawierzenie niewłaściwym autorytetom w diagnozie kultury cyfrowej. Andrew Keen jest na tym polu nikim i od dawno wiadomo, że nie miał racji. Tymczasem Ugrešić upiera się, by swoje zdanie, w eseju poświęconym internetowi, zawierzyć jemu właśnie. Na szkodę Kultury Karaoke. Tak naprawdę Ugrešić pisze o kulturze post-telewizyjnej, a zatem tej, w której jako badaczka postmodernizmu i mass-mediów się wyspecjalizowała, mylnie mieszając partycypację telewizyjną z kulturą partycypacji w sieci. Autorka nie czyni żadnych rozróżnień miedzy widzami Big Brothera a autorami Wikipedii, a to już naprawdę niesprawiedliwe. Próba kulturowej syntezy, choćby z przymrużeniem oka i w konwencji luźnego eseju, ostatecznie okazuje się nieudaną, obnażając przy okazji przywiązanie od sprawdzonego, ale dziś już nieadekwatnego aparatu pojęciowego...Efektem jest wywód o karaoke pisany ...w stylu karaoke:
W moim tekście - pisze serbska badaczka - oprócz słowa "kultura" wspominać będę też o "przewodach". Od razu przyznaję: nie mam o nich pojęcia. Jednak to, że nie mam o nich pojęcia, nie przeszkadza mi o nich pisać.
U podstaw głównego założenia książki, paraleli między kulturą karaoke a kulturą "przewodów", stoi błędne założenie, że motorem napędowym kultury partycypacji, wywyższenia odbiorcy kosztem autora, ruchu amatorskiego w sieci, dziennikarstwa obywatelskiego, jest anonimowość - fenomen de facto tak rzadki w cyberprzestrzeni, że zarezerwowany dziś dla wysoce wyspecjalizowanych grup hakerów (patrz. Anonymous). A ponieważ po drugiej stronie barykady, w agencjach rządowych i w działach informatycznych wielkich cyfrowych korporacji działają równie wyspecjalizowani, choć może trochę bardziej oportunistyczni, koledzy owych magików z Anonymous, to nikt dziś, nawet kanclerz Niemiec, nie może się czuć i nie jest anonimowy. Każdy dureń, zostawiający na portalu gazeta.pl obraźliwe komentarze, wie, co to jest adres IP, i że jeśli ciut przesadzi, to jego cenna uwaga zostanie usunięta, a jeśli naprawdę pójdzie po bandzie, to już następnego dnia do jego drzwi może zapukać policja. Taka to anonimowość i kultura karaoke A.D 2014! Bardzo bym chciał cofnąć się o 15 lat, mieć sieć taką, jak wtedy, i z przyjemnością czytać cięte jak brzytwa uwagi Dubravki Ugrešić. Niemniej jednak dziś mają się one nijak do rzeczywistości, a ich główną wartością pozostaje godna naśladowania bałkańska werwa, z jaką eseje zostały napisane, i którą udało się w polskim tłumaczeniu świetnie zachować.
Jako że żadna z recenzji Kultury karaoke nie posłużyła się ani jednym cytatem z Ugrešić, który pokazałby aktualność i trafność refleksji, pozwolę sobie poniżej na kilka ustępów, które świadczą raczej o czymś odwrotnym:
P.S Refleksje o internecie to zaledwie część Kultury Karaoke. Znajdują się w niej także świetne partie (np. esej o Walentinie Hasan, zwyciężczyni bułgarskiego idola czy esej o baśniowym Wonderlandzie Emira Kustoricy. Za stronniczość z góry przepraszam, ale niniejsze pismo poświęcone jest właśnie nowym mediom).
Jeśli będziemy się trzymać naszej prostej metafory karaoke, to możemy sobie wyobrazić internet jako świat megakaraoke, z milionami mikrofonów, w którym miliony ludzi śpieszą, by dorwać się do jednego z nich i odśpiewać swoją wersję czyjejś piosenki. Czyjej? To nieważne: najwyraźniej a m n e z j a jest produktem ubocznym rewolucji informacyjnej. Ważne, że się ś p i e w a.
nie brane pod uwagę: centralizacja internetu, uprzywilejowanie pewnych społeczeństw i pewnych klas
Wikipedia jest dziełem amatorów, anonimowych współpracowników (których większość to nastolatki), tak więc "ślepiec prowadzi ślepca, niezliczone zastępy małp zapewniają niezliczoną masę informacji niezliczonej liczbie czytelników, utrwalając krąg dezinformacji i niewiedzy". I nikogo nie można pociągnąć za to do odpowiedzialności, co więcej, próby interwencji ze strony ekspertów, którzy chcą pomóc amatorom, kończą się zazwyczaj niepowodzeniem.
nie brane pod uwagę: samoregulacja Wikipedii, udział ekspertów (akademickich, ze świata wydawniczego, z kręgów dziennikarstwa obywatelskiego)
internet niczym wielki odkurzacz wsysa absolutnie wszystko, łącznie z kanonami. Skomplikowana dynamika zmiany i postępu dokonuje się w interakcji między rynkiem, internetem i użytkownikiem. Ale rynek nie jest producentem dóbr, a użytkownicy nie są pasywni, karmią się sobą nawzajem.
Tak jak dziecko wierzy, że wszystkie rzeczy na świecie zaczęły się w momencie jego narodzin (a końca nie ma), tak współczesny człowiek żyje w sieci w czasie teraźniejszym. Początek to log on, koniec – log off. Komputerowa komenda daje złudne poczucie niebywałej mocy, panowania nad czasem. W internecie wszystko istnieje teraz. Może dlatego deliryczni użytkownicy komputerów wierzą, że Google to Bóg
AA [anonimowy użytkownik, przyp. Techsty] rozsiadł się na YouTubie, na setkach podobnych sajtów, które zresztą wymyślono właśnie dla niego, nie, chyba dla was. Jest anonimowym twórcą, redaktorem, współpracownikiem i korzysta ze swojej encyklopedii, Wikipedii, no proszę, udało mu się zostać globalnym źródłem informacji, z którym najczęściej się wszyscy konsultujemy. Chroniony maską anonima, AA ustanawia swoją hierarchię wartości, to on decyduje, czy w Wikipedii znajdzie się jego mama, on decyduje, ile miejsca da Paris Hilton, a ile Nikoli Tesli. AA ma też swoją literaturę, to on ustanawia kano- ny i robi z nimi, co chce.
Dubravka Ugrešić, Kultura karaoke, tłum. Dorota Jovanka Ćirlić, Korporacja Ha!art 2014