W 2012 roku przed Manifestacjami Poetyckimi mailując z pewną osobą, dostałam pytanie, z jakim tematem będę uczestniczyć podczas festiwalu – napisałam, że prezentuję z Łukaszem Podgórnim adaptację cyfrową Tytusa Czyżewskiego. W odpowiedzi otrzymałam: "jesteś w którejś dyskusji w «męskiej przestrzeni»?", po czym padło zdanie, że Ona występuje w "przestrzeni kobiecej". Krótkie zdania, ale tak mocne i znaczące, że nie potrafiłam tak po prostu wyrzucić ich do "kosza", tym bardziej, że wypowiedziała je kobieta także sięgająca po narzędzia nowych mediów. Okazuje się, że działania Judy Malloy – Women, Art and Technology – to jakaś mrzonka. Technologie są męskie, choć technologia jest przecież kobietą (?). Nie sądziłam, że możemy nadal myśleć w takich kategoriach, nawet jeśli zapisuje się je w cudzysłów, a może to i gorzej – cudzysłów wykorzystujemy do szybkiego skategoryzowania, zasygnalizowania zjawiska, by po chwili asekuracyjnie powiedzieć, że przecież wcale tak nie myślimy… Czas zatem przyznać się, że czekałam na taki hipertekst jak Matrioszka Marty Dzido, nie tylko dlatego, że jest hiperpowieścią, którą chce się czytać, lecz także, że, przede wszystkim, włącza "przestrzeń kobiecą" w "przestrzeń męską" (czy ten dyskurs nie brzmi jałowo?). Dzido z powodzeniem możemy dopisać do listy kobiet, wykorzystujących nowe technologie do generowania utworów cyfrowych – wystarczy przywołać Malloy, Shelley Jackson, Stephanie Strickland, Christine Wilks, Susan Gibb, Ayę Karpinską.
Można zarzucać Marcie Dzido, że podała rękę tradycjonalistom, ale być może ma rację – może jeszcze trzeba prowadzić ich za rączkę. Można zarzucić autorce, że wprowadziła animacje i ilustracje, które niczego nie wnoszą do tekstu, a graficznie utwór nie wywołuje entuzjazmu. Nie można jednak powiedzieć – w końcu! – że powieść hipertekstowa nobilituje formę, spychając na dalszy plan treść. Matrioszka jest dowodem tego, że o znaczeniu utworu cyfrowego możemy rozmawiać – niech żyje interpretacja (?), ale co ważne – w kontekście struktury, programowania i narzędzi. Na tym mogłabym skończyć tekst, wspominając jeszcze o milczących, skonsternowanych krytykach literackich, którzy nie wiedzą co mają robić, bo niby autorką jest Marta Dzido (ta Dzido?), bo niby hipertekst ma ISBN (jest książką?), czyli jak – "wypada" napisać recenzję czy nie?
***Marta Dzido – pisarska i reżyserka – jest autorką dwóch książek: Małżu o współczesnych związkach partnerskich, dyskryminacji kobiet i zawrotnym tempie życia w stolicy oraz Śladu po mamie, mini-powieści o aborcji. Po siedmiu latach Dzido powraca jako autorka powieści hipertekstowej – nie decyduje się jednak na wydanie książki drukiem, lecz sięga po formę, która wydaje się być jedyną adekwatnie oddającą poruszane zagadnienie. Dzido jest pierwszą osobą (nie licząc Shutego, którego hipertekst Blok jest recyklingiem jego poprzednich książek drukowanych) z "mainstreamu" literackiego, która postanawia wydać pozycję hipertekstową , zakładającą darmowy dostęp przez Internet. Pragnienie przełamywania konwencji literackich widoczne jest już w jej pierwszych publikacjach, nie tylko w warstwie językowej, lecz przede wszystkich strukturalnej – short story Małż wydana została w dwóch wersjach różniących się okładkami i zakończeniami. Ten "eksperyment" sygnalizuje poszukiwanie formy, pozwalającej na połączenie fragmentaryczności (cechującej mini-powieści) z możliwością ujęcia historii alternatywnych. Odpowiednim narzędziem okazuje się w końcu hipertekst, którego konstrukcja daje możliwości różnorodnego budowania warstwy narracyjnej i wzmocnienia semantyki utworu. Dzido w Matrioszce wykorzystuje cały potencjał hipertekstu, w efekcie odbiorca otrzymuje wielowarstwową, hipermedialną, polifoniczną i popkulturową hiperfikcję. Hipertekst prezentuje historię matki i córki, która wkrótce również zostaje matką, w symbolicznej formie tytułowej rosyjskiej matrioszki – zestaw drewnianych lalek, włożonych jedna w drugą – będącej alegorią ich życia. Historia matki staje się gotowym scenariuszem życia córki, który zdaje się być powielony przez następne pokolenie. Matrioszka to dramat kobiet niemogących uwolnić się od męża alkoholika, od codziennej matni i impasu, od przeświadczenia o życiu zgodnym z poprawnością obyczajową. Odbiorca nawiguje między kolejnymi leksjami, nasyconymi różnorodnymi emocjami: od intymnych refleksji po błyski z rzeczywistości; od marzeń po paraliżujący strach; od kategorycznych postanowień zmiany po bezsilną uległość. Poetyka pętli hipertekstu sprawia, że użytkownik balansuje między skrajnie odmiennymi fragmentami pod względem wątku i narratora, nie wiedząc ostatecznie kto opowiada historię. Zadaniem odbiorcy nie jest jednak skonstruowanie linearnej fabuły, gdyż jest zbyt dużo zagęszczonych, różnych uczuć, niedających się rozpisać liniowo, lecz rozpoznanie cykliczności schematu życia i doświadczenie emocji bohaterów: od poczucia bycia w matni po pragnienie wydostania się z impasu.
Chwyt powtarzalności hipertekstu zyskuje swoje odzwierciedlenie również w zastosowanym języku popkulturowym, będącym zlepkiem medialnych fraz i w stylizacji bohaterów na postaci z dziecinnych baśni, kliszowo przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Kod generujący hipertekst staje się tym samym znakiem "zaprogramowania" życia, zgodnego ze społecznym wyobrażeniem i konwencją baśni i bajek: "Mamy żyć długo i szczęśliwie, bo tak zaprogramowano nas w dzieciństwie, tak napisane jest w poradnikach, do tego nas wykształcono i wykorzystano". W zależności od wybranej drogi, możemy dojść do leksji z linkiem "nawracające myśli samobójcze", który z kolei prowadzi do fragmentu, gdzie wszystkie hiperłącza kierują do tego samego tekstu – dramatycznie przerywającego dalszy ciąg historii. Po wybraniu słowa "ojej" odbiorca przechodzi do leksji "UNEXPECTED ERROR".
Wstaję więc, ubieram się, uśmiecham jak gdyby nigdy nic, wchodzę do łazienki, napuszczam wody do wanny i niby przypadkiem leżąc w tej wannie wypuszczam z rąk suszarkę, ojej... Wychodzę na balkon, że niby chcę sprawdzić, czy ciepły jest dzień, opieram się o balustradę, wychylę się jeszcze trochę, jeszcze kawałek, ... i wypadam prosto głową w beton..., ojej... Jadę do pracy samochodem, słucham muzyki, dźwięki są smutne, a ja się zamyślam, osiemdziesiąt na godzinę, bo przecież późno już, i ... i bum, prosto pod koła ciężarówki, nie zahamowałam, a czerwone było. Przy takiej prędkości nie miałam szans. Właściwie, to nie chciałam hamować... ojej....Możliwe światy (zbiór wszystkich potencjalnych historii w hipertekście, jeśli odwołać się do teorii Marii-Laure Ryan) w utworze Dzido uwydatnione zostały poprzez wprowadzoną stylistykę bohaterów na postaci z baśni: Mała syrenka, Księżniczka, Królewna Śnieżka, Czerwony Kapturek. Wszystkie te figury, z jednej strony, są znakiem życia zawsze kończącego się "happy endem", z drugiej zaś, są symbolem narzuconych przez społeczeństwo konwencji, związanych z pozycją kobiet względem mężczyzn. Wielość odnóg hipertekstowych – różne realizacje możliwych światów – oddaje nieustanne oscylowanie między pragnieniem uwolnienia się z cyklicznej historii i przełamania stereotypu kobiety, a niemożnością spełnienia własnych potrzeb i ukrytą nadzieją (jednak) na realizację baśniowej, szczęśliwej miłości.
[Na koniec – czekam jeszcze na udostępnienie mapy hipertekstowej, która tylko wtajemniczonym została przedstawiona podczas Festiwalu Ha!wangarda 2014 w Krakowie. Warto!] [od redakcji: mapę (jedną z wersji) udostępniamy!]
Matrioszka, Marta Dzido, Korporacja Ha!art 2013, http://ha.art.pl/matrioszka/