Mariusz Pisarski: Humanistyczny Fulbright na uczelni technicznej – i to tej największej i najsłynniejszej – to na pierwszy rzut oka niecodzienny wybór. Gdy jednak przyjrzymy się historii stypendystów z ostatnich lat okaże się, że jesteś już trzecią osobą z Europy Wschodniej o humanistycznym zapleczu, która wyjeżdża właśnie na MIT. Jakie były twoje pierwsze wrażenia? Czy jako kulturoznawca i redaktor pisma o literaturze i filmie czułeś się tam od razu na miejscu, czy był pewien odczuwalny okres kwarantanny?
Piotr Marecki: Natalia Fedorova i Zuzana Husarova wprowadziły mnie wcześniej mocno w temat. Także przez pierwsze tygodnie byliśmy w kontakcie z Natalią via skype prawie codziennie. To zresztą też ważne, żeby europejsko się samoorganizować w środowisku ludzi zajmujących się cyfrowymi mediami, tak żeby języki inne niż angielski były słyszalne w polu literatury elektronicznej. Trzeba pamiętać, że już wcześniej czy to w Bratysławie, Londynie, Paryżu, czy w Krakowie spotykaliśmy się i tworzyliśmy koalicję, do której też należysz. Także Nick Montfort, prof. MIT, który jest opiekunem naszych projektów, odwiedził Kraków w 2013, stąd te kontakty były nawiązane i żadna kwarantanna nie była potrzebna. Co do pewnych klisz popularnych także w Polsce, MIT funkcjonuje jako uczelnia techniczna, wysoko oceniana w świecie biznesu, trochę niżej w świecie akademickim (niesłusznie). Trzeba pamiętać, że studia humanistyczne są tutaj mocno rozwinięte. To co mnie kulturoznawcę z literackim i medialnym zacięciem najbardziej interesowało na MIT to już legendarne – chociaż bardzo młode – CMS, czyli Wydział Comparative Media Studies założony m.in. przez Henry'ego Jenkinsa. Nagromadzenie w jednym miejscu dużej ilości ekstremalnie ciekawych, progresywnych naukowców porównawczo zajmujących się mediami, pracujących w labach - to był główny powód do spędzenia roku w Cambridge. Jak w tych porównawczych podejściach do systemów medialnych funkcjonuje literatura? Spojrzenie na literaturoznawstwo od strony nośników tekstów, technologii, historii materialnej, archeologii mediów - w tym MIT jest prawdopodobnie najlepszą uczelnią na świecie. W labie Trope Tank jest kolekcja sprzętu z trzech ostatnich dekad, tyle ile ma dyscyplina. Trafiłem zresztą pod tym względem na ciekawy okres, w roku akademickim 2013/2014 CMS połączył się z wydziałem Writing, z czego powstała masa (oczywistych) przecięć i inspiracji.
Mariusz Pisarski: Twoim celem jest przyglądanie się działaniom labów: podstawowych jednostek badawczych. Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej o systemie labów i twoich doświadczeniach z nimi?
Piotr Marecki: Oczywiście podczas takiego projektu jak Fulbright Research Advanced Scholarship chodzi z jednej strony o pracę badawczą, więc najmocniej zajmuję się nowym technikom pisania i metodom czytania literatury (jak np. distracted reading), ale też szerzej medium książki w erze postdruku. W 2013 roku badaczki Jessica Pressman i Katherine N. Hayles zaproponowały rodzaj metodologii Comaparative Textual Media (nazwa nawiązująca do CMS), porównawczej analizy skierowanej na bardzo szeroko pojęte tekstowe media. Z drugiej strony stypendium Fulbrighta to aktywność poniekąd dyplomatyczna, działająca w obie strony. Z jednej w wielu miejscach (m.in. na MIT, w Yale, w Illinois, w Milwaukee) opowiadam o polskiej literaturze eksperymentalnej, natomiast z drugiej chcę przywieźć nowe rozwiązania i aplikować je w polskim systemie uniwersyteckim. Pod tym względem laboratoria w humanistyce są niezwykle ciekawe, oparte na pracy kolaboratywnej, kreatywności grupy i wytwarzaniu efektu. Przyglądam się zatem kilku labom w CMS m.in. the Trope Tank, w którym pracuję, ale także HyperStudio (nastawione na DH) czy OpenDocLab testujące innowację w polu kina. Odwiedzam też czasem MetaLab na Harvardzie.
Mariusz Pisarski: Założenia współczesnej humanistyki cyfrowej, wyłożone choćby w Digital_Humanities pod red. P. Lunefelda, w Understanding Digital Humanities pod red. Davida Barry'ego czy w Debates in the Digital Humanities (red M. Gold) zakładają organiczny wręcz splot aktywności humanistycznej z informatyczną: operowanie cyfrowymi narzędziami (spatial data, statystyki, big data, datamining, tagowanie, maszynowe czytanie tekstu). To prowokuje dwa pytania, po pierwsze czy naprawdę stało się już normalnością to, o czym prowokacyjnie mówił Stephan Ramsey (Who's in, Who's Out), że humanista, który nie programuje, lub taki, który nie "buduje" rzeczy, nie jest cyfrowym humanistą. Po drugie, czy narzędzia, środki i ludzie są w MIT rzeczywiście pod ręką i dostępne dla każdego, czy też wykorzystanie badań technicznych w badaniach humanistycznych nawet tam wiąże się z przekraczaniem pewnych barier: formalnych, finansowych?
Piotr Marecki: Wydaje mi się, że odpowiedź jest właśnie w formie labu, pracy kolaboratywnej i idącej za tym kreatywności. Obserwuję jak w labie The Trope Tank powstaje program do generowania opowieści Slant, który będzie bazował na kilku dotychczas istniejących generatorach tekstowych (żeby usubtelnić generowaną opowieść). Taki projekt opiera się na współpracy kilku osób z różnych dziedzin. Często mówi się, że narzędzia DH próbują to, co już kiedyś było doświadczeniem humanistyki, czyli stworzyć naukę pewną, uniwersalną (trochę jak strukturalizm w latach 60), ponieważ proponują bardzo wiele możliwości pracy z danymi za pomocą narzędzi. Często to jednak kończy się na jałowym i technokratycznym ich wykorzystaniu. Najciekawsze chyba są te przejawy kreatywności, łamiące ustalone podejścia, oferowane przez obecne już narzędzia. Tego wydaje mi się szukamy w humanistyce. I to też jest oferowane w polu mediów cyfrowych. Trzeba pamiętać, że studiując czy pracując na MIT, realizujesz główną metodę tej uczelni "mens and manus", "Mind and Hand" wpisaną w logo uniwersytetu. To oznacza, że na równi rozwijasz swój umysł, jak i zdolności praktyczne, rzemiosło. Zestawiasz research, uczenie się i produkcję. Większość studentów i profesorów ma background informatyczny, zna języki programowania. Studenci humanistyczni są pracownikami labu, gdzie ćwiczą się w kreatywności, na większości kursów nie ma metod podających jak tradycyjny wykład, ale student uczy się przez zadania i opanowanie technik.
Mariusz Pisarski: Nick Montfort, dzięki tłumaczeniom, omówieniom i dzięki obecności w Polsce podczas ubiegłorocznej konferencji Writing Literature. Reading Society jest coraz bardziej znany w Polsce. Czy mógłbyś nam przybliżyć działalność jego labu w MIT i założonego przez niego Trope Tanku?
Piotr Marecki:To dość subwersywny lab nawet jak na MIT, mocno skierowany na eksperyment, zarówno w polu literatury jak i technologii. Nie sposób wymienić wszystkich aktywności tego labu, ale warto zwrócić uwagę na rozwijaną przez Nicka Montforta metodologię platform studies. Stąd w labie jest kolekcja retro komputerów i konsol gier video od lat 70 do dzisiaj. Wszystkie te urządzenia są aktywne (to lab a nie muzeum) i można ich używać. Zwłaszcza ciekawe jest uruchomienie dzieł literackich czy wizualnych powstałych na konkretne platformy, używając odpowiednich nośników (np. dyskietek itd). Nierzadko te dzieła remediowały w zależności od platform, zmieniane przez samych artystów. Używając ich w the Trope Tank niepotrzebne są współczesne emulatory, można obcować z oryginałem (trochę jak Benjaminowska aura, jakkolwiek przewrotnie to brzmi). Lab the Trope Tank rzecz jasna posiada techniczny raport, w którym można poczytać na temat samego funkcjonowania.
Mariusz Pisarski: Do dewiz "mens et manus" i "mind and hand" Piotr Celiński, we wstępie do Zwrotu cyfrowego w humanistyce, w którym doszukuje się jego renesansowych korzeni, dodaje figurę homo faber jako alegorię zmieniającej się roli i zadań humanisty. Jednym z kroków w kierunku poszerzenia kompetencji humanistów, uczynienia z nich nie tylko jednostek zdolnych do interpretacji tekstów kultury, ale także potrafiących (twórczo) przetwarzać coraz potężniejszą lawinę danych, która dociera do nas ze wszystkich źródeł, jest np. wprowadzenie - przynajmniej jako wybór - nauki wybranego języka oprogramowania zamiast języka obcego (to pomysł Berry'ego) lub np. łaciny (tu mój pomysł), wciąż pewnie obowiązkowej na wielu uczelniach. Wówczas w obrębie przyszłych labów, działających w obrębie kilku dyscyplin i poza granicami pojedynczych uczelni, humanista czułby się w miarę komfortowo, choć raczej - jako szef takiego labu - nie powierzyłbyś mu roli głównego programisty. A może celem labu byłoby właśnie stworzenie takich warunków, w którch humanista nie musiałby programować, a wciąż wnosiłby ważny wkład? Jak to widzisz?
Piotr Marecki: Nawet w Stanach funkcjonuje podział na humanistów zajmujących się mediami digitalymi, którzy mają zaplecze w computer science i są programistami i tych, którzy bardziej teoretycznie podchodzą do dyscypliny. Tych pierwszych jest bardzo niewielu. Nick Montfort jest jedną z takich postaci. Jeśli idzie o model idealny to wydaje mi się, że właśnie Trope Tank go realizuje. Nie sądzę, by można z góry rozdzielić funkcje, raczej trzeba zacząć pracować w grupach nad konkretnymi projektami. Po drodze wiele eksperymentów czy niespodzianek może się zdarzyć.
Mariusz Pisarski: Jeśli przyjrzymy się skali, z jaką rozwija się cyfrowe distant reading, które - dzięki m.in narzędziom do mapowania i wizualizacji - jest w stanie badać całe twórczości jak i całe literatury pod zupełnie nowymi kątami, a nawet odchodzić od zasobów literackich w stronę np. badania ruchu w sieci, przepływu e-mejli itp. - to raz jeszcze rzuca się w oczy wyraźna dysproporcja: nie mamy w Polsce wielkich baz danych udostępnianych online, nawet zasoby z domeny publicznej trafiają do nas w niepokojąco niemrawym tempie. A może tak mi się tylko wydaje? Od jakiego rodzaju projektów, uwzględniwszy twoje doświadczenia w MIT i możliwości na miejscu w Polsce, rozpocząłby działalność twój lab i jakie byłyby twoje priorytety?
Piotr Marecki: Po doświadczeniu w MIT wiem, że to mogłaby być mała instytucja nastawiona na konkretne cele (żadne wielkie centrum, które zginie w europejskiej biurokracji). Mój roczny pobyt tutaj nauczył mnie, że wiele może się zdarzyć i nie powinno się pozostawać w skorupach tego, czym się zajmujemy, w czym wydawało nam się, że jesteśmy najlepsi. Przed przyjazdem do MIT przede wszystkim nie pomyśłałbym nigdy o sobie, że mogę zajmować się tłumaczeniami dzieł cyfrowych, często wysoko komputerowo zaawansowanych. Raczej byłem zawsze użytkownikiem dzieła już gotowego, odbiorcą outputu. Kilka miesięcy, wiele rozmów, podstawowe kursy z programowania doprowadziły że udało mi się przetłumaczyć kilka generatorów tekstowych, napisać o tym tekst, mam wielką pasję na kolejne działania. Ostatnio przełożyłem napisaną w Pythonie powieść Zegar światowy Montforta opartą na pomyśle Stanisława Lema. Wspólnie z Nickiem i osobami z labu uruchomiliśmy projekt Renderings, w którym mamy zamiar publikować tłumaczenia cyfrowych utworów m.in. z polskiego. Wspólnie z Nickiem tłumaczymy wyszukane przeze mnie stare polskie generatory na angielski (jak Turbo Wieszcz ++, czy generator przemów liderów komunistycznych). Tak więc zamiast distance reading i wielkich systemów, raczej zostałem zachęcony do zajęcia się kilkoma konkretnymi projektami na konkretne platformy.
Mariusz Pisarski: Dziękuję za rozmowę.