Fenomen gry "Angry Birds" – nawet dla mniej bystrych obserwatorów cyfrowej kultury – prędzej czy później musiał wywołać jeśli nie falę, to bryzę artystycznych trawestacji i pastiszy. Żarłoczna bestia szeroko rozumianego net.artu czyni tak od zawsze. Najczęściej są to przeróbki wysoko artystyczne, które pod osłoną konceptualizmu skrywają mocno prześwitującą boleść, wiadomo jaką: "im się udało, a mnie, artystę cyfrowego, wysoce konceptualnego, wciąż mało kto docenia".
Tego typu frustracje obce są autorom najbardziej obrazoburczej premiery tegorocznego festiwalu "Ha!wangarda". "Złe słowa" Piotra Puldziana Płucienniczaka i Mateusza Simona nawiązują do Wściekłych Ptaków z rubaszną bezinteresownością wystrzeliwanych pod ekran kul, z szaloną, ostentacyjnie anty-newtonowską fizyką gier vintage, z absurdystyczną dziś 8 bitową ścieżką dźwiękową, choć prawdziwym soundtrackiem do tej anty-literackiej gry może być dużo młodsza niż NES i Nintendo piosenka Cool Kids of Death o pamiętnych słowach "mamy butelki z benzyną i kamienie, wymierzone w ciebie!".
Celem tej flashowej gry utrzymowanej w konsekwencji dawnych gier na konsole (na myśl przychodzi Mario czy Stargate Defender, z jaskrawymi blokami pikseli na czarnym tle) jest niszczenie bloków wyrazów wyciągniętych ze szkolnego kanonu poezji. Za propozycję "innej metodologii lektury: czytania jako niszczenia" Puldzian otrzymał najwyższe wyróżnienie w ubiegłorocznym konkursie na cyfrową produkcję. W tym roku przyszedł czas na realizację, w której dopomógł Płucienniczakowi, w niewyobrażalnym tempie dwóch tygodni, Simon. Efekt nie jest taki, jakiego można się było spodziewać. Jest dużo lepszy: pod względem wykonania jest to perełka. Polski czytelnik, zwłaszcza ten najmłodszy, zmuszany przez strażników kanonu do czytania dziwnych wierszy, których nijak nie może podpiąć pod swój współczesny, cyfrowy ekosystem, otrzymuje świetnie wykonaną, przebojową, zapowiadającą się na prawdziwego kulciaka grę przeglądarkową, dzięki której za darmo może robić totalną demolkę słów wieszczów za pomocą "kurw", "chujów" i innych przysmaków z popularnego zestawu polszczyzny wulgarnej. Proszę bardzo!
Jako częściowy kurator "Złych słów" – członek jury, które nagrodziło rok temu tę pracę – jestem z gry dumny i apeluję o więcej, czyli wersję na tablety! Mam jednak dwa problemy. Puldzian dotrzymał słowa i na gruzach demolki pozwala – w niewielkim zakresie – na pewne nowe kombinacje słów. Ten etap rozgrywki nie jest jednak oczywisty i nie nagradza się za niego czytelnika. Czy to dobrze? Zdaniem Michała R. Wiśniewskiego - dobrze: Punktów nie ma, wyzwania brak, grafika i muzyka – symboliczne, co więc zostaje? Radość z rzucania brzydkimi wyrazami
Choć pewna punktacja mimo wszystko jest (do kolejnych odsłon gry przechodzi się pod pewnymi warunkami) to radość raczej szybko się zużywa. Już po kilku planszach okazuje się jak ubogi jest wybór broni, którą niszczmy lektury obowiązkowe. Jest ona zbyt przewidywalna. Kurwy i chuje są wszędzie, u mnie w mieście wylewają się z metra, słychać je w autobusach (bo Angole, przecież nie rozumieją…), krakowska ulica – choć bardziej dyskretna – nie jest zresztą lepsza. Gdyby jednak gładką i przewidywalną powierzchnię prostackich bluzgów zadrasnąć choćby minimalnym oporem. Zamiast "chuja" niech będzie "chuj Wokulskiego", zamiast "pizdy" - "pizda Bozowskiej". To małe zakłócenie syntagmy, ta jedna chwila, w której padłoby pytanie "tej, a kto to Bozowska?" - może być skuteczniejszym krokiem do nirwany, którą "Złe słowa" - w paratekście - ambitnie stawiają na swoim horyzoncie.
Michael Joyce, nazywający siebie ultra-modernistą i właśnie dzięki temu mogący pochwalić się, choćby w popołudniu. pewnej historii, bukietem pikantności, którą Puldzian by nie pogardził, wyznał mi, że średnio podoba mu się idea rozwalania kanonu, nie sama w sobie, ale jako propozycja na dziś, A.D 2014 i dalej, w sytuacji, gdy trudno być pewnym, czy hipertekst okazał się wystarczająco mocną "zemstą słowa na telewizji". "Złe słowa", mimo ostrza ironi, lewicującego zadzioru i bourdieu'wskiego pazura, które za nimi stoją, taką zemstą raczej nie są. Nie można ich jednak gorąco nie polecić.