Liberackie dzieło Pawła Dunajko to utwór bez tytułu, bądź z "ruchomym tytułem", dojrzały, solidny debiut z 2010 roku, ukazujący jak radykalnie można rozumieć eliotowską metaforę "stosu pokruszonych obrazów". Wydana w serii liberatura Ha!artu książka składa się z trzydziestu pięciu czarnych kartek umieszczonych w kopercie z wyciętymi okienkami. Choć całość nie ma tytułu, to posiadają go poszczególne karty. Pisana pojedynczymi paragrafami proza rozmieszczona jest tak, by wsunięte pod kopertę wyrazy z nagłówka i tekstu głównego tworzyły zmienną, dwuczłonową konstrukcję. Oto na przykład kartka "Pismo", który zaczyna się następująco:
Wielu chciało wy-mierzyć go znawstwem prze-kazu: niezupełnie tak wyobrażał sobie zaangażowanie w rozpowszechnianiu znaków. Zwłaszcza, że chodziło o czyjeś znaki, nie jego. Wyciągali je z ust i zaraz o nich zapominali. Alfabet niewerbalnych zachowań spisano i on już do niego nie należał, pozbawiony wszelkich możliwych określeń.
Fragment ten starannie rozpisany jest na wersy; każda linijka wcina się wgłąb tekstu z dokładnością sylaby, niczym w poezji futurystów. Dzięki temu, po wsunięciu karty pod bez-tytułową okładkę, otrzymujemy taki oto efekt:
Pismo
chciało
nie jego
od niego
cudzego
On tutaj
Jednak prawdziwa przygoda z tekstem Dunajko rozpoczyna się, gdy już znużymy się wpasowywaniem kolejnych kart w wycięte okienka. Tylko po porzuceniu bez-tytułowej okładki, pełniącej dotąd rolę osi i centrali, i oddaleniu się od tego statku-matki, w próbie scalenia "stosu pokruszonych obrazów" i odszukania zalążków opowieści, tekst zacznie pokazywać nam swoje diabelskie różki. Okaże się, że choć mówi się o tu o jakimś kimś, snuje się refleksję o jakimś czymś, opisuje też kontury jakichś miejsc, to konia z rzędem temu, kto zgadnie, who is who w liberaturze według Pawła Dunajko. Poetycka proza krakowskiego autora obfituje w takie oto narracyjne gesty: "a on jeszcze nawet nie zaczął o tym myśleć", "lepiej to czytać", "pamięć o tamtym wydarzeniu", "stamtąd się właśnie zaczęło". On, ale kto? To, ale co? Tamtym, czyli jakim? Stamtąd, czyli skąd? Czy wasza ciekawość została już pobudzona? Czytajcie dalej, ale, dokładnie jak u bram lunaparku Dantego, porzućcie wszelką nadzieję.
Zapraszając do lektury swojej powieści karcianej Composition no 1 z 1962 roku, Marc Saporta pozostawia czytelnikowi wyraźne, wskazówki. Choć nie znamy imienia bohatera (nazywa się go tu po prostu X), wiemy, że jest Francuzem i żyje w czasach niemieckiej okupacji, że ulegnie wypadowi, a jego kochanka ma na imię Dagmara. Informacje te Saporta umieszcza w instrukcji do powieści, zamieszczonej na wewnętrznej, ukrytej w pudełku wkładce. Zachęca jednocześnie do jej przetasowywania, zapowiadając, iż kolejność wydarzeń potrafi diametralnie zmienić wydźwięk przygód X. Podobnie dzieje się w przypadku 7 lat młodszych Nieszczęsnych Bryana Stanleya Johnsona. Mamy tutaj widoczną ramę - karty Pierwszą i Ostatnią, oraz wyraźny zarys fabularny - wywołujący falę wspomnień przyjazd starzejącego się reportera na mecz piłkarski do małego miasteczka. Wszelka dowolność, do której zachęca się odbiorcę, odbywa się na wyznaczonym polu. Jak się ma do tej tradycji Dunajko? Ruiny powieściowej formuły, po których hasali Johnson i Saporta, młody krakowski poeta i filozof zrównuje buldożerem. Nie ma tu żadnej ramy, nie ma też mowy o instrukcji obsługi utworu. Tym razem naprawdę zbliżamy się do pisarstwa stopnia zero. Hurra i hulaj dusza? Nie do końca. Wymykając się narratologicznym sidłom, tekst kieruje uwagę siebie, na sam fakt powstawania słów i łączenia w różnorakie sekwencje, ale to już inna historia.
Podróże po przestrzeniach hipertekstu uczą podróżników, że miejsca, do których się przybywa, mogą być albo łączliwe albo niełączliwe, przechodnie albo autonomiczne. Te przechodnie wpasowują się w wiele kontekstów, niezależnie od tego, jaki fragment przeczytamy przed lub po nich. Autonomiczne są niezależne, stanowią zamkniętą narracyjną całostkę. Pierwsze z nich są łączliwe, inne najczęściej nie. Dunajko i pod tym względem stanowi ciekawy przypadek. Segmenty jego bez-tytułowej nie-powieści potrafią być jednocześnie łączliwe, autonomiczne i przechodnie. Innymi słowy wszystko się łączy z wszystkim i nic z niczym. Ale taką już cenę wypada płacić za tekst radykalny.
Książkowy debiut Pawła Dunajko nie wpasowuje się w żadne z alternatywnych sposobów konstrukcji opowiadania. Wymyka się także swojej bezpośredniej tradycji, wyznaczanej przez Saportę i Johnsona. Radykalizm ten niesie z sobą ryzyko. Czy czytelnicy będą powracać do tej książki, jak powracają choćby do Oka-Leczenia Katarzyny Bazarnik i Zenona Fajfera, książki naszpikowanej szeregiem haczyków, kruczków i gier z odbiorcą nieustannie poddawanym żywiołowi wielorakich interpretacji? Pierwszy akord jest dość mocny i bardzo modernistyczny. Właśnie taki zapewne powinien być każdy dobry debiut. Przydałoby się jednak, by następny był nieco lżejszy, zabarwiony postmodernistyczną lekkością, do jakiej zachęcał kiedyś Italo Calvino.
Ostatnia aktualizacja:
31.07.2022
Cytuj ten wpis jako:
Mariusz Pisarski (2022) Liberackie karty Pawła Dunajko. "Techsty" 31.07.2022 [].