Polifoniczność, nielinearność, intermedialność - i wszystko to w starym medium druku....Arw - pierwsze wydanie niedokończonego utworu Stanisława Czycza, jednego z czołowych eksperymentatów dwudziestowieczej prozy polskiej, trafia właśnie na półki. A zatem od dziś - i nie jest to ani dalekie od prawdy ani patetyczne - polska literatura może zaproponować literaturze światowej dzieło równie prekursorskie wobec współczesnych form literackich w nowych mediach co Rzut Kośćmi Mallarme'go czy eksperymenty typograficzne Appolinaire'a.
Arw powstawał w latach 1975-1980 jako scenariusz do filmu o życiu i twórczości Andrzeja Wróblewskiego zamówiony u pisarza przez Andrzeja Wajdę. Czycz opowiada tu o flircie Wróblewskiego z socrealizmem, o jego obrazach, o polskiej sztuce początku lat pięćdziesiątych.
Niedokończony tekst Czycza składa się z dwóch głównych części: instrukcji, która rozpisuje powieść na głosy (każdy z nich podkreślany był na maszynie do pisania osobnym kolorem) oraz tekstu głównego. Część główna to kilkadziesiąt stron, na których wielogłosowa powieść zaczyna się - niemal dosłownie - rozgrywać. Tekst rozdziela się tu na kilka równoległych strumieni, bywa rozbijany na autonomiczne całostki, towarzyszą mu pozatekstowe artefakty: nuty i obrazy, wszystko po to, by - jak chciał Czycz - jak najwierniej przedstawić polifoniczność głosów, symultaniczność myśli i wydarzeń. W końcowych partiach głosy te stapiają się w tradycyjną, linearną prozę.
Publikacja Arwa przez Korporację Ha!art to jedno z poważniejszych przedsięwzięć wydawniczo - edytorskich ostatnich lat. Ideą redaktorów było jak najwierniejsze przedstawienie w druku pierwotnej formy maszynopisowej. Udało się!
Miejmy nadzieję, że wydanie to jest dopiero wstępem do przygody autora Anda z nowymi mediami. Być może w przyszłości doczekamy się wydania bliskiego ideałowi, takiego, które miał na myśli Stanisław Czycz pisząc o niedoskonałości druku i współczesnych mu środów prezentowania formalnych innowacji. Maszynopis jest w końcu tylko scenariuszem. Jego wykonanie to zupełnie inna sprawa...
Zmęczony prozą, wracający do poezji, Czycz zdawał sobie sprawę, że w "normalnym druku" nie da się przedstawić owej "jednoczesności", o którą tak mocno zabiegał. Dziś jest to możliwe na ekranie komputera. Czy Arw doczeka się kiedyś swojego reżysera, następcy Wajdy w dobie cyfrowych mediów, który uczyni z niego prawdziwą, "polifoniczną, multimedialną operę"?