MAGDALENA

Nie pamiętała już, kiedy ostatnio tak się spiła, ale powoli zaczynała rozumieć dlaczego. Wyrzygiwanie własnych flaków nie należało do jej ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu. Dlatego też zawsze starała się pilnować. Nawet na najgrubszych imprezach zachowywała kontrolę nad swoim ciałem. Nad językiem już niekoniecznie, bo ten po niewielkiej nawet dawce alkoholu zaczynał żyć własnym życiem. Skutkowało to tym, że Magdalena zapamiętywała wszystkie głupoty, których naplotła po pijaku, i następnego dnia, poza zwykłym kacem, budziła się z silnym moralniakiem. Tak też było po pierwszym wspólnym wieczorze w Kołobrzegu, podczas którego wysępiła od Olafa trochę jego magicznego białego proszku. Magdalena doskonale zdawała sobie sprawę, że podczas gry w butelkę za bardzo się odsłoniła. Kiedy padło pytanie „czego naprawdę chcesz?”, odpowiedziała machinalnie To, że tym wyznaniem zdradziła swoje największe marzenie i jedyny powód, dla którego zgłosiła się do projektu, dotarło do niej dopiero rano. Podobnie jak to, że przez pół wieczoru wrzeszczała na wszystkich, żeby nazywali ją Leną, a nie Magdą.