MAGDALENA

Postanowiła pozbyć się tego świstka przy najbliższej okazji. Tym bardziej że właśnie nadarzyła się okazją do takiej wyprawy, bo dziewczyny zaczęły szeptać o wspólnym wyjściu po warsztatach na plażę. Magdalena przez chwilę się zastanawiała, czy ma ochotę na dalsze towarzystwo tej bandy przeświadczonych o swojej wyjątkowości dziwaków. Hipsteroza z pikselozą pełną gębą. Znała takich jak oni na wylot. Pełno ich było w knajpie, w której do wczoraj pracowała. Niewydarzeni grafomani, tworzący kółko wzajemnej adoracji. Hipokryci, na pozór gardzący światem, a tak naprawdę łaknący jego poklasku. Podziemna loża szyderców, hejtująca i trollująca wszystko, co wydawano w tym kraju, która tak naprawdę dałaby się pokroić, żeby zobaczyć choć jedno swoje słowo w druku. Rzygać jej się chciało na samą myśl o tym, że miałaby spędzić z nimi kilka następnych godzin.

Kątem oka spojrzała na Olafa, żeby sprawdzić jego reakcję na propozycje wspólnego wyjścia. Ku swojemu zdziwieniu nie dostrzegła na jego pokiereszowanej twarzy nawet cienia dezaprobaty. Co więcej – pojawiło się na niej coś na kształt uśmiechu, a towarzyszące mu kiwnięcie głową przesądziło sprawę.

– Skoro już jestem nad Bałtykiem.