Spadło niebo. (Nie wiedzieć po co.) Na nasze głowy. I ich też. Świat stanął w ogniu. I barykada. I nasze okna. Cała ulica. Wzdłuż i wszerz.
Powietrze parzy. I ręce. I usta. I twarz. Całe płuca już płoną. Wszędzie wokoło żar A to jeszcze nie koniec. Nawet początek nie. Piekło dopiero przed nami. Jeśli w ogóle gdzieś jest.
Najgorętszy dzień lata. Mówili od wielu dni. Czterdzieści cztery. To dobry wynik. Symboliczny. Jak nic.
Świat wali się nam na głowy. Razem z ceglastą rdzą. Szpitala już prawie nie ma. Podobnie jak nas.