Przy okazji omawiania postproduktów z jakimi spotykamy się w Sieci wypada wspomnieć o czymś, co Alex Bruns z Qeensland University of Technology, nazywa produsage [Bruns 2007]. Pod tym terminem kryje się twór, którego użytkownik jest równocześnie jego producentem i konsumentem. Sztandarowym przykładem jest tutaj Wikipedia Wolna Encyklopedia 9.
W stosunku do komercyjnych edycji encyklopedii, które są zamkniętymi i skończonymi produktami, Wikipedia jest tworem naznaczonym tymczasowością, który trwa do najbliższej zmiany jakiekolwiek wpisu. Jej użytkownik równocześnie może być jej czytelnikiem i redaktorem. Wikipedia nie jest produktem, jest… nieustannym procesem 10 produkcyjnym i konsumpcyjnym zarazem.
Postprodukcyjność Wikipedii widoczna jest w jej hasłach, które są palimpsestami. Każdy, kto odwiedza tę internetową encyklopedię może bez podawania swoich danych, nawet bez potrzeby logowania się, zmienić treść. Jedynym śladem pozostaje historia zmian i lista autorów. Zarówno jeden i drugi element może w skrajnych przypadkach liczyć po kilka set pozycji. Takie „współtworzenie” wymaga więc od redaktorów Wikipedii innego podejścia nie tylko do autorstwa, które zostaje rozmyte i zatarte, ale też do praw autorskich. Gdyż natura jej haseł wymaga wpisania w nie zgody na ich ponowne użycie i modyfikacje.
Problem autorstwa, a co za tym idzie praw do własności intelektualnej, komplikuje się jeszcze bardziej, ponieważ Wolna Encyklopedia korzysta z XIX i XX wiecznych zasobów encyklopedycznych, które nie są chronione już prawami autorskimi. Przyczyną tego stan rzeczy jest stawianie znaku równości pomiędzy własnością intelektualną, a produktem objętym ochroną prawną. Jak pokazuje przykład Wikipedii czy innych tworów, które można określić mianem produsage, takie rozwiązanie przestaje już wystarczać [Bruns 2007]. Autorstwo jest tutaj nie dość, że rozproszone na wiele podmiotów, to nie jest stałe. Nie znaczy to jednak, że autor zostaje tutaj uśmiercony (wciąż bowiem istnieje historia modyfikacji i lista autorów), jednak godzi się on na owo „rozmycie”.
Do wyjaśnienia tego stanu rzeczy mogą okazać się obserwacje Svena Birkertsa poczynione zanim jeszcze pojawiły się sieci P2P i serwisy społecznościowe takie jak MySpace, Facebook czy rodzima Nasza Klasa. Już w 1994 roku autor The Gutenberg Elegies – The Fate of Reading in an Electronic Age zauważył, że społeczeństwo znajduje się w pierwszym stadium kolektywizacji. Amerykański teoretyk zwrócił uwagę na to, że coraz częściej akceptujemy fakt, iż nasze życie staje się bardziej przezroczyste poprzez funkcjonowanie w rozmaitych systemach, w tym również elektronicznych. Bycie „on-line” skraca dystans pomiędzy ludźmi, co w przyszłości może doprowadzić (może w 2008 roku wypadałoby już powiedzieć doprowadza) do zatracenia indywidualizmu. Efektem tego może być według Brikertsa powstanie czegoś, co nazywa społecznym totalizmem, ruchem w kierunku deindywidualizacji, elektronicznej kolektywizacji [Birkerts 2006, 132].
9 Na mniejszą skalę, podobną formę, mogą przybierać blogi. Wciąż pączkujące o nowe wpisy, komentarze, reedycje, miksy z innymi blogami, chociażby poprzez osadzenie w nich RSS-ów, itd.
10Lev Manovich zauważa, że obiekty nowych mediów nie są czymś definitywnie ustalonym, ale czymś co może funkcjonować w różnych i potencjalnie nieskończonych wersjach [Manovich 2006, 73-75, 102-103].