SZYMON

Winda nie chciała przyjechać, a po schodach w tę i we w tę defilowały ponure dzieci, utrudniając mi skutecznie przejście. Jeden z malców stanął przede mną, zrobił groźną minę i sugestywnie potarł o siebie dwa palce, celując do mnie z pistoletu. Przepchnąłem się między młodymi gangsterami i zbiegłem na półpiętro. Nie zatrzymywali mnie, ale byli wyraźnie niezadowoleni, że nie opłaciłem haraczu za przejście.

Miałem dosyć użerania się z Klaudią. Byliśmy razem już od jakiegoś czasu, ale nie na tyle długo, abym czuł się do niej aż tak przywiązany. Kupiłem wodę w sklepie i postanowiłem na razie nie wracać do mieszkania.