SZYMON

Pokręciłem głową z politowaniem. Klaudia miała tendencje do męczenia człowieka podobnymi historiami.

– To pójdziesz po tę wodę? – Pokazała mi język.

– Co ci się tak śpieszy? Nie umrzesz, jak chwilę poczekasz – zzuła buty i wcisnęła mi w dłoń szkolny (może powinienem rzec studencki) czarny plecak. Nie miałem pojęcia, jak może z czymś takim paradować na uczelnię bez ryzyka poparzeń kręgosłupa.

– Poczekam na co? – Zerknęła na mnie jak na leżące na trawie rękawice, o których kiedyś z jakiegoś powodu tak lubiła opowiadać.

– Mam coś do zrobienia. Za godzinę skoczę.

– Za godzinę słońce wypali mi w czole trzecie oko. – Wzruszyła ramionami.

– Przynajmniej byłoby o czym opowiadać. Mało trupów jak na upał stulecia. Mutant też by się przydał.

– To jeszcze nie jest upał stulecia – uściśliłem. Dla dobra naszego związku przemilczałem ten fragment z mutantem. Zaplotłem ramiona. Nie zamierzałem łatwo puścić jej płazem tej wody. – Posłuchaj, mieliśmy umowę, że chodzimy na zmianę.

Spojrzała na mnie maślanymi oczyma. Uwodzący wzrok nie działał jednak przy temperaturze 40,5 stopnia. Według mych ostrożnych szacunków górna granica kobiecych mocy specjalnych rozkładała się między 37 a 38,7 stopnia. Dalej to już była magia chaosu, a my przecież nie o tym.

– Nie uschniesz, pójdziemy za godzinę. – Zacisnąłem wargi, namyślając się nad jakąś efektywną groźbą. Możliwość A – wyrzucenie jej rzeczy z okna – nie przedstawiała się tak obiecująco jak na filmach. Nie byłem pewien, ile wynosi mandat za zaśmiecanie drogi bielizną. Rozważyłem możliwość B: krótki wykład na temat związków opartych na miłości i zaufaniu. Nie, nie. Wyśmiałaby mnie tak jak książki Coelho. Opcja C… a była jakaś opcja C? Wzruszyłem ramionami. Trzeba będzie odwołać się do ostateczności. Klaudia nie lubiła, kiedy psułem jej zabawę.

– Jak nie pójdziesz, to od dziś będę ci mówić Monika. No i koniec z zabawami w przetrwanie. Nie będzie postapokalipsy, a jedynie nudny, brudny upał. No i zero seksu aż nie dostanę wody – rzuciłem groźnie i ujrzałem rysującą się na jej twarzy grozę.

– Jak mi tak będziesz mówić, to na pewno nie pójdę – odparła pogardliwie, przepychając się obok mnie. Przystanęła. Złośliwy uśmiech wykrzywił jej twarz.

– No dobrze – potarła zlepione pasemka włosów – ale wtedy ja też będę ci mówić po imieniu, Barnabo.

– To nie moje imię – zacząłem, ale zaraz dałem sobie spokój. Bywały chwilę, że na Klaudię nie było mocnych. Postanowiłem przerzucić swoją zemstę na później a na razie… Ubrałem kraciaste krótkie spodnie, wziąłem z biurka portfel i narzuciłem na ramiona rozpinaną hawajską koszulę (Klaudia myślała o niej mniej więcej podobnie jak Watykan o księgach zakazanych).

– Nie wyjdziesz w tym – pisnęła z oburzeniem zmieszanym z zachwytem badacza, który właśnie odkrył nowy gatunek fretki.

– Wyjdę – odparłem już w korytarzu – i kupię nam obojgu dwie zgrzewki wody gazowanej – krzyknąłem, zamykając drzwi.