Wszystko, co może się wydarzyć, kiedyś na pewno będzie miało miejsce. Jeśli dasz małpie maszynę do pisania, na pewno kiedyś napisze "Hamleta", a kiedy umieścisz kilku postmodernistycznych pisarzy nad morzem i każesz im pisać, na pewno po którejś butelce uda im się wymyślić coś oryginalnego. Siedzieli w kole, niczym harcerzyki, słuchając porad i bluzgów (raczej jednak bluzgów) ze strony Andrzeja. To zmienić, tamto wypieprzyć, to przenieść tu, a to umieścić tam. Jakaś butelka wędrowała dookoła uczestników warsztatów, niczym pluszowa zabawka, dająca wybrańcom prawo do spierania się z opiniami Andrzeja. Dostawało się po kolei każdemu, z wyjątkiem Lukrecji
– Niezwykła trafność psychologiczna postaci, smakowite kąski – zachwycał się bezkrytycznie Andrzej, popijając jeden drink za drugim. Szymon patrzył na niego z mieszanką podziwu i obaw. Nie był pewien, jak ktoś może mieć aż tak wytrzymały żołądek, ba, i jeszcze mówić bez zająknięcia. Odczekał, aż przyjdzie jego kolej i wysłuchał długiej surowej tyrady na temat swojej twórczości.
– Tu nie ma za grosz prawdy. Wszystko to jest fikcja zupełna. Nie potrafi pan oderwać się od wypróbowanych już raz schematów. Myśli pan, że gra z czytelnikiem, ale gdzie tam! Czytelnik śmieje się z pana, tak, z pana i tych prób przypodobania mu się dzięki odniesieniom do popkultury. Popkultura się przejadła, sama wyrosła z niej idea linku jest pod znakiem zapytania. My nie możemy się już odnosić nigdzie, bo my się tylko do siebie odnosimy… – zająknął się. Widać alkohol powoli jednak zaczynał działać.
– Nie do jakiegoś zewnątrz, tylko do siebie nawzajem. Potrzeba introspekcji jest główną osią, wokół której musi obracać się literatura, a u pana co mamy? Ledwie prymitywne koło młyńskie, woda i woda! Niech się pan idzie utopić, jak pan tak tę wodę lubi… albo nie, bo jeszcze agent Cooper przyjedzie i nas wszystkich zamknie. Ha, ha, ha! – zarechotał.
Odpowiedziały mu nieśmiałe śmiechy. Andrzej jeszcze wczoraj wydawał się sympatycznym i wygadanym pisarzem. Szymon nie do końca rozumiał, co w niego wstąpiło. Czyżby to przez rozmowę z Klemensem?
Ulżyło mu, kiedy Andrzej wreszcie skończył mówić i pozwolił uczestnikom zatopić jego obelgi w dwóch litrach spirytusu i mikstury Olafa.