Jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że Lukrecja nie żyje. Sama przepowiedziała sobie śmierć.
Zanotował i szybko skreślił ostatnie słowa. Słońce do połowy tonęło w oceanie, jak gumowa piłka rzucona zbyt daleko przez nieostrożne dziecko. Kobieta nadmuchała balony, a Magda uprzątnęła ze stołu krzesła i drugi stół – elementy artystycznej instalacji, skonstruowanej wczoraj przez nie wiadomo już kogo.
– Suka przyniosła twój portfel – powiedziała kobieta z suką. Szymon zerknął na nią. Jego portfel ukradziono mu jeszcze we Wrocławiu, nie było możliwości, aby mógł się tutaj znaleźć. Wstał ciężko i obejrzał znalezisko. Nie było wątpliwości. Momentalnie zrobiło mu się słabo. Magia?!
– Gdzie go znalazła?
– Na plaży. Musiało go morze wyrzucić. Chyba wspominałeś, że ci ukradli, jak wczoraj graliśmy w butelkę.
Nie był pewien, na ile dobrze pamięta „wczoraj”.
– Ale jak mógł się tu znaleźć?
– Być może sprawca miał dosyć Wrocławia, zrobił sobie urlop. Nie wiem. Pewnie utonął.
Szymon pomyślał o swoim warsztatowym tekście. Wciąż nie był pewien co do zakończenia jednej ze ścieżek historii. Może tak: bohater w amoku kradnie portfel, przybywa nad morze i podczas jednej z przechadzek po molo wpada w odmęty?
– Wszyscy utońmy! – wtrąciła nagle Magda radosnym tonem, stukając się z Olafem szklanicą z podejrzanym płynem. – Utońmy w tym szambie literatury i szaleństwa!