OLAF
T+3.45

– Lewa, lewa, lewa – wrzeszczę. Wrzeszczę, by mnie usłyszano, zwłaszcza ostatnie rzędy. Ordnung muss sein. Odwracam głowę. Zieleń chromowa nieba miesza się z ftalo. Gdzieś tam, pomiędzy budynkami, jaśnieje sjena słońca łamana ultramaryną i odpryskami ochry. Moja armia sunie gładko i bezszelestnie w takt okrzyków. Pająki, pozbawione głosu, komunikują się mrugnięciami oczu. Z perspektywy wyglądają jak wielki czarny dywan poprzetykany diodami LED. Marzenie speców od reklamy – żywy billboard. Dumnie maszerujemy. Z mojego gardła oraz miriadów par oczu wydobywa się pieśń radości:

“…zielona trawa
zielony mech
zielona żaba
rech, rechu, rech…”