OLAF

T+2.20

Ale mam tu karuzelę! Wszystko pływa na tych umownych falach i fałdach czasoprzestrzeni. Ja też pływam. A w tle powidoki, smugi, ciapki, muszki i świetliki. Gdziekolwiek nie spojrzę, gdziekolwiek nie dostrzegą mnie kształty przedmiotów, tam znienacka pojawiają się wielobarwne repetycje, kunsztowne ramy, obwódki, paseczki i lamówki. Wszystko żyje. Niepozorny cipkacz, a takie Hollywood. Spoglądam na pudełko po zapałkach. Do tej pory leżało niewinnie, nie wtrącało się w moją kontemplację rzeczywistości, albo tego, co apriorycznie przyjąłem za rzeczywistość. Teraz spuchło jakby, draska zmarszczyła się, spochmurniała. Pudełko poruszyło się z lekka. Spontan jak się patrzy! Pudełka same z siebie nie podskakują, chyba że… chyba że… Zerwałem się na równe nogi, ale zanim dopadłem drania, rozległ się metaliczny trzask niosący swoje dźwiękowe powidoki głębiej w pulsującą życiem ciemność przedpokoju. Z tekturowych pozostałości wybiegły rzesze małych pająków. Wszystkie doskonale zsynchronizowane, niczym żołnierze Koreańskiej Armii Ludowej – ten sam wzrost, tyle samo par oczu, podobnie obuwie na cieniutkich, cieńszych od włosa nóżkach.