Zobaczyła go w tłumie. Tuż po wybuchu. Gdy opadł pył. Był ranny w głowę.
Przez chwilę miała nadzieję, że to jednak nie On. Ktoś bardzo podobny. Śmiertelnie raniony w skroń.
Przewlokła go przez ulicę. Pod gradem niemieckich kul. Nie zważała na swoje życie. Najważniejszy był On.
Po naszej stronie szalały płomienie. I my szaleliśmy też. Co zrobić z tyloma rannymi? Tu czeka ich pewna śmierć.
Ktoś krzyknął:
-Przenieśmy ich do gazowni!
-Tam przecież Niemcy są!
-Tam Niemcy, tu ogień. Tu śmierć i tam śmierć.