MAGDALENA

Ten kitel był kiedyś biały. Podobnie jak jej twarz. Teraz ocieka czerwienią. Ale to nie jej krew.

Nie chciała by szedł do powstania. „To niepotrzebna śmierć. Bardziej przydasz się żywy.” Nie słuchał. Poszedł. Ona też.

Do powstańczego szpitala. Na Czerniakowską. W gmachu ZUS. Łatać głowy. Obcinać ręce. I mówić, że dobrze będzie. Choć dobrze nie mogło być.

Pilnować, by w razie czego, przynajmniej łózko miał. By nie gnił jak inni na zewnątrz. Bo brakowało sal.

Wiedzieć na pewno czy żywy, czy martwy. I jakie szanse ma. Bo najgorsza niepewność. I ten ciągły strach.

Nie widziała Go od miesiąca. Myślała: „To dobry znak”. Dziś jego krew ma na rękach. I w Jego krwi twarz.