Jednym z głównych punktów wyjścia dla Hegiroskopu jest pytanie: "A co jeśli słowo nie będzie stałe ?". Możliwe konsekwencje tej supozycji przedstawione są w fikcyjnych mikro-światach moulthropowego kalejdoskopu na przeróżnych pułapach. Od formalnego i literackiego (automatyczna zmiana stron co 30 sekund) poprzez społeczny (migotliwość i erozja znaczeń prowadząca do terroryzmu lub totalitarnych zachowań państwa) aż do metafizycznego: słowo, które "stało się ciałem" w Hegiroskopie ciałem być przestaje i migruje w obszary dotąd nieznane. Słowo i ciało to dwa potężne filary znaczeniowe tej powieści, wokół których układają się niemal wszystkie fabularne łańcuchy. Słowo jest migotliwe, rozgałęziające się, cyfrowe. Ciało z kolei najczęściej jest tu przemienione, nieobecne lub martwe, stąd kolejna kluczowa zbitka słów: "No body home", choć jej rozbrajającej dwuznaczności niestety nie da się oddać w polszczyźnie. Nie zmienia to jednak faktu, iż wspomniana migracja w obszary dotąd nieznane to zdecydowanie migracja poza ciałem, pozacielesna pielgrzymka, tytułowa hegira, czy inaczej hadżra, której źródłosłów każe nam sięgać aż wyprawy Mahometa do Mekki.
Artystyczna realizacja tematu odbywającej się poza ciałem (lub poza ciało) wędrówki przybiera w powieści Hegiroskop wiele form. Jest nią sen, terrorystyczna misja, lot na orbitę okołoziemską, narkotykowy odlot, ucieczka w paranoję, śmierć, przebudzenie się z kriogenicznej hibernacji, czy w końcu światopoglądowa, ekonomiczna i twórcza kolonizacja Internetu.
Najbardziej enigmatyczna i poetycka z tych wędrówek to "wnoszenie się i opadanie na wieki w świecie błękitu" przeżywane przez wystrzelonego w kosmos Borisa Matevoy'a głównego bohatera błękitnego wątku powieści. Wyprawie tej wtóruje raz po raz równie enigmatyczny chór archontów, komentujących egzystencjalną sytuację Matevoya:
To długi sen, ciągnie się od wieków, owo poszukiwanie życia poza tym, co mamy, i wie o nim każdy, kto czuł w swoim brzuchu rozwijajce się dziecko, lub trzymał je uśpione w swych ramionach. [...] Ostatni człowiek żył i umarł, a teraz wzbiliśmy się już w powietrze. Dosięgamy nieba, zmieniając filogenezę w ontogonezę, czas w historię, wzór w sygnał.W innej opowieści inną hegirę odbywa niejaki Surfer. Unosząc się nad swoim martwym już ciałem obserwuje on jak dwóch karłowatych, nieproszonych gości siedzi na jego łóżku i ogląda telewizję, co chwilę zmieniając kanały. Sama ta scena jest prawdopodobnie jedną z najlepszych wewnątrz powieściowych alegorii całego Hegiroskopu i sytuacji nas - jego czytelników, którym każe się czytać tekst w taki sposób, jakby ktoś za nas, bez proszenia i przedwcześnie, przewracał przed nami jej elektroniczne kartki. Ostatecznie Surfer przenika przez ciała intruzów i wkracza do telewizora, "wstępuje w światło". Wątek się urywa.
Bohaterem aż dwóch fabularnych nitek Hegiroskopu jest sfikcjonalizowana postać Marshala Mcluhana. W prawdziwie cyberpunkowym stylu pojawia się on tutaj jako "świeżo rozmrożony prorok śmierci druku", przywrócony po hibernacji do żīcia przez naukowców z korporacji Disneya. W opowieści pierwszej, jako dopiero co ożywiony naukowiec, Marshallowi pokazuje się najnowsze dokonania w dziedzinie nowych mediów i w konstruowaniu wirtualnych światów. Jemu samemu jednak bliższe są typowe dla okresu jego młodości - hippisowskich lat sześćdziesiątych - wyprawy w dionizyjską dziedzinę seksu i rock'n'rolla, o które, jak się okazuje, nie jest już tak łatwo. W wątku drugim Marshall wybiera się do Kalifornii i ginie w wypadku samochodowym, tym razem nieodwracalnie, udając się na swoją ostateczną hegirę.
Inni bohaterowie Hegiroskopu czynią ze swej wędrówki poza ciało, lub poza swe dotychczasowe życie i tożsamość, narzędzie do opacznie rozumianej zmiany świata (wątki terrorystyczne). Jeszcze inni, dzięki inwestycjom w internetowe firmy, chcą zapewnić sobie bogactwo, które zabezpieczy ich ciała przed koniecznością dokonywania jakiejkolwiek przeprowadzki poza wymiar biologiczny. Obcując z każdym z owych przypadków, czytając te z pozoru losowo rzucane na ekran szczątki opowieści, czytelnik prędzej czy później wyczuwać zaczyna skrytą pod powierzchnią ruchomego tekstu ironię, drwinę, a czasem - przerażenie. Większość fabularnych sekwencji prowadzi albo donikąd, albo "w światłość"; zaczyna się wizją i wizją się kończy. Tylko niektóre (dosłownie dwie) ścieżki kończą się w domu - w sypialni, w splocie kochających się ciał, przecząc złowieszczemu "no body home", które urasta niemal do rangi szyldu, pod jakim umiejscowiono większość powieści.
A zatem nikogo nie ma w domu, wszyscy są pogrążeni w swoich prywatnych projekcjach na swoich własnych ekranach....Czy to nie dotyczy także nas samych, dzisiaj, 15 lat po debiucie Hegiroskopu? "Podczas gdy wy śpicie ja plądruję wasz ogródek" - parafrazuje skrót WYSIWYG jeszcze jeden z bohaterów, fanatyczny patriota i webmaster Curtis LeMay. I tu być może schowane jest drugie ostrze owego obosiecznego miecza, jakim od zawsze jest pojawienie się nowego, dominującego medium. Możemy pogrążyć się w cyberprzestrzeni zostawiając nasze ciała w domach, daje to jednak śmiertelną przewagę tym, dla których bezcielesna hegira znaczy zgoła co innego: dosłowną migrację z ciała po samobójczym ataku, co tak wymownie pokazały wydarzenia z 11 czerwca, 11 września, czy 7 lipca.