Agnieszka Przybyszewska

Sprzedać legendę.

Jak zachwyca i rozczarowuje Arw Stanisława Czycza

...osobiście

Wychowałam się na zdaniu, iż Arw, niedokończony przez Stanisława Czycza tekst pisany dla Andrzeja Wajdy, pierwotnie jako podstawa do późniejszego filmu u Andrzeju Wróblewskim, utwór operujący niekonwencjonalnymi sposobami zapisu to „legenda polskiej literatury”. Może to za dużo powiedziane. Nie: „wychowałam się”, ale żyłam w takim przeświadczeniu kilka długich lat, dokładnie od czasu, kiedy wyczytałam to m.in. na kartach Liternetu.pl 1. Ale też nie: „legenda”, lecz produkt na ową legendę wypromowany. Tekst „nigdy nie publikowany” (bo cóż znaczą niewielkie fragmenty z „Poezji”...), tajemniczy, ba! – mistyczny niemalże, prekursorski wobec wszelkich niemal współczesnych tendencji w literaturze. Tekst, który tak strasznie chciało się przeczytać, na którego tak długo obiecywaną publikację niektórzy (naiwni?) czekali z niewysłowionym zniecierpliwieniem. I oto jest! I jaki „gruby”! Ale jaki miałby być, skoro poza samym Arwem w tomie znajdują się liczne komentarze, ilustracje oraz przedruki tekstów, które mogą pomóc w interpretacji. Liberacka „be-enka”. Istny raj dla filologa. Legendarny raj, przypominam.

...czytelniczo

„Tekst Czycza nie jest łatwy w lekturze”, „wymaga od odbiorcy odrzucenia nawyków czytelniczych” ukonstytuowanych przez wielowiekową tradycję – czytałam. Podeszłam (mam nadzieję) do tomu w białych okładkach z wystarczająco otwartym umysłem (śmiem twierdzić, iż owych ganionych „nawyków czytelniczych” raczej nie posiadam), gotowa zmierzyć się z ową legendarną trudnością. Zanurzyłam się w lekturę kilkunastu kart, na których tekst rozpisany jest w kilka biegnących nieregularnie „strumieni” narracji, zróżnicowanych nie tylko formą przestrzenną – szerokością i (nie)regularnością kształtów – ale też kolorem (dokładnie rzecz ujmując – kolorem podkreśleń lub ich brakiem), czy charakterem znakowym (obok klasycznych tekstów znajdują się fragmenty zapisu nutowego). Jedne z tych fragmentów to – jak można dowiedzieć się też z odautorskiej instrukcji czytania – wypowiedzi postaci, inne – składające się z opisów dotyczących światła, muzyki czy ogólnej charakterystyki sytuacji, stanowią coś w rodzaju odpowiednika didaskaliów.

Arw - "instrukcja obsługi"
odautorska "instrukcja obsługi" Arwa

Graficzne rozmieszczenie fragmentów tekstów na kolejnych stronach jest na tyle logiczne, iż – o ile nie będziemy próbowali z uporem maniaka czytać od lewa do prawa, linijka po linijce, na co tekst i tak nam nie pozwoli – właściwie nie tylko nie sposób go nie zrozumieć, co nie sposób się w nim zgubić. Niedokończone na wcześniejszych stronach wypowiedzi znajdują swoją kontynuację we właściwym fragmencie przestrzeni kolejnej kartki. Osławiona, rzekomo uprzykrzająca życie czytelnikom skomplikowana struktura charakterystyczna dla wierszy polifonicznych Czycza (czy – jak określa to Jan Marx – gobelinowych) 2 jest w tym wypadku tak „utkana”, iż wydaje się wyjątkowo naturalna w odbiorze. Jedyne, co może sprawiać problem to rozróżnianie kolorów podkreśleń wykonanych bardzo cienką linią; na dodatek na lekko błyszczących kartach barwy takie jak ciemny pomarańcz i róż okropnie się zlewają. Zdecydowanie pomaga odbiorcy jednak to, iż nie od początku wpadamy w natłok wypowiedzi różnych postaci.

Pierwsze strony skonstruowane są głównie tak, iż poza tekstem wypowiadanym przez przewodnika oprowadzającego po wystawie, poszczególne „strumienie” narracji opisują światło, muzykę czy obrazy, jakie tej wypowiedzi towarzyszą. Czytelnicy mają czas przyzwyczaić się do tego, iż wszystkie fragmenty tekstu, który czytają odnoszą się do tej samej przestrzeni, w każdym jednak dominuje inny aspekt. Kiedy wprowadzane są kolejne fragmenty tekstu, będące już wypowiedziami innych postaci przebywających w muzeum, przygotowany odbiorca odczytuje je jako rozgrywające się równolegle z wszystkim innym, co opisane w tym samym miejscu strony. Potwierdza to również wzajemne odnoszenie się tekstów do siebie – np. stwierdzenia dotyczące braku światła pojawiają się równolegle w wypowiedzi studentów i Staga. W pełni logiczne i niezwykle łatwo dające się odczytać i zinterpretować rozbicie narracji na równoległe strumienie pojawia się również w dalszej, niemal w pełni „klasycznej” części utworu, np. gdy bohaterowie rozstają się na chwilę i w dwóch, sąsiadujących ze sobą kolumnach opisywana jest akcja dziejąca się w dwóch miejscach równolegle; gdy bohaterowie schodzą się znów, podobnie łączą się dwa strumienie tekstu.

Gdzie zatem obiecywana, legendarna trudność? Z jednej strony – graficznie, czy przestrzennie pierwsze strony Arwa zbudowane są tak, iż odbiór polifonicznego dzieła nie może być trudny. Zaś czytelnicza konieczność ciągłego wybierania kolejności, w jakiej będziemy czytać teksty, hierarchizowania ich, nie dobiega od tego, jak odbieramy świat, skupiając się przecież nie na wszystkich bodźcach na raz, lecz na różnych i na chwilę. O taki efekt chodziło zresztą samemu Czyczowi, który chciał by struktura tekstu pozwalała podążać za jego rozmaitymi wątkami, jak dzieje się to, gdy oglądamy film. Zabiegi dotyczące słowa pisanego, jakie zastosował tu Czycz można by porównać do tego, co ze słowem (tym razem: mówionym) czasem czynił Altman. Udało się również autorowi doskonale uchwycić (poprzez strukturę językową wypowiedzi) naturalność sytuacji odbiorczej, w której wypowiedzi nieprzygotowane (spontaniczne) bohaterów są mniej poprawne niż te, które na potrzeby przemówienia (sytuacja zebrania czy pisanego manifestu lub samego oprowadzania po wystawie) zostały wcześniej przygotowane 3. Niejako przy okazji, podkreślona zostaje tym samym sztuczność wypowiedzi-manifestów o powinnościach sztuki socjalistycznej, przy równoległym zaznaczeniu ogromnego waloru emocjonalnego, jaki towarzyszył ich redagowaniu.

Jednak nie jest tak, że można przeczytać Arwa (a przynajmniej jego pierwsze strony) zupełnie bez problemów. Ale owe problemy rodzą się na innym poziomie niż dotychczas sygnalizowano. Polifoniczność, równoległość wypowiedzi, o ile dotyczy wydarzeń rozgrywających się w tej samej przestrzeni, ujęta tak, jak jest to zrobione w tym wypadku, nie dziwi. Czytelnik gubi się, nie ze względu na to, iż dobiegają do niego równolegle różne głosy, lecz dlatego, iż zachwianiu ulega spójność czasowa utworu, a więc symultaniczność traci swoje logiczne uzasadnienie. Z jednej strony pojawia się głos A. Wr. (Andrzeja Wróblewskiego) z lat sześćdziesiątych. Trzeba pamiętać, iż artysta zmarł w 1957r., zatem status ontologiczny tego głosu w obrębie tekstu jest dość niejasny. Dodatkowo przenikają się i wzajemnie przechodzą w siebie płaszczyzny czasowe związane z rozmową A. Wr. i Staga współcześnie oraz z ich konwersacjami z czasów młodości. Przenikanie się tych płaszczyzn wydawać się może logiczną konsekwencją roli, jaka miał pełnić fragment polifoniczny wobec dalszej, znaczenie dłuższej narracyjnej części tekstu. Poemat miał bowiem (jak określił to Czycz we wstępie do utworu towarzyszącym publikacji w „Poezji”) charakter uwertury wobec dalszej części utworu, skupiał więc w sobie wszystkie wątki, które miały się potem pojawić. A jednak – choć samo przejście jest niezwykle płynne i logiczne, jako całość utwór ma jednak trochę niedociągnięć, tak jakby skomplikowana struktura dopracowana była na poziomie szczegółów (poszczególnych części i konkretnych przejść między nimi), jednak nie przekonywała na poziomie całości.

Nie da się też ukryć, iż nie bez powodu dotychczasowa, „legendarna” krytyka rozpisywała się wyłącznie na temat formy utworu. Ta jest ciekawa i oryginalna, choć zdecydowanie nie należy przesadzać z „nowatorstwem”, „pionierstwem”. Na poziomie fabularnym Arw to niemal banalna opowiastka, przyciągająca może wartkością naturalnych dialogów, lecz nie będąca ważkim głosem ani w opowieści o czasach młodości Wróblewskiego ani w budowaniu wizerunku samego artysty.

...filologicznie

Arw to jednak niecała jedna trzecia ponad stupięćdziesięciostronicowej książki; zajmuje zaledwie około 40 stron. Pozostałe sto (a nawet więcej) wypełniają rozmaite komentarze, których lektura powinna ułatwiać odbiór „legendarnego” dzieła 3. Mamy więc notę edytorską (Dorota Niedziałkowska, Dariusz Pachocki), zarys historii tekstu (i jego wydawania) (Diana Gajc, Kinga Nepelska), omówienie kontekstu plastycznego oraz muzycznego (Dorota Niedziałkowska, Magdalena Wilkołaska-Karpierz), dyskusję ze spojrzeniem na tekst Czycza z punktu widzenia liberatury (Zenon Fajfer, Katarzyna Bazarnik), próbę ujęcia Arwa jako utworu o olbrzymim potencjale intermedialnym (Piotr Marecki) a także przedruk korespondencji między Wajdą a Czyczem. Teoretycznie teksty te stanowią doskonały dialogowy komentarz wobec tekstu głównego. Uzupełniają się, pokazują rozmaite perspektywy interpretacyjne, wprowadzają konteksty, których może brakować odbiorcy (szczególnie przydatne mogą tu być dwa artykuły dotyczące odniesień do sztuk plastycznych i muzycznych). Ot, wspomniany raj dla badaczy.

Z drugiej strony, wyczytać w nich możemy, że: „idealnym czytelnikiem Czycza będzie ten, kto odnajdzie klucz do tekstu i podejmie próbę odkodowania przekazu”, co oczywiście znacząco odróżnia Arwa od innych tekstów literackich, czy, że jest to „utwór prekursorski wobec kilku tendencji i kierunków, które miały się później pojawić w polskiej i światowej literaturze, zwłaszcza wobec niesekwencyjnych i nielinearnych rodzajów pisarstwa przełomu wieków”, jakby ten niedopowiedziany przełom wieków XX i XXI był naprawdę pierwszym momentem, w którym tego typy teksty się pojawiły. Mimo wszystko nie da się zaprzeczyć, iż teksty są względem siebie dialogiczne, szczególnie gdy jedni twierdzą, iż Czycz nie chciał swoich tekstów określać mianem partytury, lecz uwertury, drudzy twierdzą, iż używał właśnie pierwszego z tych określeń. Raj dla badaczy... szczególnie tych, którzy lubią sprawdzać wszelkie podawane w opracowaniach krytycznych informacje.

Filolog, widząc reprinty stron z wersji autorskich Arwa pewnie również docenia wagę wydania krytycznego. Szkoda jednak, iż reprinty te nie dość, że nie są reprintami całości, to jeszcze – zważywszy na zupełnie przypadkowy (choć w pierwszym momencie dający złudzenie całości) wybór stron – pełnią rolę nie tyle materiału badawczego, co ilustracji. Trzeba jednak przyznać, iż uczciwie w takim właśnie dziale zostały przez redaktorów umieszczone. Wraz z – rzeczywiście pomocnymi w lekturze – reprodukcjami przywoływanych w tekście obrazów Wróblewskiego.

Tak więc, może lepiej od razu założyć, że jest to – jak nieśmiało wyjaśniają redaktorzy we wstępie do przedruku korespondencji między Czyczem a Wajdą – wydanie POPULARNO-naukowe. Tylko jaki sens „popularnie” sprzedawać teksty, które nie zostały przez autorów dokończone, ani o których wydanie w całości nie zamierzali oni nigdy zabiegać? Co w efekcie powstaje? Wydanie, które trzeba zareklamować i sprzedać. Tekst, który musi mieć na okładce (i grzbiecie!) napisane, że jest „ZE WSTĘPEM ANDRZEJA WAJDY”, bo to – gdy nie zaznaczymy, że wstęp ma aż ciut ponad stronę – przyciągnie więcej odbiorców. Trzeba było stworzyć legendę, aby ci, którzy (przyznaję) wcześniej wielu rzeczy nie sprawdzili, a jedynie uwierzyli i z niecierpliwościa czekali, mieli potem problem z wyciszeniem rozgoryczenia i żalu, a tym samym z napisaniem recenzji, w której więcej będzie faktów i ocen niż rzeczonych uczuć.

1 M.Pisarski, Kartografowie i kompilatorzy. Pół żartem, pół serio o praktyce i teorii hiperfikcji w Polsce, [w:] Liternet.pl, red. P. Marecki, Kraków 2003, s.20-21 a także P. Marecki (opr.), hasło ’Czycz Stanisław’, [w:] Liternet.pl, tamże, s. 300.

1Zob. J. Marx, Rozmowa ze Stanisławem Czyczem, „Poezja 1980 nr 7, s. 17 oraz wstęp poprzedzający druk Arwa w „Poezji”, tamże, s. 28.

3 „Teraz”, w którym mówi „niebieski” A.Wr. określonej jest w instrukcji, na rok około 60, ewentualnie wcześniej, 57 lub 58; analogiczna instrukcja w wydaniu w „Poezji” nie wspomina o roku 57, czytamy: „to obecnie rozciągać się może na czas od roku 58 do dziś”.

4 D. Niedziełkowska, D. Pachowski, Od redaktorów, [w:] Arw, s. 57.

5 P. Marecki, Intermedialny potencjał „Arwa”, [w:] Arw, s. 76. Stanowisko Mareckiego słusznie krytykują również Bazarnik i Fajfer. Z pewnych powodów warto też zajrzeć do przywoływanego artykułu Pisarskiego. M.Wilkołaska-Karpierz, D. Niedziałkowska, Pasmo muzyczne „Arwa”, [w:] Arw, s. 90. P. Marecki, Intermedialny potencjał „Arwa”, [w:] Arw, s. 71.