Agata Suwała

Sylwa Hipertekstowa

O "Czary i mary" Anety Kamińskiej

Zaczyna się całkiem niepozornie – czytam trzy fragmenty snów – białe literki na czarnym tle, nagle bez żadnego ostrzeżenia wpadam w ławicę wirującej grafiki: wyniki badań tarczycy, tabelki hormonów, plansze z pulsującymi literami – istny trans, w który autorka, jak mniemam wprowadza czytelnika z premedytacją, aby móc wodzić go na pokuszenie onirycznej gastronomii. Bo należy wiedzieć, iż Aneta Kamińska świetne opanowała sztukę przyrządzania i podawania potraw subtelnych i sensorycznych, taka jest też jej poezja. A oto wyimek z jej menu „sernik w mundurkach”, „pomidory z krzaka jajka od koguta” czy „biała mrożona”.

Teraz trochę bardziej poważnie. Hipertekst jako narzędzie do tworzenia poezji pozwala twórcy na wiele więcej niż słowo zapisane na papierze. W przestrzeni wirtualnej można znacznie sprawniej pokazać/wykorzystać potencjał słowa, wejść w interakcję z czytelnikiem czy graficznie inkrustować tekst. Poeta zatem nie przedstawia tylko tomiku poezji, ale cały projekt (pozwolę sobie użyć to brzydkie słowo), często wpisuje teorię swojej twórczości w samo dziełu, jak i dokonuje autopromocji. Jest to częsty zabieg autorów hipertekstów – istniejący, między innymi, u Radosława Nowakowskiego w Końcu świata według Emeryka, jak również w ostatnim tomiku Anety Kamińskiej Czary i mary – jeden z ostatnich linków zapisz zmiany odsyła do portalu literackie.pl, który prezentuje całą twórczość autorki.

W tomie Czary i mary wiele sensów nakłada się na siebie, co można usprawiedliwić oniryczną konstrukcją przestrzeni utworu, do której zostaje wprowadzony odbiorca. Tu wszystko zostaje uprawomocnione: niepewna tożsamość: „byłam jednocześnie Olga Tokarczuk i sobą...”, brak identyfikacji przedmiotu i jego płynność: „czytałyśmy książkę a raczej dziennik albo pamiętnik”. Podmiot wierszy odkrywa przed czytelnikiem kim jest – w wielu miejscach pojawia się imię i nazwisko autorki, jednak nigdy nie pojawia się w sposób konwencjonalny. Raz obok wyników skomplikowanych badań, innym razem na tle planszy z cyframi odbijają się pojedynczo litery na które składa się napis: „Aneta Kamińska...”, ale najciekawszą realizacją, jak uważam, jest prezentacja swojej podmiotowości w formie szarady/zagadki – na całym ekranie ukazują się chaotycznie rozłożone pulsujące litery. Nie są one ułożone linearnie w formę imienia i nazwiska, ale pozostawione w nieładzie, pojawiają się i znikają, ale łatwo można z nich odczytać nazwisko autorki. Jednak najciekawszy moment szarady przed nami. Do liter pojawiających się na planszy zostają dodane nowe, inne litery. Trudno jest w tej chwili rozszyfrować napis pojawiający się na ekranie, do tego jest wiele możliwości jego odczytań: poziomo, pionowo, na skos, od środka itd., można multiplikować kombinacje, ale na to nie ma czasu. Czytelnik żyje w stresie, ponieważ tekst za chwile zniknie i żadne lotne skojarzenie nie pojawi się.

Najciekawszym założeniem w tej układance jest wielość odczytań. Każdy odbiorca znajdzie inny wyraz, coś innego przykuje jego uwagę, niczym w odbitej plamie na papierze, którą odczytuje się na kozetce u psychiatry. Wspominam o tym dlatego, że jeden z wierszy ma właśnie taką formę. Wiersz (zaczynający się od słów: „okryty niczym kołdrą snem...) jest podzielony na dwie niesymetryczne części. Mówi o śnie jako odwróconej przestrzeni, w której „czas inaczej biegnie” i o (nie)przyjemności momentu tuż po przebudzeniu się, kiedy można jeszcze leżeć zakopanym pod kołdrą, ale już myśli wybiegają naprzeciw dnia, który się dopiero leniwie rozpoczyna. To co zobaczymy w wierszu (poprzez przedstawienie graficzne) jest zależne już od naszej wyobraźni.

Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie do utworu za pomocą wyliczanki/rymowanki dziecięcej: „raz dwa trzy baba jaga patrzy” – inicjuje zabawę, co jest jednocześnie zaproszeniem do rozpoczęcia lektury. Kolejny link opatrzony również nagłówkiem-rymowanką tym razem zachęca czytelnika do uczestnictwa w grze/zabawie: „raz dwa trzy wchodź ty” – zaproszenie czytelnika do współudziału jest niemalże immanentną cechą, założeniem utworów hipertekstowych, Kamińska również daje swobodę odbiorcy, ale nieco ją dozuję – ilość linków na stronie jest ograniczona, ale istnieje możliwość skorygowania tekstu poprzez korespondencję mailową z autorką (jeden link aktywuje outlooka).

Podmiot utworu (kobieta) jest szamanką. Kolekcjonuje ona w swojej przepastnej księdze niczym w staropolskich sylwach różne fragmenty świata. W sylwach najbardziej urzekająca jest ich różnorodność – obok zapisków wydarzeń z życia codziennego pojawią się formy literackie czy refleksje filozoficzne. Rzeczywistość przedstawiona w ten sposób, gdzie różne porządki mieszają się i nie ma wyraźnej hierarchii przybliża właśnie do tego, co się wydarza we śnie.

Świat w utworze Czary i mary przywołany jest wspomnieniem dzieciństwa, pełen smaków, zapachów i kolorów – wtedy zmysły były najbardziej wyczulone, a odbiór świata raczej sensoryczny, nie racjonalny.

„Sok spływa po plecach
budzę się od życia
aż trudno uwierzyć jak
wszystko jest truskawkowe (...)
brzuch migdałowy (...)
czereśnie na sztuki i na łopatki (...).”

lub

„Dostałam jajka od cioci z Bodaczowa, sklejone
wąską pomarańczową taśmą, spod niej wyrastają
kokardki z kolorowej waty (...).”

Odwrócenie się od życia w stronę „krainy łagodności” może być chęcią zdobycia choć na chwilę (na czas snu) odrobiny wolności, niczym nie skrępowanego czasu tylko dla siebie. Jest to ucieczka, ale nie ta eskapistyczna, ponieważ bohaterka nawet we śnie mierzy się ze swoimi problemami – głównie somatycznymi. Świadomość dziecka (mityczna) zostaje zestawiona z problemami dorosłej kobiety. Mieszają się te dwa porządki, dzięki czemu lepiej wnika się w osobowość bohaterki. Choć to czasem drażni. Wiersze zdają się momentami infantylne nie do wytrzymania, a ekshibicjonizm w pokazywaniu swoich wyników badań jest zbyt łopatologiczny, nie ma tu tego tajemniczego zawoalowania, które budzi zmysły i wyobraźnię. Jednak w tym natarczywym ewokowaniu ciała ujawnia się pewien zamysł. Tu eksponowany organ został nazwany: „tarczyca, poezja”. Bohaterka wykorzystuje własne wyniki badań, toteż tworzywem poezji staje się prawda o niej samej. Pełnego znaczenia nabierają w tym kontekście słowa pisanie-ciałem.

Autorka, a raczej bohaterka wiersza mocno wpisuje się w swój tekst, który jest jednocześnie jej światem. Centrum tego własnego mikrokosmosu jest targowisko (nie próżności rzecz jasna) – mówi o tym ostatni wiersz „Ostatni gasi słońce” – dzień dobiega końca, stragany na targowisku zostają zamykane, już nie można tam wejść, ponieważ dokonuje się „tajemne sprzątanie”. Ale na szczęście zostają ślady, po których znów będzie można trafić na targowisko: „(zakraść po śladach iść po kolorach po smakach i tropić i trafić)” – nie każdy znajdzie ponownie drogę, tylko ten, który odbiera świat zmysłami, który jest wyczulony na smaki, kolory i zapachy.

Optymizmem napawa fakt, że literatura hipertekstowa zdobywa coraz ciekawsze i ambitniejsze realizacje. Na szczęście minął już czas głupiego zachwytu i tworzenia (co gorsze publikowania) prymitywnych historyjek nazwanych szumnie utworami hipertekstowymi. Wracając do metafory kulinarnej powiem: „proszę dokładkę”.