Mariusz Pisarski: Czy mógłbyś opowiedzieć o początkach cyklu "Książka i co dalej". Jak to się wszystko zaczęło.
Tomasz Wilmański: Cykl wystaw "Książka i co dalej" rozpoczął się w 1990 roku. Nie od początku prezentowałem w nim poezję wizualną czy konkretną. Zaczęło się od książek unikatowych, tzw. artystycznych. Cały cykl zainaugurowany został w Bibliotece Raczyńskich. Miejscu zacnym i historycznym, ale nieco skostniałym. To był dla mnie w pewnym sensie rodzaj prowokacji, że właśnie tam postanowiłem zaprezentować książki, które realizują współcześni artyści. I wzbudziło to pewną konsternację. Swoje utwory książkowe wystawili tam: Joanna Adamczewska, Tomasz Konart, Tomasz Wilmański, Jarosław Kozłowski, Andrzej Szewczyk, Cezary Staniszewski. Natomiast w Muzeum Sienkiewicza (filii biblioteki), w ramach tej pierwszej edycji, swoje realizowane od 35 lat książki i druki wybitnych artystów z całego świata pokazało, nieistniejące już niestety, berlińskie wydawnictwo Rainer Verlag. Był to chyba jeden z pierwszych pokazów tego rodzaju książek w Polsce. Z biegiem czasu, trzeba przyznać nieregularnie, dochodziło do kolejnych wystaw. Do tej pory odbyło się siedem edycji i to, co na nich starałem się pokazać, ulegało różnorodnym przekształceniom. Hasło "Książka i co dalej" jest bowiem na tyle pojemne, że od samego początku myślałem i o książkach i o tym, co się dzieje z poezją, z dźwiękiem w poezji, z wizualną stroną tekstu, słowa etc.
Co cię skłoniło do zainteresowania się i pokazania szerszej publiczności zjawiska poezji cybernetycznej?
Ogólnie mówiąc, nowatorstwo w traktowaniu poezji, tekstu, może też swoboda wyobraźni, aspekty swoistego wyzwania... Jakiś czas temu poznałem Romana Bromboszcza i zorganizowałem mu wystawę indywidualną w AT. Zacząłem zagłębiać się w ten temat szperając głównie w Internecie, gdyż tego typu działania funkcjonują przede wszystkim w sieci. Później Roman zaproponował, aby zaprosić jeszcze dwóch kolegów i zrobić wystawę grupową, której towarzyszyłby - co bardzo istotne - performance. I najistotniejsze w tej edycji cyklu „Książka i co dalej" - przynajmniej dla mnie - było właśnie to wieczorne spotkanie z uczestnikami wystawy i z ich aktywnym działaniem live. Sądzę, że to co Bromboszcz, Misiak i Podgórni tworzą jest swego rodzaju kontynuacją tego, co zaczęli przed wieloma laty np. Augusto de Campos, Emmett Williams, Bernard Heidsieck, czy - jeszcze wcześniej - futuryści i dadaiści, tyle że w zmienionej i nowej formie. Być może jest to pewne nadużycie tak to traktować, zwłaszcza gdy myślimy o ideologii. Ich działania („cybernetyków”) oparte są na współczesnych możliwościach medialnych, od których nie możemy się już uwolnić. Po prostu są naszą codziennością. Twórczość ta reprezentuje odejście od tego co w przypadku twórców zajmujących się poezją konkretną czy wizualną było nieruchome, statyczne, na kartce papieru, w domenę bardziej pojemną, dynamiczną, obejmującą także dźwięk i całą sferę - co jest bardzo istotne - interaktywności. Ale mam nieodparte przekonanie, choć ryzykowne, że poezja cybernetyczna jest naturalną konsekwencją stuletniej już tradycji nowego pojmowania poezji, w wymiarze zapisu, zerwania z linearnością tekstu, wykonania, etc. i mam tu na myśli prekursorską twórczość z początku XX wieku np. Christiana Morgensterna, czy Marinettiego z jego „słowami na wolności”.
Wspomniałeś wcześniej, że artyści będący klasykami w dziedzinie poezji eksperymentalnej, artyści z długoletnim doświadczeniem, przynależący jednak do tradycji "analogowej", także zaczęli sięgać po komputer jako narzędzie artystyczne i środek przekazu. Czy można by zatem pokusić się o sugestię, że formuły poezji konkretnej zaczęły się w pewnym momencie wyczerpywać? Nie żyjący już Emmett Williams zaczął wzbogacać swoje dzieła o wymiar cyfrowy. Niejako zatem popchnął całe zjawisko w nowym kierunku. Czy jest to rzeczywiście taki nowy, świeży oddech poezji konkretnej?
Nie zupełnie tak. Notabene, Emmett był bardzo nieufny co do komputera. Sądzę, że to, co było i co jest wykonywane na papierze, tradycyjnie, za pomocą maszyny do pisania, czy za pomocą odręcznego zapisu, żyć będzie nadal. Poezja konkretna się nie wyczerpała, choć jest już faktem historycznym. Na przykład Augusto de Campos, postać sztandarowa dla konkretyzmu, występuje na scenie z muzykami na tle wielkiego ekranu, na którym wyświetlane są ruchome animacje jego utworów poetyckich z przed wielu lat, a wiersze konkretystów tworzone w latach 50-tych przez członków brazylijskiej grupy Noigandres prezentuje się teraz na wystawach i w Internecie w formie dźwiękowej animacji filmowej, co jest nowym i interesującym zabiegiem przybliżającym i ożywiającym tamte doświadczenia twórcze. Zresztą żadna sztuka się nie wyczerpuje. Zjawiska mogą przebiegać równolegle. To, co się dzieje w sieci, to co widzimy i słyszymy na pokazach multimedialnych, czyli to czym m.in. zajmują się Roman Bromboszcz czy Łukasz Podgórni, będzie funkcjonować wraz z „tradycyjnym” podejściem. To jest wzajemnie inspirujące. Nie sądzę, by doszło do jakieś radykalnej zmiany i byśmy wrzucali coś do kosza lub odstawili do głębokiego archiwum. Myślę, że praktyki artystyczne dokonujące się w obszarze poezji konkretnej, poezji wizualnej czy książki artystycznej przebiegać będą dwutorowo. Trzeba przecież zaznaczyć, że pokolenie artystów powiedzmy po 50-siątce nie ma takiej łatwości w obsługiwaniu komputera i nie widzi często takiej potrzeby, aby to czynić. To jest domena przede wszystkim młodych ludzi i wspaniale, że tak właśnie jest. Być może, że kiedyś, powiedzmy za 20, 30 lat, większość pokazów tego typu twórczości odbywać się będzie w środowisku cyfrowym. Na razie mamy wydruki, mamy wiele innych środków tradycyjnej artykulacji. Zwróć uwagę, że te „statyczne”, analogowe środki, używają także uczestnicy obecnej wystawy....Zmienił się tylko kontekst w którym powstają takie utwory, żyjemy w innej rzeczywistości, inne są możliwości i oczekiwania odbiorców. Inna jest teraz sztuka…..
To prawda. Ja sam jestem trochę zaskoczony. Idee, których realizacje widziałem wcześniej na ekranie na stronach uczestników wystawy, tutaj w formie wydruku nabierają nieco innego znaczenia. Wypada się zatem zgodzić: artystom eksplorującym materialny aspekt słowa, znaku, strony czy książki jako formy, doszła jeszcze jedna, cyfrowa sfera dla potencjalnych działań. Ale to co analogowe i to co cyfrowe będzie się uzupełniać.
A przy okazji jeszcze jedna refleksja, i pytanie. Jesteśmy w Poznaniu. W obrębie półtora kilometra funkcjonują tu obok siebie Akademia Sztuk Pięknych, Instytut Historii Sztuki, Instytut Filologii Polskiej. Przedmiotem zainteresowań tych instytucji są dziedziny, które w praktyce artystycznej niejednokrotnie zazębiają się. Przykładem właśnie prace Bromboszcza, Podgórnego, Misiaka i zdecydowanej większości artystów biorących udział w poprzednich edycjach "Książki i co dalej". Powinny się one zazębiać także w dyskusji krytycznej na temat takich zjawisk jak poezja konkretna. Niestety wszystko przebiega na zasadzie linii równoległych, które nigdy się nie spotykają. Przykładem choćby my sami. Techsty, pismo, a także pewne środowisko, zajmujące się i popularyzujące literaturę i sztukę nowych mediów, po raz pierwszy zderzają się z istniejącą od lat Galerią AT, prezentująca wiele zjawisk nowomedialnych. A do tej pory jednak się nie spotkaliśmy. Jak myślisz, co może być przyczyną takiego stanu rzeczy? Jak przełamać taki impas, ułatwić przepływ informacji i idei, zacząć skupiać razem środowiska mające różne korzenie: literackie, plastyczne, ale ten sam w gruncie rzeczy obiekt zainteresowań.
Patrzymy na to, co zrozumiałe, z polskiej perspektywy, czy tej naszej poznańskiej, ale trzeba zaznaczyć, że np. poezja konkretna jest obecna w setkach poważnych opracowań naukowych, antologiach, książkach publikowanych na całym świecie, a książki artystów są w kolekcjach najbardziej prestiżowych muzeów w Europie i USA. I tak na marginesie to stronę „Techstów” śledzę od dłuższego czasu i wiem, że tak czyni także wielu moich znajomych tzw. „plastyków” po akademii. Zawsze starałem się łączyć różne media, czy to w Galerii AT, czy to w mojej własnej sztuce. Aczkolwiek muszę przyznać, zdaję sobie z tego sprawę, że w kręgach uniwersyteckich, czy to profesorów polonistyki, czy profesorów Akademii Muzycznej, istnieją duże opory do tego typu twórczości, która rodzi się najczęściej w małych kręgach artystów, nie jest masowa, ale pewnie nigdy tego typu sztuka nie była i nie będzie masowa. I nie musi być taka, jest elitarna, jak wszelkie nowe wartości, czy idee są elitarne. A niestety opór i ignorancja tzw. "literatów" wobec sztuki współczesnej są powszechnie znane w Polsce. Ma to swoje umocowanie w zaszłościach historycznych, epoki tzw. „wieszczów narodowych”, czy jedynie istotnych elit intelektualnych, do których zaliczano tylko poetów i pisarzy. Malowanie obrazów było w Polsce nie końca zajęciem „poważnym”. Nie mówiąc już o awangardzie, całkowicie ignorowanej. To także coś mówi o „liniach równoległych”, o których wspomniałeś.
Wydaje mi się jednak, że plastycy, artyści „wizualni”, byli zawsze bardziej otwarci na nowe rzeczy związane czy to z literaturą czy z muzyką lub filmem. Teraz wypowiedzi artystyczne prezentowane w galeriach są w większości wypadków multimedialne, wykorzystują w swoim języku wszystkie dostępne rodzaje wypowiedzi tj, dźwięk, słowo, tekst, wideo, animacje komputerową itd. I jest to, jak już powiedziałem, domena przede wszystkim młodych ludzi, którzy postrzegają świat szeroko, bez obaw i zahamowań. Wspominaną już „rewolucję” dadaistyczną, dokonującą się przede wszystkim w sferze zapisy poetyckiego, zrobili bardzo młodzi ludzie. Np. Tristan Tzara, rumuński poeta, w chwili przybycia do Zurychu i założenia Cabaret Voltaire miał 20 lat. Dadaizm czy później FLUXUS były to ruchy artystyczne o zabarwieniu przede wszystkim intelektualnym, które zbliżyły ku sobie myślenie o literaturze, o sztuce, o poezji czy muzyce. A opierały się one m.in. na absurdzie, przypadku i prowokacji. No i przede wszystkim na burzeniu starych stereotypów myślenia.
Publiczna akceptacja i zrozumienie przychodziły z czasem lub nigdy…. Było to swego rodzaju odświeżenie dla sztuki. Być może jesteśmy teraz na podobnym etapie, gdy młodzi ludzie zaczynają działać w Internecie, tworzą oryginalne, ciekawe projekty intermedialne. W mojej galerii od 26 lat próbuję przełamywać granice między różnymi dziedzinami aktywności artystycznej, różnymi sposobami myślenia. Nie wystawiam tylko tzw. plastyków. Choć na wystawy tłumy nie pchają się drzwiami i oknami, jest stała, wierna widownia, to mam świadomość, że jest to dobra droga propagowania nowej sztuki. Zostaje istotny ślad po tych wystawach, przede wszystkim w pamięci widzów, jak i w katalogach, na zdjęciach, w zapisach filmowych. Myślę, że za kilka lat będziemy takie wydarzenia jak dzisiejsze (pokaz Bromboszcza, Misiaka, Podgórniego) wspominać, będą one ważnym aspektem w historii sztuki. Niejednokrotnie już proszono mnie abym wydobył coś z mojego bogatego archiwum np. na temat książki, czy poezji wizualnej i nie koniecznie byli to historycy sztuki...
Podsumowując: jaką lekcje daje nam, twoim zdaniem, poezja konkretna, a w tej chwili - jej młodsza siostra poezja cybernetyczna. Czy chodzi tu o synkretyzm sztuk, zachęcenie do poruszania się w szeroko rozumianym obszarze środków i form, przekraczania granic?
Wydaje mi się, że w sztukach wizualnych ograniczenia w używaniu różnych mediów już dawno zostały przekroczone. Przyszli artyści uczą się na akademiach montować filmy, operować dźwiękiem, robić animacje komputerowe, być może mniej jest zajęć skupiających się na pracy z wizualnością tekstu, czy książką. Literatura, poezja pozostaje osobnym działem, który nie został jeszcze w pełni przyjęty do takiego sposobu myślenia, ma tu na uwadze sferę wizualnej artykulacji. Poezja cybernetyczna wskazuje pewne nowe otwarcie na tekst, na słowo, na literę, czy ogólnie mówiąc, na wizualność i interaktywność takiego zapisu, ale jest też nową propozycją pojmowania samej poezji. Myślę, że dla Romana Bromboszcza animacja komputerowa to tylko środek a nie cel sam w sobie. Wystarczy przeczytać Program Poezji Cybernetycznej, który napisał z kolegami i publikuje w sieci. Poezja cybernetyczna to konkretna i bardzo istotna propozycja. I jeszcze jedna rzecz ważna: oni nie są wykształconymi artystami plastykami, nie mają dyplomów ASP, wywodzą się z innych środowisk (są na przykład doktorami filozofii) i myślę, że to pozwala im szerzej widzieć świat sztuki, z innej perspektywy emocjonalnej i mentalnej. Pewnie na początku nie myśleli o tym aby swoje prace prezentować w galeriach czy muzeach. Główna postać polskich konkretystów, Stanisław Dróżdż kończył polonistykę na Uniwersytecie a teraz jest jednym z głównych artystów Galerii Foksal i reprezentował polską sztukę na Biennale w Wenecji. Granice istnieją w tych, którzy nie potrafią patrzyć na rzeczywistość otwartym umysłem. Lub są niedoinformowani, co wynika często z czystego lenistwa mentalnego. Tak myślę…
Jakie są plany na przyszłość cyklu "Książka i co dalej" ?
Jak wspomniałem, w ciągu osiemnastu lat zorganizowałem siedem takich wystaw. Odbywały się one zatem nie za często. Ich pojawianiem się nie rządzi żadna zasada. Jeśli wpadnę na jakiś pomysł i poznam interesujących ludzi, to zaczynam ten pomysł realizować. Teraz planuję pokaz prac książkowych z zakresu liberatury Radosława Nowakowskiego. Liberatury, której „ojcem duchowym” jest krakowski pisarz i teoretyk literatury Zenon Fajfem. To trochę powrót do korzeni tej inicjatywy wystawienniczej, czyli prezentacji książek artystycznych, stanowiących unikatowe dzieła sztuki. Być może uda mi się także niebawem zaprezentować voice performance kanadyjskiego artysty, poety Chrystiana Böka, m.in. fantastycznego interpretatora utworów Hugo Balla i Kurta Schwittersa, ale to jeszcze luźny projekt. W dalszej perspektywie, bo w roku 2010 planuję duży międzynarodowy pokaz w Muzeum Narodowym w Szczecinie. Będzie to rodzaj podsumowania dotychczasowych edycji „Książka i co dalej”. Zaprosiłem do tej wystawy kilkunastu artystów zajmujących się książką, poezją konkretną, poezją dźwiękową, voice performance, netart m.in. Emmetta Williamsa, Bernarda Heidsiecka, Stanisława Dróżdża, Jaap Blonka, Jarosława Kozłowskiego, Joannę Adamczewską, Roberta Szczerbowskiego, Romana Bromboszcza, Ann Noël, Małgosię Gryglicką. Nie wymieniam wszystkich, gdyż prace nad tym pokazem intensywnie trwają i wiele spraw organizacyjnych jeszcze przed nami. Co znamienne, będzie to pierwszy pokaz tego rodzaju sztuki w tym pięknym mieście. Można powiedzieć, w dziewiczym terenie. I to jest wyzwanie inspirujące.