Byłoby miło.
Siedząc na swoim tymczasowym łóżku, z tymczasowym widokiem za oknem, Joanna wystukała krótką odpowiedź w komórce i wróciła do malowania paznokci na kolor fuksjowy. Był jej znakiem rozpoznawczym. Nie pamiętała już czasów, gdy jej paznokcie miały inny kolor.
Andrzej zaproponował jej dzisiaj wieczorem spotkanie na plaży. Smsowo. Potajemnie. A jednak pod pretekstem omówienia dzisiejszych warsztatów. I kolejnych, które miały dopiero nastąpić. Była przecież współkoordynatorką, co niektórzy uczestnicy odkryli dopiero dzisiaj – podczas porannego warsztatu. A i ona sama dopiero oswajała się z myślą, że znowu wzięła na siebie ciężar, którego w żadnej mierze nie miała zamiaru dźwigać.
W błogi nastrój letniego popołudnia wdarła się myśl: A gdyby tak zamiast godziny w tygodniu spędzanej na malowaniu paznokci (bo Joanna nie zwykła robić niczego po łebkach, a już szczególnie rzeczy tak ważnej dla swojego wizerunku), przeznaczyła ten czas na pisanie? 52 tygodnie. 52 godziny. 2 strony na godzinę. 104 strony na rok. Jakieś 10 opowiadań. 10 to 10 razy więcej niż 0, które było jej udziałem w tym roku. To byłoby więcej opowiadań niż napisała przez całe życie. To byłaby połowa tomiku opowiadań, który tworzyła w głowie już trzeci rok.
Odsunęła tę myśl jako wyraźnie niewygodną.