MARTA DZIDO

Matrioszka

Pani Zo, Zo, Zo, pani sia, sia, sia, Pani Zo , Pani Sia, pani Zosia męża ma a ten mąż , mąż , mąż , pije wciąż, wciąż, wciąż, trochę wódki , trochę wina i od tego się zaczyna...

Przestałam jeść . Robiłam głodówki, usuwałam z organizmu nadmiar toksyn. Wymiotowałam. Łykałam tabletki na przeczyszczenie, a toksyczni rodzice wraz z resztkami jedzenia spływali do ścieków.

A ten mąż, mąż, mąż, pije wciąż, wciąż, wciąż, trochę wina, trochę wódki i od tego jest malutki...

Spływali do ścieków i wracali następnego dnia elegancko podani na talerzu. Mamo widelec po lewej, Tato nóż po prawej. Obieg zamknięty. No, zjedz jeszcze, nie rób mi przykrości - prosiła Mama. Więc jadłam. Mamo już zjadłam - mówiłam, a w słowie zjadłam ukryty był jad. Jej własny pełen miłości rodzicielskiej i troski, lecz niestety trujący.

Matki córkom zgotowały ten los . I matki córkom wciąż gotują.