MARTA DZIDO

Matrioszka

A więc. Na tym zwykłym siódmym piętrze były sobie szare, smutne drzwi, za szarymi, smutnymi drzwiami, kryło się przeciętne, szare mieszkanie. Na środku dużego pokoju stał przykryty białym obrusem stół. Stoliczku nakryj się – dawał Mamie znak Tata i stoliczek od razu nakryty. Na stole sałatka z majonezem, kiełbasa pokrojona w plasterki, ogórek kiszony i butelka wódki. Mamo, mamo. Co? Co? Co? Jadą goście... no to co? dzień dobry, dzień dobry, cmok, cmok, cmok...

Puk? Puk? Kto tam? To my. Goście. Smuga czarnego błota na świeżo wypastowanej podłodze. Butelka wódki na stole. Otwarta. Jedna, dwie. Czysta, żytnia, luksusowa. A pod tym białym odświętnym stołem siedziałam ja.