A więc. Na tym zwykłym siódmym piętrze były sobie szare, smutne drzwi, za szarymi, smutnymi drzwiami, kryło się przeciętne, szare mieszkanie. Na środku dużego pokoju stał przykryty białym obrusem stół. Stoliczku nakryj się ↑– dawał Mamie znak Tata i stoliczek od razu nakryty. Na stole sałatka z majonezem, kiełbasa pokrojona w plasterki, ogórek kiszony i butelka wódki. Mamo, mamo. Co? Co? Co? Jadą goście... no to co? dzień dobry, dzień dobry, cmok, cmok, cmok...
Puk? Puk? Kto tam? ↓To my. Goście. Smuga czarnego błota na świeżo wypastowanej podłodze. Butelka wódki na stole. Otwarta. Jedna, dwie. Czysta, żytnia, luksusowa. A pod tym białym odświętnym stołem siedziałam ja.