Na placu manewrowym trudno jest adeptom nowym. Trzeba się nakręcić, że aż ręce bolą, trzeba ustawiać się do białej linii i cały czas patrzeć, żeby nie potrącić tych czerwono białych słupków, a przecież je tak trudno zauważyć!
– kurde mać – mruczy pod nosem pan Tadek, gdy tak stoi i patrzy jak rewizor, bo słyszy, że skrzynia biegów mu jęczy – o Jezus..!, wrzućże kurwa ten bieg porządnie!
A na tylnim siedzeniu trzy paczki fliz i na dodatek wykładzina z gumoleum w pękatej rolce, a szyby co raz to zaparowane. To nie jest
Pan Tadek to dobry instruktor, nie krzyczy, pogada, dopasuje się zawsze z jazdami, świadectwo nawet wypisał, żeby można było wcześniej sobie termin zamówić, chociaż od razu mówi, że nie wszystkim tak od razu wypisuje, bo czasami wcześniej nie wypisze i co mu zrobisz?
– No chuj nie odpali – krzyczy pan Tadek do poloneza – Odpalisz kurwa czy nie, chuju? – jeszcze się go pyta, aż wreszcie polonez odpala. Pan Tadek wie, że nie ma to jak polonez. Duży, wygodny, a w razie czego, nie zgniata się tak jak inne.
Pan Tadek na się na swojej robocie. Pokazuje też rzetelnie te wszystkie punkty miasta, na które biorą, to znaczy agrafkę na Dąbiu, Rondo Mogilskie bez sygnalizacji i Rondo Czyżyńskie z sygnalizacją i wszystkie te uliczki, gdzie strefa zamieszkania, a nie widać, albo gdzie znak stopu jest za drzewem skryty tak, że jak jedziesz, to go nie widzisz, i wszystkie te kruczki, o których wiedzieć się powinno, ale często się o tym zapomina, a potem na egzaminie płacz. Pan Tadek pokazał też jak rajdowcy wpadają w poślizg kontrolowany, mówi: musisz to wiedzieć!, to ci się przyda!, i łaps za ręczny przy setce. No nieźle.