Sławek Shuty - Blok, re-edycja 2019

A

no i buch, Maria leży, siedzi na ciężkiej jezdni trzymając się za kark i naiwnie tym swoim "nicsięniestałomiczemusiępatrzycienamnie" zagadkowym uśmiechu,

pan z samochodu nie wie co ma z rękami zrobić - jakby palił, to by zapalił, przeprasza więc i klnie na czym świat stoi, że mu się taka fucha akurat teraz,

a Maria nic, uśmiecha się przepraszając wymalowana niezręcznie, wręcz jak pacynka i to pewnie ten ostry makijaż sprawia, że ludzie milczą w duszach, pewni sprawiedliwości boskiej - kto to wie panie, kto to wie, z czego takie się utrzymują, dziwka - no może to przesada, nigdy się nie spiesz nierozsądnie na spotkanie z gachem choćby miał być, jak nieboskie stworzenie, nadczłowiekiem miałby psia krew być, złość i pośpiech, posiłki spożywane na stojąco, bo wszystko to piękności szkodzi, a na ten sygnał zdziwiony policjant podchodzi do Marii, chciałby jakoś pomóc, a że nie za bardzo pamięta zasady pierwszej pomocy, w końcu nie od tego jest, a od czego są lekarze?, i chciał kupić sobie fajki w kiosku tutaj, a tu masz babo placek, a ludzie oczekują od niego cudu - jest namiestnikiem władzy, boga bufora, kazusa, temidy i sądów najwyższych i od czego w końcu jest?, (jestem tylko człowiekiem) zatem.., nie za bardzo wiem co..,

i dlatego też; nic się nie stało proszę się rozejść, to nie widowisko mówię, a ludzie twarzami szczekają; pocałuj się w dupę to lepsze niż serial i jutro to opowiemy wszystkim, których spotkamy i on patron uciśnionych na ten sygnał twarzy - wibrujących kwazarów ciekawości, złośliwości ujmuje zagubioną w uśmiechu "przepraszam" marię, pewnie jej obieca miłość dozgonną, na jaką czekają one, ujmuje ją za dłoń, za tą co za karkiem przyklejona była - zupełnie jakby na ceremonii zaślubin, oto anioły schodzą na padół, żeby zapładniać te, co lepsze kobiety, buch, kocham cię, nic się nie stało, czy wszystko w porządku, w porządalu, zaraz przyjedzie pogotowie, niech ktoś zadzwoni po pogotowie,

i tak jej czule zdejmuje rękę z karku, o boże.., ale kark wyszedł ze skóry, kawał kręgosłupa, jak kawał białego kręgosłupa kości ze szpikiem z nerwami sterczy spode skóry wyrwany, taka rzecz mało co nie zwymiotowałem - mówi potem w domu; żona i dzieci i kolacja, obleśne to było, jak sam skurwysyn - kolegom ze służy nie drużby, opowiada, pierszyś raz takie rzeczy widział?, noo.., widzicie ona cały ten czas się uśmiechała, ułamki sekundy, łabędzia szyja kobiety, jak to się w ogóle potrafiło prosto trzymać, znaczy ta głowa, poślizgnęła się, czy co?, nie po prostu się spieszyłam na spotkanie z gachem i autobus właśnie przyjechał i żeby nie być spóźniona, takie chwile zaaferowania, afektu;

zaklinam was wszystkie nie ufajcie złu, mężczyznom, prowadzą was tylko w stronę przepaści, zapładniajcie się same zapładniajcie się sztucznie, i strzelajcie sobie minety same, i no przecież da się jakoś obejść bez gachów, co innego normalni mężczyźni tatusiowie bogu ducha winni: ojciec patrzy i jego wiadro przykazań; masz za karę i co się potem stało tato, no przyjechali panowie karetką pogotowia i zabrali tą panią do takiego specjalnego domu, ale sympatyczniej jest patrzyć na ciało uśmiechnięte niż na to niezadowolenie rozgrymaszone (ale znów ten nieudaczny makijaż !), dlatego też zawsze, zawsze, zawsze.