Maria miała dziś nieznacznie po południu umówione spotkanie z gachem, wypacykowała się wielce, jak nieboskie stworzenie, no, ostro, jak na nią, nachalnie, niezbyt umiejętnie, bo brwi i usta przeciągnęła, a do stanika wzorem dziewczyn z filmów włożyła sobie dodatkowo chusteczki do nosa i jakieś szmatki, żeby biust powiększyć wizualnie, a chociaż tyle miała z tego życia, i było całkiem, całkiem, nieźle to wyglądało - no, proszę ja was fajna dziewczyna,
znaczy już jak przechodziła przez ulicę, gdzie stał autobus to właśnie tam przechodziła już po zgaśnięciu zielonego i pan w szarym niebieskim samochodzie ciężarowym był tego całkiem pewien, że droga zupełnie, ale to zupełnie była wolna, a w dodatku miał wczoraj niezły zwał ze swoją byłą, suka go nie chciała do domu wpuścić, a po koc tylko przyszedł i siekierą byłby otworzył, ale i był to moment niezwykle nieobojętny dla marii,
trzask buchnęła na asfaltową zwichrowaną nawierzchnię jezdni, no nieźle, nie było to mocne, bo też i zaraz się podniosła, ręką chwyciła za kark, zupełnie niewinnie uśmiechnęła i tak już została w tej gestykulacji niemej dziewiczego erotyzmu ust rozchylonych na żartobliwą nieroztropność, jakby się czas urwał z łańcucha - ktoś do mnie przemawia, a z głupia frant pech chciał, że policjant stał tak zaledwie kilka kroków dalej i pan w samochodzie ciężarowym nie zdążył uciec, czy może on jednak jechał zwyczajnym samochodem osobowym, fiat duży, czy coś takiego niezręcznie polskiego,