– Woda, ciastka, chińskie disco – pokrzykiwali w ciasnym salonie świeżo przybyli uczestnicy, spośród których Andrzej od razu rozpoznał Joannę i Szymona, z przypomnieniem sobie Magdaleny nie było łatwo, natomiast siedzącej na brzegu sofy filigranowej Lukrecji nie potrafił dopasować do żadnego z miast, w którym miesiąc wcześniej prowadził pierwszą serię warsztatów. Wśród słów-kluczy, które wyliczali między sobą, aż dwa pochodziły z tekstów Lukrecji. Jasne było, że choć drobna i cicha, dziewczyna wpływa na grupę bardziej niż sama by chciała.
Z całej trójki tylko Joanna raczyła się puszką bosmana. Gdy Andrzej rozsiadł się na sofie i wszczął koloryzować swe pociągowe przygody, zaproponowała mu łyk piwa, na co z chęcią przystał.
– Darmowy alkohol będzie jutro – zapewnił wszystkich. Lukrecja zalała mu kubek jaśminowej herbaty, a Szymon tylko się skrzywił. Co Andrzeja nie dziwiło, miał bowiem wyraźnie do czynienia z wega-hipsterem, który gardzi zarówno mięsem, jak i piwem. Ale za to nałogowo pisze, posługując się przy tym całkiem analogowym zestawem. Dłonie Szymona były poplamione tuszem od długopisu, gdy dyskutowali o kłączowatych narracjach, co chwilę zapisywał coś w małym pomiętym notesie z farbowanej na czerwono skóry. Ciekawe, że notesik leżał odłogiem, gdy Magdalena, żywo gestykulując, rozpościerała przed nimi docelową wizję wielopoziomowej kompozycji swojej opowieści, z której część odbywała się w czasie powstania warszawskiego, część współcześnie, na planie filmu o powstańcach, a jeszcze inne partie współcześnie i poza planem. Choć wiedziała, czego chce i potrafiła o tym mówić, Szymon tylko się zamyślał i wpatrywał w wymiętą plastikową butelkę.
Hipsterów nie kręcą powstańcy - pomyślał Andrzej i wyszedł przed ośrodek na papierosa. Gdy dołączyła do niego Joanna, spojrzał na nią porozumiewawczo i rzucił wzrokiem w stronę saloniku.
– Jeśli los kazał tym dwojgu spotkać się w pociągu, to był to zaprawdę ślepy los.
– Albo los o krótkich nóżkach – westchnęłą Joanna i przywarła ramieniem do Andrzeja, gdyż noc robiła się chłodna i wwiewała na ląd wiatry ze Szwecji.
Światła nieodległej latarni miarowo pobłyskiwały w ich oczach, gdy wydmuchiwali dym między liście dojrzewającego kasztana.
– Pójdziemy tam jutro? – zapytała.