Ktoś kiedyś mi powiedział: najciężej jest nam zdjąć te kajdany, które same sobie nakładamy.
Sobie. Same.
Nie pytaj : dlaczego? Jestem, która jestem ↑.
Spalałam się w domowym ognisku ↑ jak ten gorejący krzew. Dzień po dniu, te same ruchy przy zlewie, te same ruchy w łóżku, te same słowa: zjedz, smakowało? Dokładkę?
Lepiej spalić się płomieniem, niż tlić się całe życie.
A ty się tlisz, korzystasz z klisz i z kalek, odbitym jesteś na xero wizerunkiem swej matki i córkę na swoje podobieństwo i na obraz swój chcesz lepić. Żyjesz długo i szczęśliwie idąc oznaczonym szlakiem i szlag cię trafia, że do celu jeszcze droga daleka, choć do celi już bliska. Tuż, tuż. Zatrzymaj się na chwilę, weź głęboki oddech, odpręż się, zrelaksuj, a życie twe nabierze blasku i seks stanie się bardziej satysfakcjonujący. Czy o to chodziło? Nie bardzo.
Pojedź na urlop, wyjdź z koleżankami na zakupy, zrób sobie prezent, miłą niespodziankę, zawieź dzieci do teściowej, weź długą kąpiel i pozwól sobie na nicnierobienie. Skutkuje? Niestety.
Kiedy stajesz i zaczynasz myśleć wnioski do jakich dochodzisz, nie są zadowalające. Brzemię ci ciąży, to dziwne, bo masz przecież wszystko. Praca, sukcesy i obowiązki. Mniej lub bardziej udany związek. Zwiąż mnie- mówisz czasem do męża, bo wiesz, że go to podnieca, choć ciebie wcale, ale co tam. Raz można się poświęcić, drugi raz też. Jest dobrze. W kraju, w którym żyjesz jest w miarę spokojnie. Sytuacja opanowana i ustabilizowana. Usta pomaluj, zmień fryzurę- to dobrze ci zrobi. Wyjdź z domu, wyjdź z siebie, stań obok. Złap dystans, poczuj wiatr we włosach. Bądź sobą, wybierz pepsi.