Zgoniona, z siatami, które przecinały skórę na jej dłoniach, z wzorkami popękanych żył na łydkach wracała z pracy o dwudziestej drugiej. Dom cały trzeba było wyżywić, córki z zięciami, synów, synowe, ich dzieci, czyli jej wnuki, dwa psy i jeszcze syna sąsiadki-alkoholiczki, który pałętał się bezdomny po podwórku. Jedz synuś- mówiła babcia i matce też kawałek zanieś. Ode mnie nikt głodny wyjść nie może. Jedz, bo ci wystygnie. Co, nie smakuje ci? Może chrzanu przynieść? Może soli? Dokładkę? Jedz, nie rób mi przykrości.
Babci mantra - modlitwa. Niekończąca się opowieść ↓. Niestygnąca. Pomiędzy pokoleniami pomost pod postacią talerza. Nić porozumienia. Ale babciu...Nie gadaj tylko jedz. Nić porozumienia. Ale...Nic porozumienia.