Kochałam za bardzo ↑, a miłość moja była ślepa. Myślałam wtedy, co z tego, że codziennie Wilk musi zapalić dżojnta, to nic wielkiego, dobrze, że nie pije. Tonęłam w jego przekrwionych oczach, byłam szczęśliwa, potrzebna i czułam się piękna. Z początku to nawet paliłam z nim. Spalmy to, mała, do końca, zanim sami się spalimy…- mówił. Później już mi się nie chciało, bo ile można w kółko palić i śmiać się głupawo, mówiłam: a może dziś porobimy cos innego? Niby nie palił, ale oczy miał czerwone i czekoladę, wafelki o smaku orzechowym, słoik nutelli potrafił na raz zjeść, bełkotał i denerwowało mnie to, ale myślałam, że zmieni się dla mnie. Jak kocha, to się zmieni. Czekałam na zmianę miesiąc, drugi, trzeci. Wilk mówił ↑: bo kiedy palę, to tak jakbym kołdrę zakładał na głowę, wtedy mnie nic nie dotyka, o żaden kant rzeczywistości się nie uderzam, jest mi ciepło i bezpiecznie jak w brzuchu u matki, jakbym się w ogóle nigdy nie narodził.