Pamiętasz ile razy powtarzał się ten sam schemat? Mówiłaś: to koniec. Krzyczałaś: wynoś się. Wyjmowałaś jeden po drugim talerze z szafki i brzdęk, brzdęk. On znikał za drzwiami, a ty za nim: nie zostawiaj mnie. Wróć.
Więc wracał, a ty ze wstrętem do siebie zaczynałaś sprzątać z podłogi drobiny szkła. Diabeł stłukł lustro i teraz w sercu Kaja jest mały odłamek. Dlatego Kaj cię nie poznaje, Kaj nic nie czuje. Zamknięty w lodowej komnacie swojego uzależnienia próbuje ułożyć słowo wieczność. I nie może. Bo zamiast wieczność, wciąż mu wychodzi wietrzność i przemija z wiatrem....
Ile razy tak było? Zziębnięta, zmęczona, przerażona udawałaś się w podróż, by go odnaleźć. Odnajdywałaś i znów musiałaś udawać. Że wszystko jest dobrze, że nic się powtórzy. Ile razy się powtarzało?
Wytrwała, dzielna Gerda. Gotowa do poświęceń Mała Syrenka. Nie mogąca się obudzić z koszmaru śpiąca Królewna. To ty. Idziesz dokładnie po ich śladach.
Ile razy tak było? Nieważne ile.
Rano odbierałaś telefon. Mówiłaś bez zająknięcia, jak specjalnie przygotowaną na szkolny apel recytację: mąż nie może podejść do telefonu, ma grypę, nie będzie go do czwartku. Szłaś do lekarza po lewe zwolnienie. Gotowałaś krupnik albo ogórkową, jak lubił, dawkowałaś leki na uspokojenie, dzwoniłaś po pogotowie antyalkoholowe. On obiecywał. Ty wierzyłaś.
Do dnia, w którym pękło twoje piekło i twoje niebo. Do dnia, w którym na twoje życie spadła bomba ↑.
Stanęłaś przed potłuczonym lustrem i zobaczyłaś w nim wreszcie siebie.