Andrzej
Mochola
W postmodernistycznej
bibliotece,czyli
polowanie
na Gutenberga 04
Sam
Pavić, który nadzwyczaj chętnie udziela wywiadów, stwierdzał wielokrotnie,
iż intencją jego twórczości jest stworzenie jednej hipertekstualnej
biblioteki. Dowodem na to jest między innymi wykorzystywanie przez
Pavicia tych samych fragmentów tekstu w kolejnych utworach, np.
Słownik Chazarski i Wieczność i jeden dzień, by przypomnieć te najbardziej
oczywiste.[11]
Pavić uzyskuje się w ten sposób strukturę złożoną z wielu tekstów
połączonych pomiędzy sobą swoistymi miejscami wspólnymi, umożliwiającymi
nieograniczone w zasadzie żeglowanie pomiędzy pojedynczymi utworami
(hiperprzestrzeń). Najbardziej widoczne staje się to po przerzuceniu
utworów Pavicia do komputera i ich lekturze na ekranie monitora,
czy też książki elektronicznej (e-Book).
Pavić nie jest oczywiście
ani pierwszym, ani ostatnim twórcą, wykorzystującym hipertekstualizm
i możliwości jakie ów oferuje w twórczości literackiej. Pomijając
jedno z najbardziej oczywistych literackich skojarzeń, jakim bez
wątpienia jest Pale Fire Nabokova, warto przypomnieć sobie chociażby
opublikowaną w 1976 roku powieść Take it, or leave it Raymonda Federmana
(dobrze znanego teoretykom literatury), której lektura może być
rozpoczęta w którymkolwiek miejscu i w dowolny sposób kontynuowana.
Umożliwiają to pierwotnie nie ponumerowane i nie zszyte strony tekstu,
które czytelnik może układać wedle własnego uznania (zamieniając
na przykład zły koniec na dobry itd.).
Zjawisko
hipertekstualizacji współczesnej literatury, jak również ideę jej
interaktywności oraz otwarcie na inne nośniki przekazu informacji
ze strony twórców, należy - moim zdaniem - traktować zarówno jako
element dyskusji nad przyszłością druku i książki, jak również dyskusji
o charakterze znacznie szerszym - sytuacji współczesnej kultury.
W tym miejscu nieistotne są tak naprawdę wartości artystyczne, estetyczne
- czy jakiekolwiek inne - tych utworów (są one, rzecz jasna ogromnie
zróżnicowane). Ważna jest konieczność zdania sobie sprawy, iż tendencje,
o których mowa, należą do naszej, współczesnej kultury; współtworzą
ją. Są one niczym innym, jak swego rodzaju próbą przezwyciężenia
sytuacji, w której obrazy niczego nie reprezentują, zaś w środowisku
kultury symulowanej nie chodzi o nic innego, niż tylko o umiejętność
prowadzenia gry z otaczającymi nas obrazami lub też próby komunikacji
za ich pośrednictwem.[12]
Nie
bez powodu - jak słusznie zauważa Rudniew[13]
- na miejscu parodii klasycznego modernizmu pojawił się postmodernistyczny
pastisz (z włoskiego pasticio - opera, skonstruowana z kawałków
innych oper; por. też: pot pourri). Istotą jego kariery, w opozycji
do parodii polega na tym, iż w obecnej sytuacji nie ma niczego,
co można by sparodiować, nie istnieje nic na tyle poważnego, co
mogłoby zostać ośmiane. O ile nie tak dawno temu istniały obiekty
żywe i święte (na przykład książka), o tyle teraz nic nie jest żywe
i tym bardziej święte. Świat składa się z rzeczy dawno ośmianych,
strawestowanych i trudno jest kogokolwiek czymkolwiek zaskoczyć.
Co najwyżej można raz jeszcze napisać Don Quijoteía. Nie liczy się
już jasność sformułowań, a i ostrość wypowiedzi przestała zwracać
na siebie uwagę. Z tego samego powodu klasycznie modernistyczny
intertekstualizm, zastąpiony został bardziej plastycznym - w znaczeniu:
bardziej podatnym na manipulowanie nim - hipertekstualizmem, będącym
o wiele bardziej adekwatnym sposobem opisu dzisiejszej kultury.
Kultury kolaży, nawarstwiających się pastiszy i przypadkowych, wieloznacznych
konstrukcji semantycznych; cytatów bez początku i końca. Nieprzypadkowo
można zatem odnieść uzasadnione wrażenie, iż postmodernistyczna
biblioteka to świątynia nieustającego karnawału pastiszy.
|
|