Delta Miciński
Melancolia
Żyje we mnie jakiś głuchy płacz – jakiś szloch i płacz żyją we mnie –
niby w grocie kropel wieczny szmer, monotonnych kropel tajny jęk.
Ach, to pewno przez zbójców zamkniona ze złotymi włosami królewna,
(kasztelanka lub może pasterka) – z pól słonecznych, zielonych porwana,
zapomniana i w grocie zamknięta i na ostrych się głazach krwawiąca,
złotowłosa mej duszy królewna.
Łzy jej płyną jak zimne opale – łzy jej płyną wśród nocy bez końca
i w kryształy się lodów zwisają – w zamyślenia wiszące kryształy.
Raz przypełznął za szmerem do groty – wąż kusiciel tych głuchych podziemi,
usta chciwie przyłożył do zdroju, lecz się wzdrygnął przed blaskiem nieznanym.
A wtem ujrzał w szafirach królewnę – i swe oczy głębokie, zielone –
swoje oczy widzące w ciemnościach utkwił w bladą płaczącą królewnę –
i mądrymi oczyma pocieszał i prowadził ją w otchłań głęboką –
fosforycznie oczyma przyświecał – i prowadził ją w otchłań głęboko.
Aż pod ręką skrwawioną, co szuka w mroku oparcia,
grać poczęły jak dzwony bólów zamarzłych kryształy:
chór wyklętych pielgrzymów nuci pieśń grobu świętego,
tarcze błyskają, miecze – wśród kolumn czarnych bazaltu –
wstają z grobów olbrzymy – szał rozpędzonych rumaków
niesie ich w ogniach kłębiących przed gniewny w piorunach Majestat.
Nagle śpiewy zamilkły – głucha rozwarła się otchłań –
widać wśród ścian obślizgłych mgłą wirujące jezioro.
I na zwilgłym grobowcu drżąca spoczęła królewna,
w otchłań patrzy bezgwiezdną – w świątyń zagasłych jezioro.
Wtem ją mocne ramiona objęły w krzyku bezdźwięcznym
i uniosły nad otchłań skrzydeł sześcioro
i ujrzała cudowną w blasku miesięcznym – twarz Lucifera.