Hesja jadła kalafiora, grając w domino. Nie było domina bez kalafiora i kalafiora bez domina. Nie było też bzu, bo nie był maj, nie było kasztanów, nie było śniegu. Był lipiec. Małymi łykami popijała herbatę i bawiła się we frottages. Mocno pocierała ołówkiem o papier, pod którym znajdowała się dwuzłotowa moneta. Nie było monet bez ołówka, ale były ołówki bez monety. By sięgnąć po herbatę musiała stawać na palcach. Nie było stawania na palcach bez niskości i niskości bez stawania na palcach. Nie było aklimatyzacji bez obcości. Niestety była obcość bez aklimatyzacji. Nie było czytania bez wyłuskiwania i wyłuskiwania bez czytania. Z przewertowanej ostatnio książki o samobójcach wyłuskała tylko, że rozstający się z życiem z powodu nieszczęśliwej miłości, mają poharatane palce. Dłużnicy i bankruci nie. Bo to nie oni po skoku łapczywie chwytają się kolumn, stropów, nie oni chcą odwrócić czas, nie oni chcą jeszcze raz spróbować żyć.
Zauważyła to ponoć londyńska policja.