Dawno, dawno temu…..
kiedy bramy Krakowa zapinały się jeszcze na zatrzaski, w słonecznym cieniu, na miękkim kamieniu siedziała młoda staruszka. Mimo swych trzydziestu wiosen, czuła się jakby miała ich co najmniej siedemdziesiąt. Podobno byłą Księżniczką, zamkniętą w wieży, do której wejścia pilnował smok, co siedem głów miał, ale kto by tam wierzył w smoki. Co wieczór, tuż po zachodzie słońca wychylała się z okna, spuszczała w dół swój płowy warkocz, a po warkoczu wspinał się do niej Rycerz. W pośpiechu zdejmował zbroję, podwijał jej suknię, trwało to krótko i tylko czasem musiała sobie wycierać usta.
I co dalej?