Kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto, co z wiatrem nie przeminęło, nie przeminie nigdy. Zawsze będziesz pamiętać i bać się o jutro i wczoraj.
Wyszłaś w mróz ↑, tylko w koszuli nocnej, na śnieg i szłaś przed siebie. Otępiała, nie czująca zimna, sina. Pani się chyba zgubiła? Nie, nie zgubiłam. Muszę mu zanieść ręcznik do łazienki, żeby miał się czym wytrzeć, żeby nie stał mokry. On przecież tak łatwo się przeziębia. Kto, proszę pani? - pytali ludzie w kurtkach i czapkach, czekając na pogotowie. Mój synek. śa;nieg padał na twoje siwe włosy. Przegub prawej dłoni okręcony miałaś sznurkiem, do niego przyczepiony był klucz. Gdzie pani mieszka? Tam. Nie. O tam. Czyli gdzie? Nie wiem. Poprzestawiało się kobiecie w głowie – mówili. Co ona tak boso idzie? I po co? Trzeba ją siłą do domu zaciągnąć, bo stopy jej się odmrożą.
Synowi ręcznik niesie pod prysznic, podobno. Bez butów, bez płaszcza?
Stara wariatka.
Jej syn przecież w Irlandii.
Jej syn w Nibylandii.
Ona nie ma syna.
Ja ją znam. To wariatka. Dewotka. Baba Jaga. Na łopatę ją. I do pieca.
Jestem wreszcie wolna. Jedną nogą już na tamtym świecie. Druga mi utknęła w zaspie śnieżnej. Pamiętaj wnuczko moja kochana, pieniądze są w dzbanku niebieskim na półce. Na czarną godzinę. Żeby jak umrę nikt kłopotu ze mną nie miał. Stara baba jestem, Baba Jaga. Miałam już w tym życiu i radość, i bezradość. Teraz mi pozostała tylko bezradność. Dość już mam. Całe życie cicho byłam. W czterech ścianach. Wyszłam wreszcie i zamarznąć mi nie dają spokojnie. Niedługo wrócę – mówi Babcia, choć wie, że raczej długo nie wróci, a najpewniej już nigdy.