Związków się bałam ↑. To znaczy zaangażowania, zranienia, kłamstwa. Pamiętam Mamę, jej ścieżki domowe, wydeptywane latami od okna do drzwi w oczekiwaniu na Tatę. Jak przeglądała jego rzeczy, wąchała ubrania, szukając tam zapachu innych kobiet. Wylewała alkohol do zlewu. Miała tusz na policzkach rozmazany, włosy w nieładzie, zmęczoną i rozczarowaną twarz.
Pamiętam Tatę, kiedy wracał, przynosił jej kwiaty a ona go tymi kwiatami. Krzyczała, obrzucała wyzwiskami albo stała niewzruszona i milcząca. Spał na podłodze obok łóżka. Czasem w moim pokoju, też na ziemi. Mówiłam: tylko się nie rozwódźcie. Prosiłam: przeproście się. Oni nic. Pamiętam też dobre chwile. Ile ich było? Może mi się wyobraziły?
Miałam niewidzialną koleżankę. Jej rodzice też się ciągle kłócili i nawet gorzej niż moi. Natasza miała na imię. Ale pewnego dnia mama Nataszy odeszła z obcym panem, a tata Nataszy tak dużo wypił, że musiała go zabrać karetka na sygnale i Natasza zamieszkałą w sierocińcu u sióstr zakonnych i nigdy już nie spotkałam mojej niewidzialnej ukochanej przyjaciółki.
Wtedy to właśnie zrozumiałam, że nie wolno się do nikogo przywiązywać, nic nie trwa wiecznie, a rozstanie boli, a że bałam się bólu….