Miałaś już wcześniej myśli samobójcze? - pyta mnie Pan Terapeuta. Nie przypominam sobie. A wśród twoich bliskich? Były przypadki depresji?
Tata miał dwóch braci. Jeden brat się powiesił, a drugi rzucił się pod pociąg.
A tata?
Tata nie żyje. Dziesięć lat temu zmarł. Miał problem. Z alkoholem. Walczył, miotał się, walił głową w mur aż w końcu opadł z sił. Położył się pod tym murem i pił. Mur lepił się od jego krwi i stał niewzruszony. Myślałam, że jestem winna. Prosiłam, szantażowałam, tłumaczyłam. On mówił: To nie jestem ja. To kurestwo jest ode mnie silniejsze. Miałem wszystko i wszystko straciłem. Nic mnie tu już nie trzyma. Tylko kiedy piję, jestem spokojny. Alkohol jest dla mnie jak powietrze. Robię wdech ↑. Żyję. Robię wydech. Umieram. Ta droga jest prosta, a jej kres już blisko. W tej historii nie ma alternatyw, cudownych zbiegów okoliczności, ani objawień. W tej historii jest miejsce tylko na waszą histerię. Niedługo koniec. Popłaczecie z matką przez chwilę, a później zapomnicie i przestaniecie się o mnie bać.
Najgorsze, ze już nic mu nie mogłam powiedzieć. A tyle razy myślałam. Powiem mu. Zwykłe rzeczy. Że jest ważny dla mnie. Że jest ważny dla mnie. Że wiem. Że trudno, ale mimo wszystko. Że przecież jest. Moim. Tatą. Że widzę, że walczy. Że to doceniam. Że gdyby. Że.