Żony krzyczały ↓, prosiły, szantażowały i przede wszystkim czekały. Mężom przeciągały się alkoholowe uroczystości do późnych godzin wieczornych. Noc stawała się gęstsza i ciemniejsza. Żony patrzyły przez okna w mrok. Może go samochód przejechał? Napadli go? Potknął się pewnie i złamał nogę? Uderzył się w głowę, stracił pamięć i zapomniał gdzie mieszka, kim jest i po co? Nasłuchiwały szelestów. Stukotów. Kroków. Mężowie wracali nad ranem. Nareszcie. Przewracali się w progu. Nic ci nie jest? Czuć ich było wódką. Dobrze, że wróciłeś ↑. Nie odpowiadali. Nie było z nimi kontaktu. Żony waliły głowami w beton nietrzeźwości, lecz odpowiadało im tylko własne echo. Nic ci nie jest? Nie jest. Gdzie byłeś? Byłeś. Bałam się o ciebie. O ciebie. Ebie. Bie. E. I ciebie też się bałam.
A o siebie się bałaś?