Miasto. Nowa Huto. Wielka płyto. Cóżeś ty za pani. Że za tobą poszli, że za tobą poszli, chłopcy malowani. Wszyscy jak jeden mąż. Wszyscy za jednego. Trzydzieści lat wysługi na walcowni. Z najgłębszym bólem i niewysłowionym żalem zawiadamiamy. Najukochańszy mąż, tatuś i dziadzio i kawał kutasa jak chyba każdy, nie? No nie jest tak? Emerytowany, długoletni pracownik. Po długiej i ciężkiej chorobie. Niech mu ziemia w gardle kością.., zresztą.., nieważne.
Pogoda zrobiła się zimowa. Marzec, wiosna za pasem, a tu deszcz, śnieg i dwa stopnie na plus. Pogoda dla blacharzy.
– Jak ty się ubierasz? – pyta Sławek matki, gdy tak siedzi na tym bezrobociu w kuchni i je jajecznicę – W taki szalik?
– A jak ty się ubierasz – odpowiada pani Ryśkowa – Ty się lepiej popatrz na siebie.
– – pyta pan Rysiek żony – Coś ty se za kapelusik znalazła?
– No jaki?
– Jakiś taki dziwny.., z takim belosem z tyłu – pan Rysiek się krzywi, bo wie jak coś takiego może zostać odebrane przez społeczeństwo, jak.., a nawet nie chce mówić jak – Ubierz się jakoś, do ludzi idziesz.
– Tobie, to się zawsze nic nie podoba – pani Ryśkowa się denerwuje, bo społeczeństwo, którego idee nosi wewnątrz siebie, akceptuje ten rodzaj kapelusików – Wszystko ci źle!
– Do ludzi idziesz to musisz jakoś wyglądać, chcesz żeby powiedzieli, że o ciebie nie dbam?
– No już ty o mnie dbasz najwięcej, w płaszczu czwartą zimę chodzę.
– To ić se kup nowy.
– No ja se kupie, nie wiem za co.
– Wiesz gdzie są pieniądze, to weź i ić se kup, a jak trzeba będzie to z książeczki weźmiemy.
– A przestałbyś tak gadać byle tylko gadać.., a co ty sobie zakładasz?
– No szalik.
– Jaki ty sobie ten szalik zakładasz, taki?
– A jaki mam założyć?
– Nie taki, ten jest brudny, masz tam w szafie nowe, ładne szaliki to chodź w nich.
Pan Rysiek wyciąga z szafy nowy szalik i mamrocze pod nosem, że za duże dziury ma.
– I spodnie masz takie na kolanach wyciągnięte i brudne.
– Gdzie brudne, tyle to nic – otrzepuje spodnie z białego osadu i poprawia na kolanach – Co ty chcesz?
Pani Ryśkowa nie odpowiada tylko wychodzi gotowa na klatkę.
– Już wychodzisz?, przecież autobus dopiero o dwunastej.
– O dwunastej to on odjeżdża, to trzeba chyba wyjść wcześniej.
– Poczekaj jeszcze chwilę, nie będziemy jak głupi stać pod klatką, wczoraj przyjechał o dwunastej i dopiero się ludzie zaczęli schodzić.
– Wczoraj też był?
– Był, do Żaby, to nie wiesz?, z drugiej klatki, zawiózł wszystkich na cmentarz, przywiózł z powrotem. Podjechał pod klatkę, specjalniem się od okna odsunął, żeby mnie nie widzieli.
– Czemu? – to Sławka zaciekawiło, bo lubi filmy grozy.
– Jakże to, ludzie wracają z pogrzebu, a ja tu mieszkanie komuś robię.
– No to co?, przecież go nie znałeś.
– Eee.., jak to tak, jak wszyscy byli, Bolak, Stankiewicz, Kamiński, a ja mogłem pójść, to tak nie wypada, no nie wypada ci mówie, żeby tak widzieli.., a jak Cieniuszek dzwonił, to żem nie otworzył, bo stał tam z Bolakiem na parterze, dopiero jak winda pojechała do góry, to otworzyłem, a po co mi mają później gadać, że tu pogrzeb, a on mieszkanie remontuje.
– Jakiś obcy facet, a ty się przejmujesz.
– Obcy nie obcy, sąsiad z drugiej klatki, to prawie jakby w sąsiednim domu mieszkał, to tak nie wypada nie iść, masz jakieś drobne, złoty czy dwa na tece?, bo piątki przecież nie dam.
– Ja mam dwa złote – pani Ryśkowa grzebie w portfelu i wychodzi raz jeszcze gotowa na klatkę.
Pan Rysiek wychodzi za nią.
Sławek przez okno, robi kulkę z kozy i pstryka nią gdzieś w powietrze, ale autobusu jeszcze nie ma. Tylko jakiś facet chodzi koło zaparkowanego krzywo na chodniku Żuka i krzyczy: "ziemniaki".