– Ile mu tam dajesz – pyta się tata.
– A ile mam dać?
– Dwadzieścia złotych mu starczy.
– Czy żeś ty zgłupiał dwadzieścia złotych to teraz ludzie dają na tace!
– A niech dają, jak na to mają, ja to wolę wydać na inne rzeczy
– To se wydawaj, to są moje pieniądze.
– Jakie twoje?! Nasze!
– Moje, com je extra dostała i co ci mam jeszcze powiedzieć?!
– A daj se, ile chcesz – i taty ta sprawa dalej nie interesuje. Teraz wnikliwie patrzy przez wziernik i nic nie widzi. Ministranci stoją jak stali, gadają, szczypią, popychają i śmieją się – Weźże się, powiem księdzu, idzze idzze.
Oho! Wchodzi. Gdzie? Pod trzynasty. Naprzeciwko. Widać i słychać jak na dłoni.
– O jak tu ciasno – mówi ksiądz Piekarczyk, jak wchodzi na piętro i przeciska się między dwoma rowerami.
– A proszę księdza, wszędzie te rowery – sąsiadka, , znalazła okazję, żeby się wyżalić – Przejść normalnie się nie da, żeby coś, i te reklamy wciskają człowiekowi, śmiecą tylko i więcej nic – wskazuje ręką na stertę papieru z pobliskiego hipermarketu z napisami promocja i jakieś gratis.
– A jaki chodzi? – mama jest jeszcze tego ciekawa.
– Piekarczyk – odpowiadają.
– Aha – mówi mama i zamyka – Piekarczyk chodzi.
– No wie pani – odpowiada jej poważnie ksiądz Piekarczyk – Ludzie to lubią.. kupować, na msze świętom taki nie pójdzie, a do takiego sklepu to pójdzie i będzie tam siedzieć nie wiadomo jak długo.
– Ja to proszę księdza to nie chodzę, po co?, mało mamy tutaj sklepów małych, żebym jeszcze tam musiała, a po za tym trzeba szanować polską wytwórczość – mówi zasłyszane w gazetach opinie i szturcha nogą dziecko, żeby schowało tą hulajnogę, co ją na promocji tam nabyła, ale przecież jeden raz wiosny nie czyni, no może dwa razy i tyle. Kto by się o to obrażał?
– Żeby tak każdy jak pani myślał, to by było dobrze – przytakuje jej ksiądz.