(align:"=><=")+(box:"X")+(background: #FF0192)[#PATRIARSZE BRUDY
[[START->1]]
]<==>
(background: #FF0192)[Ten pamiętnik jest własnością Doroty Sośki, urodzonej 21 grudnia 1997 roku w Płocku. Opowiada historię jej i jej przyjaciół. To w ogóle nie jest nic ciekawego, więc jeśli nie chcesz zanudzić się na śmierć, odłóż ten pamiętnik. Uprawnieni posiadają do niego hasło, ale uprawnione są tylko dwie osoby: Ola Wiśniewska i Agata Malewa. Jeśli nie znasz hasła, nawet nie próbuj dostać się do jego dalszej części.
[[spróbuj otworzyć pamiętnik->pass]]
](background: #FF0192)[''Dorka, 14,5 lat, 0,9 km. stąd''
//24 czerwca 2012 roku//
<==>
W momencie, w którym to piszę, jestem już daleko stąd. Od mojej budy dzielą mnie w końcu aż dwa kominy niedziałającej już cukrowni, osiedlak, w którym co rano robimy zakupy i plejada banków. Jak trzeba tam zasuwać, to w sumie mam niedaleko, ale teraz czuję się bezpiecznie, bo o tej porze roku przez miejski gwar nie przebije się żaden szkolny dzwonek.
Wraz z otrzymaniem świadectwa, wybiegłam stamtąd jak poparzona. A przyczyniło się do tego kilka rzeczy:
1. Józek, z którym 10 razy z rzędu przegrałam w Tekkena na świetlicy. Po wszystkim powiedział, że biję się jak baba.
2. Nie wyciągnęłam polskiego na 5, przez co moja średnia ocen na koniec ostatniej klasy gimnazjum wynosi całe 3,99. Super, nie?
5. Sylwia z Majką z klasy Józka, które śmiały się z Oli. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby im coś powiedzieć. Przez cały tydzień straszyły mnie, że naślą na mnie kogoś na osiedlu.
[[przejdź do strony nr 3->3]]
]<==>
(background: #FF0192)[Ale chyba na przestrzeni całego tego roku nic nie zaszło mi pod skórę, jak patriarchat. I jego strażnicy. Dorośli, którzy twierdzą, że dzieciństwo to twój najlepszy czas w życiu. Matki, babki, wujkowie, zaciskający na naszych korpusikach białe gorseciki, przewiązujący fartuszki, wstążeczki, mundurki. To się dzieje już od momentu wyjścia ze strefy bezpieczeństwa, przebicia tej tajemniczej, czerwonej membrany, tej niewiedzy o twojej płci, imieniu, tożsamości. To jak wygnanie z raju. Podkręcone światła padają prosto na ciebie. Ogłuszające dźwięki wydają się być coraz bliżej. Oto świat woła cię rozpaczliwie, przyciąga do siebie otwartymi ramionami, przygląda się temu i nazywa – to dziewczynka.
[[przejdź do strony nr 4->4]]
]<==>
(background: #FF0192)[I nikt trochę nie wie, co wtedy zrobić, a jednocześnie każdy robi to, co wówczas należy. Mam takie nagranie, ojciec wtedy kompulsywnie latał z kamerą po całym oddziale porodowym, mieszkaniu, kościele, domach pogrzebowych oraz domach weselnych. Na video widać, jak matka przywozi do domu taki mały, pozawijany gałganek. Kładzie go na stół kuchenny i rozwija mnie z bambetli, jak ciasto drożdżowe. Krzyczy na ojca, żeby pomógł. Babcia się żegna, układając usta w bezgłośne pacierze, ciocia nerwowo zerka na torbę z ubrankami, upewniwszy się, czy są wystarczająco unisex, a brat, mówi do mamy, że taki chłopak, ale bez jaj, to baba. Mi, jak pokazuje ujęcie kamerzysty, jest wszystko jedno.
[[przejdź do strony nr 5->5]]
]<==>
(background: #FF0192)[Żyjemy wszyscy na trochę ponad pięćdziesięciu metrach kwadratowych. Mieszkanie znajduje się w jednym z bloków ustawionych tak blisko siebie, że sąsiedzi mogą zaglądać sobie do okien. Dwa okna od północy są nasze. Matka przy każdym święcie z dumą powtarza, że taki przyjemny klimat zawdzięczamy właśnie oknom od północy. Mam siedem lat i właśnie wypadają mi zęby. Teraz siedzimy wszyscy wspólnie w kuchni, na którą przypada jedno okno, a w nim świeci się żarówka. Z telewizora z pokoju obok rozchodzą się wiadomości o ataku na World Trade Center. Wszyscy milczą, mają poważne miny. Matka zapytana o ojca, kiedy ostatni raz odzywał się zza granicy, przechyla szklankę z czarną kawą, aż po same fusy. Ja rysuję w zeszycie od matematyki jednorożca. Dostaję po łapach, że to już nie przedszkole. Jest lepki, wrześniowy wieczór, tym po drugiej stronie słońce jeszcze długo da popalić.
[[przejdź do strony nr 6->6]]
]<==>
(background: #FF0192)[Jest nas więcej. Chodzimy co rano tą samą trasą do tej samej szkoły. Od momentu, w którym umarł Papież Polak, żyjemy w ciągłym strachu przed czymś, co nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć. Przed atakiem terrorystycznym, przed końcem świata, przed wprowadzeniem euro do Polski, przed inflacją, przed Papieżem murzynem. Za chwilę wyrosną nam piersi, ale to za dłuższą chwilę. Idziemy do pierwszej klasy. Od lewej: ja, Ola. Tam z tyłu idą starsi: Józek i Julek. Jeszcze nie do końca wiemy jak z nimi rozmawiać. Mają długie nogi i chłopięce głosy. Nie zawsze rozumiemy, co do nas mówią. To też przyjdzie z czasem. Chwilę po tym, jak wyrosną nam piersi, dostaniemy syndromu tatuśka. Tak przynajmniej mówią ci, co są starsi i jak mówią mądre rzeczy, to marszczą czoło. Za chwilę będziemy składać CV w okolicznych sklepach, zatrudniać się na etaty, latać na zlecenie. Za chwilę dostaniemy pierwszą wypłatę i sprezentujemy naszym matkom to, czego sobie odmawiały, żeby wysłać nas na kolonie i zaznać chwili spokoju. A potem będziemy znikać na coraz dłuższe wakacje za Polską granicą, by kupić sobie te wszystkie rzeczy, których nie miałyśmy czasu spróbować, trzaskając nadgodziny. To wszystko wydarzy się dosłownie za chwilę, tylko nauczymy się liczyć.
[[przejdź do strony nr 7->7]]
]<==>
(background: #FF0192)[- Skoro tyle z naszym pokoleniem utrapienia, to mogliśmy się w ogóle nie rodzić. Po co komu to było?
Tak brat powiedział matce, kiedy ta złoiła mu skórę po otrzymaniu rachunku za telefon. Przez cały tydzień dzwoniliśmy pod numer podawany w grach telewizyjnych, bo Janek potrzebował akurat trochę kasy. Wieczorem, kiedy my już za ścianą oglądaliśmy filmy, które Janek ściągnął z Internetu, matka poszła płakać do pokoju obok. Przytuliłam się do brata i podziękowałam mu za to, że się urodził. Nie wiem skąd mi to przyszło, nigdy nie mówiliśmy do siebie w ten sposób. Niedługo potem już nie spędzaliśmy w ten sposób czasu. Coraz mniej było z Jankiem kontaktu, coraz częściej kryłam go, że wychodzi za śmietniki, żeby zapomnieć, że się urodził. Nauczył mnie, co mówić wtedy matce: nie Amfa, a Anka. Powtórz: Anka. Idę do Anki. Dobrze. A jak zatrzaskiwał drzwi i zostawałam sama w domu, to płakałam przy muzyce [[Pezeta->7a]].
[[przejdź do strony nr 8->8]]
]<==>
(background: #FF0192)[Każdego dnia mała katastrofa. Jak nie wylew, to sraczka, tak mama mówiła. Albo, że nieszczęścia chodzą parami. Pod naszym dachem gotowało się, jak w garnku. Grzmiało, grzmiało, ciągle natrętnie huczało. Latem roiło się w naszym domu od much i pszczół, bo Janek w każde wakacje zapominał założyć w oknach siatkę. Kleiły się do wszystkich lepkich powierzchni. Brzydziłam się tych tłustych, pijanych owadów, więc gromadziłam je w zbiorowym grobie pod talerzem z owocami. Było ich trzydzieści osiem, kiedy matka się zorientowała. To było jakieś święto, matki boskiej zielnej chyba, bo moja babcia jest Maria, matka miała wtedy wizję, by w miejsce talerza z owocami dać salaterkę pomidorów. Wyciągnęła mnie tylko za ucho na stragan, a sama pozbywała się tego tałatajstwa. Później dostało mi się za to, że kupiłam zbyt zielone i ze zbyt twardym środkiem. Matka ciągle mówiła o tym przy stole i przepraszała za mnie, a wtedy goście uspokajali ją, że wszystko, co przygotowała jest, jak zawsze, najlepsze. Rzeczywiście, salaterka pozostała prawie nietknięta. Dojrzewałam powoli, jak te pomidory na stole. Ale nawet one już puszczały powoli soki, a ja jeszcze nie.
[[przejdź do strony nr 9->9]]
](background: #FF0192)[ =><=
… Nie ma Cię, gdy moje życie spada w dół i...
Nie ma Cię, gdy wszystko łamie się na pół i...
Nie ma Cię i nie wiem już, gdzie jesteś,
Ale dobrze, że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce!…
]<==>
(background: #FF0192)[Kiedyś w końcu zrobiłam się czerwona jak one, tam między nogami. Babcia wyprawiła mnie wtedy do szkoły w dziesięć przykazań pochwowych oraz siedem grzechów głównych sromu. Wiwisekcja jej torebki: książeczki do nabożeństwa, święte obrazki, notesy z adresami. Grzebała w szafkach, szukając podpasek. W końcu zawinęła mi rolkę papieru toaletowego w folię.
- Pilnuj tylko tego, szczelnie ci to na dno plecaka włożyłam. - Wygrażała palcem. - Żeby nikt nie zobaczył jak idziesz się zmienić, to możesz pójść do toalety z całym plecakiem. Leć szybko zmień tę sukienkę na grube spodnie. - Grzmiała.
I najważniejsze. Tu ściszyła głos i zbliżyła usta do mojej twarzy. Zrobiła się duża, wielka. Kolumnowa matrona. Pachniała czarną kawą i snem.
- No wiesz, teraz zmieniać się będzie nie tylko twoje ciało.
In excelsis Deo. In excelsis Deo. Pomidory umierały, rodziły się, zieleniały i puszczały soki, a ja nie, czemu akurat teraz. Przez długie lata tępo wlepiałam wzrok w odlany plastik między nogami lalki i myślałam, że mój dół też jest jakoś scementowany. Niedługo potem wtargnęli tam czterej jeźdźcy apokalipsy i zostawili po swojej bitwie soczystą plamę na pościeli.
[[przejdź do strony nr 10->10]]
]<==>
(background: #FF0192)[Do raju mam niecałe sto metrów. Jak chciałam, to zakładałam bluzę, brałam plecak i wyskakiwałam do sąsiedniego bloku, gdzie [[Ola->27]], [[Józek->47]], [[Julek->81]] i [[Agata->101]] grali w prawda/wyzwanie lub robili próbę. Wystarczyło pokonać piaszczyste wertepy i rozklekotać sobie już do końca trampki, żeby dotrzeć i tak spóźnionym. W linii prostej miałam do nich 9 minut, jeśli jeszcze po drodze zahaczyłam o osiedlaka. A jeśli kierowałam się od razu do bloku, to 3. To był prawdziwy dylemat, czy przyjść na styk, ale głodnym, czy zgarnąć od Julka bęcki za spóźnienie, ale udobruchać wszystkich ciastkami. Teraz nie ma tam jak dojść bez przechodzenia pod ziemią, czekania na światłach, pokonywania skrzyżowania i wpisywania kodów do bram. Cała operacja zajmuje w sumie pół godziny, jeśli jeszcze policzyć czas kolejki w Żabce.
[[przejdź do strony nr 11->11]]
]<==>
(background: #FF0192)[Zgodnie z tym, jak zapowiadała moja matka, w kraju wszystko zmieniało się na gorsze. Również sytuacja w moich majtkach. Skoro wszystko miało tendencję spadkową, nie rozumiałam, dlaczego akurat ja dorastam. Powinnam odrastać. Odrastają mi przecież włosy, odrastają piersi. Odrastają mi z głowy, jak macki, coraz gorsze myśli, których coraz bardziej się wstydzę.
Ze wszystkiego musiałam się zaraz wyspowiadać Agacie. Inspekcja do spraw włosów łonowych i pierwszego okresu już od miesięcy pukała do moich żelaznych bram. Teraz czekała na mnie z garścią skradzionych truskawek spod społema. Na przywitanie rzuciła, że jak go zamkną, to już będzie grzeczna, bo boi się kamer w innych sklepach. Opowiadała mi, że nigdy nie wiadomo, co robią później z zapisanymi wizerunkami. Tego, co do mnie mówi, słuchałam z małym przekonaniem. Umiałam wyczuć moment, w którym we wszystkim węszyła spisek. Agata paplała, a ja skupiałam swoją uwagę na bólu i na owocach, pozostawiających na dłoni lepki sok, było w końcu długo po sezonie. Przekwitły, ja wręcz przeciwnie.
[[przejdź do strony nr 12->12]]
]<==>
(background: #FF0192)[- A co ty jesteś jakaś taka? - Zatrzymała się Agata i zrobiła zniesmaczoną minę.
- Jaka? Normalna jestem. - Obruszyłam się i wyjęłam telefon, w którym zaczęłam coś klikać.
- Przecież widzę, że od środy coś ci jest. Nie chciałam robić przy dziewczynach zamieszania, ale byłyśmy na ciebie trochę złe, że nie poszłaś z nami po szkole do Moni. Fajnie świętowałyśmy koniec roku.
- No wiem, był basen, opalałyście się, widzę zdjęcia. - Powiedziałam w tym samym momencie, w którym dawałam dziewczynom like. - Kurde, szkoda, że mnie nie było, macie całkiem sporo polubień na FB i na IG.
- No widzisz. - Zaśmiała się Agata i też wyjęła telefon.
- Nie poszłam tylko dlatego, że dostałam cioty. - Usprawiedliwiłam się i zakryłam czerwoną twarz telefonem.
- Nie mogłaś użyć tamponu? - Spytała tak po prostu, jakby zakładała, że oczywiście wiem, jak go użyć.
- Tak, ale wiesz jak to jest, czułam się grubo.
- No czaję. Spoko. Chodź. - Pociągnęła mnie za rękę.
- Gdzie?
[[przejdź do strony nr 13->13]]
]<==>
(background: #FF0192)[- Jak to? Jak się dostaje pierwszej cioty, to zawsze się robi jakieś fajne zakupy. A i dzięki za komcia. - Powiedziała i ułożyła usta w dzióbek.
Weszłyśmy do drogerii, która właśnie kończyła swoją działalność przy pasażach i przenosiła się do galerii handlowej. Przyciągnęła nas dużym napisem „SALE”. Wcześniej mama pozwalała mi tam wybrać sobie jedynie smak bezbarwnej pomadki i zapach dezodorantu. Teraz stałam tam z Agatą, która na cały sklep tłumaczyła mi, jak prawidłowo aplikować tampon, i że to w ogóle nie boli, mimo że, jak pęcznieje, to jest nie węższe od obwodu penisa w zwodzie. Agata przez resztę drogi opowiadała mi o swoim doświadczeniu, które nabyła z Julkiem, a ja z bólu ściskałam ucho torebki z kosmetykami. Miałam porządny tusz do rzęs, taki za ponad 20 złotych, firmową farbę do włosów w odcieniu platynowego blondu i modliłam się, żeby wyjść już ze sklepu, w którym wszyscy się w nas wgapiali.
- Muszę lecieć. - Powiedziałam.
- Gdzie?
- Idę na próbę. Będzie Julek.
[[przejdź do strony nr 14->14]]
]<==>
(background: #FF0192)[Nie udało mi się jej zbyć. Przez resztę drogi opowiadała mi, jak to zazdrości mi tego, że dostałam pierwszego okresu tak późno, przez co długo nie musiałam się martwić o robienie testu ciążowego. Nie miałam zamiaru pytać ją o szczegóły, bynajmniej nie przy Julku.
Z okna wyłoniła się czyjaś twarz. Postać ni to do nas machała, ni to odganiała papierosowy dym. Rzuciłam, żeby chłopacy przestali bawić się w konklawe. Z dymu wyłoniła się jednak Ola. Mówiła, że ładnie się spóźniłam, i że w trójkę zrobili próbę swoich scen beze mnie.
- Będziemy jeszcze coś robić? - Krzyknęłam z dołu.
- Próby nie, ale możemy sobie posiedzieć. - Odpowiedziała Ola.
- Jestem z Agatą.
- Widzę. Poczekajcie, spytam się Julka, czy mu pasuje. - Zawołała i zniknęła za firanką. - Wchodźcie.
Nie byliśmy na tyle ambitni, żeby samemu przygotować spektakl. To znaczy, tak naprawdę program na pożegnanie maturzystów. To Olka namówiła nas na to.Odkąd zaczęto punktować zachowanie, jej zainteresowanie życiem szkolnym nagle wzrosło. Czymś trzeba było zrehabilitować odjęte punkty za pomalowane paznokcie i usta w szkole.
[[przejdź do strony nr 15->15]]
]<==>
(background: #FF0192)[– Kogo grasz w spektaklu? - Pyta Agata Julka, na którego właśnie wypadła butelka.
- Ej, co to za pytania. Zaraz Julek ci powie, jaki lubi kolor. - Rzucił Józek.
- Pewnie, że jej powiem. Fioletowy. No co? Może być. A ty, co tam robisz? Dalej czytasz o aparatach, czy lecimy z temacikiem?
Trochę cykałam się palić. Obiecywałam mamie, że nie będę jak Janek. Że dragi nie spierdolą mi umysłu i będę miała normalne życie. Była idealnym odbiorcą przekazów typu „wystarczy jeden buch”. A nam naprawdę wystarczał jeden, no może dwa buchy, żeby poczuć, że jest jakoś fajniej.
- Spokojna twoja głowa, o to wcześniej zadbałem. - Józek wsadził sobie za ucho blanta.
Julek zrobił mu miejsce obok siebie i poprosił Agatę, aby powtórzyła pytanie.
- Gram Gronkowskiego i zaraz przepytam cię z cyklu rozrodczego ślimaka. - Powiedział to kropka w kropkę, jak facet od wdż, o którym wszyscy wiedzieli, że wyciąga lepkie ręce w stronę dziewczyn.
- Omg, mega creepy. - Krzyknęliśmy chórem.
[[przejdź do strony nr 16->16]]
]<==>
(background: #FF0192)[Ciepło/zimno. Co chwilę trzeba było otwierać okno, albo rozkręcać kaloryfery. Słodko/gorzko. Wszyscy podniecali się na te najpikantniejsze pytania.
- No to prawda, czy wyzwanie? - Zapytał po raz trzeci Józek Olę, choć wszyscy wiedzieli, że Ola powie, że prawda. Nikomu nie chciało się podnosić tyłka z podłogi, a i też po ostatniej sytuacji z wyzwaniem, Ola prawdopodobnie niechętnie wróci do tej opcji. Pomysły były różne:
- Wypij keczup ciurkiem, bez wymiotowania. - Julek postanowił nie zaliczyć mi tego zadania, tylko dlatego, bo na końcu puściłam pawia długiego jak dwie Ameryki.
- Podmień temu spod siódemki wódkę na wodę, żeby się nie zorientował. - No i Józek wstał i zręcznie, jak małpa, wdrapał się po swoim balkonie na balkon sąsiada. Przez uchylone okno otworzył sobie drzwi, następnie zupełnie naturalnie lodówkę, wyjął z niej setę czystej, przelał do bidona, a pustą butelkę napełnił kranówą. Zanim żona sąsiada zdążyła dowieść źródła hałasów, Józek już rozlewał nam wódkę. Wszystko nagrywaliśmy i umieszczaliśmy później w relacjach na snapie, czym utrzymywaliśmy nasz poziom rozpoznawalności w szkole.
[[przejdź do strony nr 17->17]]
]<==>
(background: #FF0192)[- Zdejmij stanik. - Tu ofiarą podchwytliwej pułapki padła Ola, bo wcale nie chodziło o pokazanie cycków, tylko tak zręczne zdjęcie biustonosza, aby ześlizgnąć go pod koszulką. Nim Julek zorientował się, ile ważą jego słowa, z chudego torsu Oli wystrzeliły dwie, duże piersi.
- To prawda czy wyzwanie? - Powtórzył Józek, pstrykając palcami przed twarzą Olki.
- Co? - Otrząsnęła się. Ja wiedziałam nad czym się tak zastanawiała. Do dziś nie wiadomo, którym kanałem te cycki z naszego pokoju wyciekły, ale prawda jest taka, że teraz cała szkoła ma Olę za zboczoną i puszczalską. Za taką naiwną, co się nie zastanawia tylko tańczy, jak jej zagrają. Za głupią, co nie umiała sobie wynegocjować. Za taką, co być może sama sprowokowała tę sytuację.
- A niech, wyzwanie. - Powiedziała.
[[przejdź do strony nr 18->18]]
]<==>
(background: #FF0192)[Słodkawy zapach, który dotąd wypełniał pomieszczenie, zamienił się w kwas, który teraz dławił nasze przełyki. Dzień się zważył. Wcześniej pokój godzinami pulsował od rozmów, wilgotniał od przełykanej śliny, czerwieniały ściany. A teraz nagle wszyscy rozeszli się do swoich zajęć, swoich miłości, swoich zajawek. Posłuchałam jeszcze chwilę Julka, jak gra, ale w momencie, w którym Agata powiedziała, że idzie do domu pisać scenariusz, wymyśliłam, że też muszę lecieć. Kiedy się podniosłam, poczułam, jak spora część krwi wypływa ze mnie. Odruchowo chwyciłam się za tyłek i sprawdziłam, czy nie mam nic na palcu. Przypomniałam sobie jednak, że przecież niemal cały odcinek mojej pochwy przytula tampon. Złapałam siatkę z zakupami, przydeptałam piętami buty i poszłam do swojego mieszkania.
[[przejdź do strony nr 20->20]]
](background: #FF0192)[
<==>
Niechętnie wracałam do domu, bo nie było takiej potrzeby. Matki nie było w kraju jeszcze do września. Zawsze wyjeżdżała pod koniec roku szkolnego, a wracała na początku jesieni. Na szczęście nie tak daleko jak ojciec, bo do Niemiec, z których zawsze wracała. Z Islandii ojcu było już trudniej. Siedziałam w cichym, ciemnym mieszkaniu. Zajrzałam do pokoju najbliżej kuchni, żeby upewnić się, czy babcia żyje. Co jakiś czas przez rozchylone usta wydychała powietrze, jakby pykała fajkę. Spała. Zasłoniłam jej żaluzje i wyłączyłam radio.
Janka nie było tutaj od dziesięciu dni, co było zupełną normą. Mógł się oczywiście lada dzień zameldować, ale do tego czasu nikt nie wiedział z kim siedzi, co bierze i za co je. O sobie mówił tylko tyle, ile chciał. Wiedzieliśmy zatem, że skończył zawodówkę, i że dobrze, że skończył. Że nakradł i rozebrał na części wiele aut, że wdawał się w bójki, i że odsiedział swoje, pracował u mechanika na czarno, i że za rok spłaci długi. Reszta pozostawała w sferze domysłów, chodził jak chciał, własnymi ścieżkami.
[[przejdź do strony nr 21->21]]
]<==>
(background: #FF0192)[Dochodziła dziewiąta. Bloki kąpały się w ostatnich podrygach słońca. W telewizji leciał teleturniej za teleturniejem. W kuchni, mimo rozwieszonego na lampie lepu na muchy, roiło się od robactwa. Podeszłam do okna, żeby je zamknąć i wtedy zauważyłam jakąś parę, chyba chłopaka i dziewczynę. Byli za daleko, żeby ich rozpoznać, nawet jeśli byliby to Józek i Ola. Ale mogłam sobie wyobrazić, że to oni. Siedzieli na dachu obórek, skąd mieli dobrą widoczność na osiedle. Za to ludzie z osiedla już nie do końca mogli kogokolwiek tam rozpoznać przez krzaki. Dziwne miejsce na randkę. Obórki słyną przecież z tego, że na nich wieszają antifę, pozdrawiają policję i stawiają celtyckie krzyże. To jednak nie musieli być oni. Była duża szansa, że pojechali autobusem do centrum i tam siedzieli w nastrojowym parku, albo Józek zaprosił Olę do kina, czy kawiarni. Wyobraźnia mi pracowała. Jak wyglądają takie spotkania? Jak to wszystko działa? Czy to, co zrobił Józek było w porządku? Czy nie wymusił nic na Oli? Ola przecież wyraźnie zasugerowała, że nie jest nim zainteresowana. Czy Ola, tak samo jak Agata, uważa, że namiękłe tampony przynoszą dużo przyjemności?
[[przejdź do strony nr 22->22]]
]<==>
(background: #FF0192)[W telewizji nie było już nic, ale cisza w domu też była niepokojąca. Przez zamknięte okno nie wpadały do mieszkania już żadne dźwięki, nawet muchy poszły być natrętne gdzie indziej. Gdyby nie włączająca się w takich momentach lodówka, moje zmysły by oszalały. Podeszłam do okna raz jeszcze, żeby sprawdzić, czy ta dwójka wciąż tam się bawi, ale na dworze było już zbyt szaro. Poczułam się nieswojo. Nie umiałam wyłączyć tych wszystkich pytań. Były natrętne jak mucha. Czegoś było mi trzeba. Nie chciało mi się jeść, nie chciało mi się wyjść na zewnątrz. Nudziło mnie wszystko. I bolał mnie brzuch. Okres, kurwa, hurra. Chciało mi się płakać, ale naprawdę nie mogłam. Gdyby to działało jak wymioty, to włożyłabym sobie do oczu palce.
[[przejdź do strony nr 23->23]]
]<==>
(background: #FF0192)[Z kuchni wzięłam miskę do zupy i postawiłam ją na pralce. Z szafy mamy, która stała w przedpokoju, wyciągnęłam gorszy ręcznik i położyłam go sobie na ramiona. Wzięłam jeszcze z pokoju pędzelek do malowania farbami, którego ostatecznie nie użyłam, grzebień i torebkę foliową. Zawartość tubki z platynową farbą do włosów wycisnęłam do miski. Była podejrzanie fioletowa i nie pachniała najlepiej. Otworzyłam drzwi do łazienki, ale smród był zbyt silny, więc poszłam otworzyć w mieszkaniu okna. Zawahałam się, czy na pewno chcę mieć to na głowie. Spojrzałam w lustro i mrugnęłam do siebie samej uspokajająco. Odpowiedziała mi wielkooka postać o ciemnym, tajemniczym spojrzeniu, zaznaczonych policzkach i zapadniętym korpusie. Postać wzięła do ręki miskę z farbą i kilkoma ruchami wygładziła nią pasmo włosów. Zrobiła to z następnym i kolejnym, aż fioletowe pasemka nie pokryły całej jej głowy. Sięgnęła do kosmetyczki i chudym nadgarstkiem wytuszowała rzęsy.
[[przejdź do strony nr 24->24]]
]<==>
(background: #FF0192)[Przyglądałam się długo tej dziewczynie z popielatymi włosami. Uważałam, że jest odważna i bardziej pewna siebie ode mnie. Pozwalałam jej czarować mnie gestami, spojrzeniami i pozami. Pokazała mi, jak wygląda w każdej fryzurze. Podobała mi się. Miała ładne, wyrzeźbione przez podwórkowe zabawy ramiona i nogi. Wcięcie w talii i delikatnie zaokrąglony na dole brzuszek. Zdjęła brudne spodnie i majtki, i wrzuciła je do kosza na pranie. Odwróciła się tyłem i znowu pokazała się przodem. Chciałam się do niej przybliżyć, dotknąć jej ciała. Gładkim ruchem przeciągnęłam po jej brzuchu, biodrach i nogach, ale kiedy zawróciłam wyżej, odstawiłam szybko rękę obrzydzona smugą krwi, którą po sobie zostawiła.
[[przejdź do strony nr 25->25]]
]<==>
(background: #FF0192)[Wyjmowanie zużytego tamponu przypominało wypróżnianie się, ale drugą stroną. Jeśli jest tak, jak mówiła Agata, to nie zachęcało mnie to do czegokolwiek. Trzymałam tampon za sznurek, jak zdechłą mysz za ogon. Był wielki i opity moją krwią. Obracał się wokół własnej osi, jak worek treningowy, na którym ktoś wyładował właśnie całą swoją frustrację. Pachniał, jak parująca odchodami trawa. Owinęłam go kartką wyrwaną z programu telewizyjnego i wrzuciłam do kosza. Pierwszy raz włożyłam palce do mojej cipki, brudnej od krwi. Była na tyle klejąca, że podczas rozczapierzania palców, robiły się pomiędzy nimi takie półprzeźroczyste błonki, jak mają żaby. Pod powierzchnią, natomiast, gleba była jakby spulchniona, przeorana. Ziemia była mokra, bardziej niż zwykle i można było z łatwością zagłębić się w nią dalej i dalej.
[[przejdź do strony nr 26->26]]
]<==>
(background: #FF0192)[Babci nie obudziło nawet pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to wracająca z randki Ola, miałyśmy znany tylko sobie kod, który należało wystukać w drzwi o późnej porze. Założyłam w popłochu dresy i wpuściłam ją do środka. Natarła na drzwi prowadzące do mojego pokoju, ale powstrzymałam ją skinieniem głowy w kierunku pokoju babci. Jej ubrania pachniały papierosami. W buzi trzymała gumę. Stary trick. O ilości alkoholu, jaką dziś wypiła, zdradził ją chwiejny krok. Przewróciła się z hukiem na boazerię i zrzuciła z wieszaków wszystkie kurtki. W tym momencie w drzwiach pokoju stanęła babcia. Miała na sobie koszulę nocną do samej ziemi i rozczarowaną minę. Na szczęście udało mi się wytłumaczyć jej, że koleżanka wpadła tylko na chwilę, po zeszyt. W tym czasie wypchnęłam pijaną Olę za drzwi. Dopiero zapalając światło na klatce, zauważyła, że nie mam już mysich, smutnych włosów. Wybadała mnie wzrokiem od dołu do góry i uśmiechnęła się, widząc mój brzuch w krótkim topie.
- Cacy wyglądasz, stara.
Powiedziałam jej, że opowie mi wszystko następnego dnia w szkole.
[[przejdź do strony nr 27->27]]
](background: #10CD42)[
<==>
Ola jak się przedstawiała, to jako drugie mówiła zawsze, że tańczy hip-hop i z tego powodu na ulicę ubierała się tak, jakby w każdej sekundzie można było jej dać impuls do ulicznej strzelanki, w której wyplucie owoców jarzębiny przez wydrążoną słomę z odległości bliższej niż jeden metr od przeciwnika było pogwałceniem najświętszego kodeksu przybijanego łapą na ślinę. Wychodziła w słoneczne południa na ulice, gdzie żar grzał beton i było miło w lędźwie i można było wtedy nieco nimi zarzucać na boki oraz odsłonić światu swój tribal (tamże). Codziennie kluczyła tymi samymi labiryntami, a każde okno, a w każdym z nich boombox w kolorze przybrudzonego srebra, a z każdego z nich składanka hitów Eska 2009, odbijały promienie słoneczne obłapujące ją wzrokiem. Już tylko przekraczając próg drzwi na klatkę schodową, włączała się w gwarne życie tej dzielnicy, gdzie śmierć konfidentom, gdzie legia, legia kurwa, a kurwa gdyby nie dała, to pies by nie wziął.
[[przejdź do strony nr 29->29]]
]<==>
(background: #10CD42)[Łatwopalna. Zawsze w ruchu, zawsze na bieżąco i zawsze w centrum. Od zawsze mi imponowała, między innymi tym, że szybko wyskoczyła w górę oraz tym swoim starym, krótkim topem w fioletowo-niebieskie paski, spod którego wystające neonowe ramiączka od stanika wydawały się same do mnie strzelać.
Zawsze chciałam go od niej pożyczyć, ale raczej nie miałabym go na co założyć. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, a była to szósta klasa szkoły podstawowej. Za chwilę koniec roku i wybór, co dalej. Stara sekutnica, Borkowska, narzuciła na gołe ramiona Oli wełniany, gryzący koc i spiorunowała ją wzrokiem. Biedna Ola, kipiała tak w czerwcowym upale do końca matematyki. Klasa rechotała, przez wszystkie ławki leciały karteczki. Po lekcji nie było wątpliwości, jak będą na nią mówić do końca życia, gdziekolwiek się nie ruszy. Cycata splunęła Mateuszowi pod nogi po tym, jak powiedział jej, że zna szybki sposób na ochłodzenie ciała.
[[przejdź do strony nr 30->30]]
]<==>
(background: #10CD42)[Następnego dnia poszłyśmy z mamą na bazar, gdzie pan co sprzedawał różne cyckonosze: od takich dla starych, obwiśniętych kobiet, po takie dla dopiero kiełkujących, pozwolił mi za plandeką stanąć na kartonie i się przebrać w jeden w kolorze lila, który spodobał mi się najbardziej. Później przez trzy dni moje myśli były bardzo skupione na tym, czy aby przypadkiem nie jest za wcześnie, czy go za bardzo nie widać i czy jeśli, to co o tym myśli stara matematyca, czy mama powiedziała babci i cioci, oraz czy zauważył to Mateusz, najwyższy w klasie brunet, który obserwował pod tym kątem wszystkie dziewczyny. Pamiętam, że siedziałam wtedy jak na szpilkach, a stanik wydawał się wystrzeliwać w moje ciało tysiące pocisków. Czułam, w którym dokładnie miejscu mojego ciała wzrok Mateusza pozostawia jątrzące się punkty. Nie pamiętam o czym dokładnie wtedy myślałam, ale było mi nieswojo i nie było w mojej głowie już miejsca na rachunek z dwoma niewiadomymi, choć nie miałam już takiego problemu z zapamiętaniem krajów sąsiadujących na mapie z Polską.
[[przejdź do strony nr 31->31]]
]<==>
(background: #10CD42)[Mapa ilustrująca drogę z mojego do Oli domu była łatwa i nie zawierała zbyt wielu szczegółów. Narysowałyśmy ją kiedyś razem, kiedy postanowiłyśmy, że będziemy spotykać się w połowie drogi i z tego punktu będziemy szły dalej razem do szkoły. Ona wtedy wytłumaczyła mi, że mapa musi mieć legendę i mapę trzeba przeskalować, na przykład tak, jak jej cycki są już duże i one są prawdziwe, a moje są jeszcze małe, i one są takie tylko umownie prawdziwe. Później nie myślałam o niczym innym, jak tylko o takiej niewygodnej legendzie, że moje cycki byłyby dla kogoś tylko preludium, i to mało ciekawym, jak studiowanie chemii z podręcznika, do prawdziwych eksperymentów laboratoryjnych na Oli. Ona się potem bardzo długo wypierała, mówiła, że jedynie pozwala sobie pierwszą bazę, czyli jedynie trzymanie za rękę.
Nie wszystko dawało się ukryć. Ktoś ze szkoły widział ją z Mateuszem za śmietnikami. Mogli wtedy nawet uzupełniać kolorowanki, fama poszła na całe osiedle.
[[przejdź do strony nr 32->32]]
]<==>
(background: #10CD42)[Dziś Ola pojawiła się w szkole pewniejsza o kolorowy makijaż, podkreślający jej jasną karnację. Był naprawdę świetny – połączenie niebieskiego i różowego cienia na powiece było przecież mega niebanalne. Ale ona była odważna i chętnie brała na siebie takie wyzwania. Przecinała pewnym krokiem szkolny korytarz, który oddalał się coraz bardziej, pozostawiając za nią intensywne rozmowy. Wyszłam jej naprzeciw w obcisłym topie i fryzurze z grzywką.
- O matko! Ale crush’ówa! - Pisnęła i zakryła usta dłońmi.
- W życiu. - Wywróciłam oczami.
- Totalnie! - Ola podeszła do mnie, uścisnęła na przywitanie, po czym zaczęła z bliska oglądać moje włosy.
- Masz tylko za jasne brwi. Po szkole zrobię ci henną, chcesz?
- Bo ja wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Ale nie będę miała takich czarnych, jak małpa?
- Popatrz na mnie. - Pochyliła się nade mną i rozdziawiła oczy. - Czy ja wyglądam jak małpa?
- No weź, ty nie. Nie to miałam na myśli. Tobie we wszystkim…
[[przejdź do strony nr 33->33]]
]<==>
(background: #10CD42)[Ola pociągnęła mnie w stronę łazienek. Po drodze mijałyśmy te dwie typiary z liceum, co nękały mnie przez tydzień. Strasznie się z czegoś nabijały i już mnie korciło, żeby im coś powiedzieć, albo chociaż jakoś krzywo spojrzeć, ale Olka przyspieszyła kroku. Toaleta była pusta i śmierdziała detergentem. Niedawno sprzątała tu woźna. Drzwi od każdej kabiny były otwarte, a z zepsutych spłuczek sączyła się woda. Zieloną ścianę nad umywalkami pokrywał czarny marker. Znajdujące się na niej napisy działały odwrotnie do matrymonialnego biura ogłoszeń. Dziewczyny, które znalazły sobie chłopaka, albo te, którym się jakiś podobał, dawały o tym znać innym laskom, żeby wiedziały, do którego kolesia nie wolno im było się już zbliżać. Te, które nie przestrzegały tej zasady, również lądowały na ścianie z dopiskiem "zdzira". W ten sposób powieszono tam też Olkę, która przy chłopakach pokazała cycki na imprezie.
Zrzuciłyśmy plecaki w kącie. Olka wyjęła lakier do paznokci i zaczęła sobie robić nim kropki na każdym palcu. Miała też ze sobą paletkę cieni i powiedziała mi, że jeśli chcę, to może mi zrobić taki sam makijaż, jaki ma ona. Na wszystko się zgodziłam, żeby tylko zaczęła gadać o wczorajszej randce. Ale moje pytanie, czy ona i Józek teraz ze sobą chodzą, wyprzedziła tym, że spotkanie przebiegło średnio.
[[przejdź do strony nr 34->34]]
]<==>
(background: #10CD42)[- Jak to? Czemu w takim razie wczoraj, niemal w nocy, wleciałaś do mnie do chaty?
Ola skończyła trzepotać dłońmi, bo wysechł jej już lakier. Zaczęła rozkładać na zlewie cienie, tusze i podkłady.
- Myślałam, że lecicie na siebie. On zaraz wyjeżdża. Pomyśl tylko, jeździłabyś do kolesia na studia, do Łodzi, może do Warszawy. Jeździłabym razem z tobą na imprezy i do knajp. Józiu w sumie jest słodki.
Ola tylko energicznie wymachiwała coś przy moim lewym oku.
- No to czemu właściwie się z nim umówiłaś? Wiem, że graliśmy w butelkę i musiałaś zrobić to, co Józek ci każe. Ale czemu w takim razie przyszłaś do mnie po wszystkim? Myślałam, że zajebiście się cieszyłaś.
- Przyjdę do ciebie jeszcze raz, okej? - Zapowiedziała się Ola i schwytała mnie za dwa policzki. Kazała mi naprężyć usta.
- No dobra, po próbie możemy pójść do mnie. - Zgodziłam się, ledwo wymawiając te słowa przez wąską szparkę między wargami.
– A teraz powiedz, czy chcesz mieć kreski, czy wolisz bez kresek?
- Może bez? Zaraz mamy ze Stanowską. - Negocjowałam.
- Stara i tak masz już w chuj mocny ten makijaż.
[[przejdź do strony nr 35->35]]
]<==>
(background: #10CD42)[Zanim Stanowska pojawiła się, aby otworzyć nam salę, przed drzwiami tliło się jeszcze życie towarzyskie. Nie było dziś Agaty, więc z Olą dosiadłyśmy się do Moni, która właśnie oglądała zdjęcia z końcoworocznej imprezy. Przesuwała palcem w lewo, później zjeżdżała w dół, aby przeczytać komentarze. Tym, co dawali tylko buziaka, albo serduszko, również odpowiadały tylko w ten sposób. Ci, co wysilili się na jakiś słowny komplement, typu: „oooczyy *.*”, „sexyyy :*”, otrzymywali w odpowiedzi „thx”. Komentarze od obcokrajowców sprawdzały w translatorze.
- Pisz: „awesome” i „u look so gorgeous”. Odpisz: „i know, thx :**”.
I tylko Patryk, były Agaty (mega przypał) napisał pod spodem: „AaLeEe LaSskIi”, czym popełnił mega cringe’ówę, bo nikt tak już dawno nie pisze i dziewczyny musiały usunąć jeden komentarz.
Przesycone kolorami fotki, na których laski prężyły się, prezentując na sobie najnowszą kolekcję H&M lato robiły furorę. Dziewczyny zebrały aż 219 like'ów w niecałe 2 dni, podczas gdy te wywłoki z liceum po tygodniu utknęły na 99. Dziewczyny triumfowały, dopóki ktoś z początku korytarza nie krzyknął, że zbliża się Stanowska. Wówczas wszyscy leniwie podnieśli się z podłogi i ustawili w parach, tworząc wagonik o kilkunastu rzędach.
[[przejdź do strony nr 36->36]]
]<==>
(background: #10CD42)[Stanowska energicznie przecinała korytarz, pozostawiając za sobą dźwięk obcasów. Od pierwszego rzędu poszła wiadomość, że ma wkurwioną minę. Czego, jak czego, ale dziś tego po Stanowskiej się nie spodziewaliśmy, bo mieliśmy już wystawione oceny. Kiedy była już tuż, rzuciła przez zaciśnięte usta, że zamiast zbijać bąki, powinniśmy wyręczyć ją i pójść do portiera po klucz. Otworzyła jasne pomieszczenie, do którego wchodziliśmy, jak na środę popielcową. Cofnęła nas jednym wrzaskiem i weszła pierwsza. Usiedliśmy milcząco w ławkach i podążaliśmy za Stanowską wzrokiem. Zawsze była ostra, trzymała uczniów krótko. Wytresowała nas do ustawiania się parami, jednogłośnego witania nauczyciela, cichego ustawiania ławek, szybkiego rozpakowywania plecaków. Zaraz po tym, z pogodną miną potrafiła przejść do tematu lekcji, zwracając się do nas per „żabki” i „misie”. Nie tym razem. Z podchodzącym pod gardło sercem czekaliśmy, aż coś powie. Siedziała przy biurku i wertowała dziennik, w końcu podniosła znad niego głowę. Wyczytała nazwiska: Oli, Agaty i Moniki.
[[przejdź do strony nr 37->37]]
]<==>
(background: #10CD42)[Wstały tylko dwie dziewczyny. Stanowska zmierzyła wzrokiem ich stroje i makijaże. Zrobiła tą swoją słynną brew i ponownie pochyliła się nad dziennikiem.
- Czekamy na pannę Agatę - oznajmiła, a ja wiedziałam, że ona nie przyjdzie, bo najprawdopodobniej siedzi właśnie z Józkiem w domu i kończy scenariusz.
Dziewczyny przez cały ten czas stały i rozglądały się pytająco po klasie, a Stanowska ponownie zakopała się w dzienniku.
- No cóż, pani Agata chyba nie przyjdzie, a szkoda, bo mam w jej rubryczce zaznaczone nieobecności, co do których mam podejrzenia, że usprawiedliwiali je jej rodzice. W takim wypadku chyba cofnę swoją decyzję o pozytywnej ocenie z mojego przedmiotu, a podejrzenia w tej sprawie zgłoszę wychowawcy.
Chciałam wstać i zaprotestować, bo co do Agaty wiedziałam, że nie wagaruje. Że jak jej nie ma na zajęciach w szkole, to jest na jakiejś olimpiadzie, albo innym konkursie. Ona przecież była z tych.
- Natomiast was dziewczyny zapraszam do dyrekcji, czekają tam na was Iza i Malwina z klasy IIIH. I wszyscy już wiedzieli, że prawdopodobnie sprawa dotyczy tej imprezy u Moniki.
[[przejdź do strony nr 38->38]]
]<==>
(background: #10CD42)[Po wyjściu dziewczyn Stanowska podniosła się z fotela. Przeszła się po klasie, trzymając nas w niepewności przez dobre kilka minut, zanim znalazła odpowiednie słowa.
- Tyle razy wam powtarzałam, mówiła wam to na pewno wychowawczyni i pan Gronkowski na wdż: u-wa-żaj-cie, co wrzucacie do Internetu! To zostanie tam dłużej, niż myślicie. Tylko wy nie chodzicie na takie lekcje. Koniec z wypisywaniem się z zajęć na życzenie! - Grzmiała.
- Jezu, ale stypa. - Rzucił któryś z chłopaków z ostatniej ławki.
- Trudno słuchać pana Gronkowskiego, który w czasie lekcji rzuca w stronę dziewczyn dwuznaczne żarty i ich dotyka. - Wstałam i zaprotestowałam.
- Kochanie, chcesz dołączyć do koleżanek? - Wycedziła przez zaciśnięte usta Stanowska. - To są poważne zarzuty, którymi można zniszczyć komuś karierę zawodową, a nawet całe życie. - Zawarczała.
Zamarłam.
- Dzieci, ile wy macie lat? Chcecie być traktowani jak dorośli, ale wy nie traktujecie poważnie nas, naszej szkoły.
- A więc chodzi tak naprawdę o dobre imię szkoły? - Zapytałam.
- Nie, kochanie, to wbrew pozorom chodzi o was. Tylko ja nie jestem was w stanie już trzymać za rękę. Musicie sami się pilnować, szczególnie dziewczyny. Gdyby nie takie zachowania, jak te, nikt nie ukułby na nie słownika na „k…”, na „sz…”, na „dź…”.
[[przejdź do strony nr 39->39]]
]<==>
(background: #10CD42)[– Czyli pewne jest, że wylatujemy ze szkoły? - Usłyszałyśmy, kiedy razem z kilkoma innymi dziewczynami z klasy podeszłyśmy pod drzwi gabinetu dyrektorki. Nie usłyszałyśmy odpowiedzi, tylko jakiś stłumiony bełkot, więc niecierpliwiłyśmy się pod salą. W końcu nie wytrzymałam i otworzyłam drzwi do pokoju dyrekcji.
- Chciałam zgłosić molestowanie – wypaliłam.
Dyrektorka i dziewczyny wytrzeszczyły na mnie oczy.
- No co, nie spyta pani nawet o nazwisko? - Spytałam.
- Przede wszystkim chciałam zauważyć, że trwa jeszcze spotkanie. Jak ty się nazywasz i z jakiej jesteś klasy? Odnotuję zgłoszenie i poczekasz za drzwiami na swoją kolej. - Odparła dyplomatycznie głowa szkoły.
- Chodziło mi o nazwisko sprawcy, nie ofiary! Proszę odnotować - pan Gronkowski, prowadzący wdż w klasie IIIB. - Wypowiedziawszy te słowa na jednym wydechu, umocowałam się jeszcze dokładniej na krześle.
Widziałam, jak Ola nagle urosła w siłę.
- Chciałam jeszcze zasugerować remont łazienki, która od niemal roku świeci niesmacznymi komentarzami na temat wielkości mojego biustu. - Rzuciła, wychodząc już od dyra. Zaraz wybiegłyśmy za nią.
[[przejdź do strony nr 40->40]]
]<==>
(background: #10CD42)[Pod zdjęciami dziewczyn zaczęło przybywać komentarzy na „k…”, na „sz…”, na „dź…”. Ilość like'ów zmalała o połowę. Pod szkołą wrzało, ale z Olą wymiksowałyśmy się szybko z towarzystwa, które pytało o szczegóły. O wszystkim trzeba było powiadomić przecież Agatę.
Agata, tak jak myślałam, siedziała u Józka w pracy, gdzie razem pochylali się nad scenariuszem. Ola podstawiła jej pod nos ekran telefonu.
- Czaisz? Za to dziś sapała się Stanowska. - Wykrzyczała Ola, podstawiając Agacie pod nos telefon. - Dobrze, że dziś cię nie było, ominęła cię przyjemność z dyrką. Może nie przyjąć nas do jej liceum.
Agata wpadła w płacz, Józek ją przytulił. Widząc, że Ola też walczy z emocjami, złapałam ją za rękę.
- Starzy mnie wydziedziczą, jeśli pójdę do zawodówki - Powtarzała Agata, zachłystując się łzami.
- Nie pójdziesz do zawodówki, tylko co najwyżej do innego liceum. - Ola wywróciła oczami.
- Jeden, kurwa, pies! Mówiłam, żeby tych zdjęć nie wstawiać do neta. Pewnie te lambadziary z Józka klasy nas podpierdoliły. - Jęczała Agata, odrywając poduszkę od twarzy.
[[przejdź do strony nr 41->41]]
]<==>
(background: #10CD42)[W drzwiach stanął Julek. Nie wiadomo ile czasu na wszystko się gapił. Przyniósł ze sobą bas i zaczął go podłączać, żeby zaraz przećwiczyć wstęp do Sonic Youth - Teenage Riot, którym kończymy spektakl. Ola zabrała poduszkę Agacie i rzuciła nią w Julka, a on dalej, jak gdyby nigdy nic, rozkładał sprzęt.
- A ty co? Nawet nie poczekasz, aż skończymy, żeby zrobić próbę?
- No. - Podniósł na chwilę głowę, a rude loki odkryły jego cyniczny uśmiech. Zamurowała nas jego odpowiedź. Zignorował nasze milczenie i wrócił do rozkładania sprzętu.
Zagotowało się we mnie. Wstałam i zaczęłam robić miejsce na próbę. Przesuwać łóżko pod ścianę, układać krzesła na sobie.
- No, chodźcie, robimy próbę. - Zawołałam.
- Rozgrzewka, biegamy. Może zamrażak? Agata! Jesteś zamrożona, stoisz. Józek, uciekaj, albo odmrażaj Agatę.
- Pierdolnięci jesteście, ja uciekam. - Rzuciła Ola i trzasnęła drzwiami.
[[przejdź do strony nr 42->42]]
]<==>
(background: #10CD42)[Wracałyśmy z Agatą na ugiętych nogach. Co chwilę, albo odwracałyśmy głowy, by wybadać, czy za nami nie idzie Julek, albo rozglądałyśmy się za Olą. Nigdzie nie było jednak ani jej, ani Józka. Pewnie ją dogonił i teraz siedzą razem na obórkach. My kierowałyśmy się do mojego mieszkania, bo żadna z nas nie chciała spędzać reszty tego dnia samotnie.
Było parno. Pogoda, jakby miała brzuch, to byłby on twardy i opity, a gdyby pęknął, obrzuciłby nas tłustą, ciepłą mazią. Agacie wydawało się, że za trzepakami miga jej Józek, ale było już zbyt ciemno, żeby wiedzieć to na pewno. Na szarym betonie zaczęło przybywać ciemniejszych śladów od deszczu.
Ostatkiem sił dobiegłyśmy do klatki schodowej, ciepłej, ciemnej i obskrobanej, cuchnącej szczyną. Na jej końcu, przy zapalonej w telefonie latarce, siedziała Ola i poruszała ramionami. Ta akcja z Julkiem uruchomiła w niej coś takiego, że pierwszy raz widziałam ją jak płacze.
[[przejdź do strony nr 44->44]]
]<==>
(background: #10CD42)[Kiedy Olka podniosła głowę z kolan, była cała zapłakana i spuchnięta. Jej łzy nie wsiąkały już tylko trochę w moją bluzę, jak krew w tampon. To był prawdziwy krwotok prosto z jej duszy. Po chwili zebrała myśli.
– Ktoś nam zrobił straszne świństwo. - Zaczęła.
Popatrzyłyśmy na siebie z Agatą.
- Ale od początku. Poszliśmy z Józkiem na spacer, rozmawialiśmy. Nie wiedziałam czego ode mnie chce, ale od początku widziałam, że chce mi coś powiedzieć. Byłam pewna, że mu się podobam, i że powie mi to właśnie tam, za obórkami. Będzie chciał się przylizać, albo zaliczyć trzecią bazę, bo bóg wie, co on sobie tam nawyobrażał, a ja będę go musiała spławiać. Zaczęło lać, także już ogóle masakra, bo w razie kwasu nie było nawet gdzie uciec. Gadaliśmy, bo gadaliśmy, niby tak jak zawsze, ale on mnie mega dziwnie mierzył wzrokiem. Opowiadałam więc o czymkolwiek, byleby zabić głuchą ciszę. Mówiłam o plotach na mój temat, o tych typiarach z jego klasy, o Julku, o tym jak stracił w moich oczach po tej grze, w której, no wiecie... I on się cały czas do czegoś zbierał, widziałam, że chce coś mi powiedzieć. Wtedy pokazał mi to.
[[przejdź do strony nr 45->45]]
]<==>
(background: #10CD42)[Ola wyciągnęła telefon i sprawnymi ruchami przeciągnęła palcami po ekranie, wpisując hasło. Pokazała nam stronę, na którą ktoś wrzucił nasze poprzerabiane fotki.
- Założyłam tam profil, żeby zgłaszać te zdjęcia.
- Nikt więcej tego nie zrobił? - Spytałam.
- Nie zgłosił? A po co? Tu logują się ludzie, którzy szukają takich rzeczy.
- Przecież wy jesteście nieletnie. - Zmarszczyłam brwi.
- Na pewno jest tu więcej takich. Żadna z tych dziewczyn nie ma przecież wypisanego na czole wieku.
- Pokaż te zdjęcia. - Poprosiłam.
- Nie! - Zaprotestowała Agata. Podniosła się i uciekła w kąt pokoju.
Ola przeszła do galerii i wyświetliła jaskrawą fotografię z wypiętymi w stronę aparatu dziewczynami. Wszystko wyglądało, jak wtedy u Moniki na imprezie. Dziewczyny pozowały, składały usta w kacze dzióbki, ale miały wymazane stroje kąpielowe.
[[przejdź do strony nr 46->46]]
](background: #FF0000)[''Józek, 19 lat, 0,75 km. stąd''
<==>
Przygotowywał się na studia reżyserskie. Czy gwiazdka, czy urodziny, zawsze wciskałyśmy mu z dziewczynami między prezent, a policzek, że już jest artystą, ale gubił te komplementy gdzieś pośród porozrzucanych książek i magazynów. Jego pokój był brzydki, brudny i śmierdziało tam brakiem wietrzenia, pewnie dlatego Józek nie mógł dokopać się do swojego potencjału. Słuchał ze zmarszczonymi brwiami The Prodigy na walkmenie, kiedy testował aparaty analogowe.
- I'll take your brain to another dimension. I'm gonna send him to outer space. - Nucił.
O poranku i popołudniami wyzierał spomiędzy szaro-niebieskich blokowisk. Mrużył oczy, wykrzywiał usta i przykładał ciężkie, metalowe urządzenia do twarzy. Potem zadzierał koszulkę i coś w nich przecierał. Złożony z tysiąca mikrorytuałów, wszystko wokół tych aparatów. Śniły mu się dalekowzroczne kadry, światła i flary. Pod swoimi powiekami skrywał cały brud tych osiedli. Oczy mu świeciły jak jarzeniówki, kiedy wyciągał świeżo kupione klisze, wybebeszał aparat, przecierał to, co w środku i ożywiał go nowym filmem. Nieraz, jeszcze nim zaszło słońce, można było go złapać w oknie. Zależało to od pory roku. W okresach jesienno-zimowych słońce chyliło się ku chodnikom dużo wcześniej, dlatego miałam wrażenie, że wtedy nie opuszczał swojej bazy widokowej.Polował na ostatnie promienie słońca, jak na okazję.
[[przejdź do strony nr 48->48]]
]<==>
(background: #FF0000)[Cały pomysł bardziej kliknął, kiedy jego matka otworzyła sklep z rupieciami za rogiem. Pomysł rozkręcił się latem. Hurtową ilość aparatów analogowych, różnych innych nieużywanych już sprzętów oraz niechcianych obrazów z Niemiec zrzuciliśmy do małej oficynki i wycenialiśmy, żeby w lipcu zacząć już wciskać ludziom za bezcen. Józek tam dorabiał i odkładał pieniądze na audycje. Cały czas coś dłubał w tych sprzętach, o których mógł toczyć wielogodzinne monologi. W końcu do małej, obskurnej witryny, między bankiem, a Żabką zaczęli, wchodzić panowie z siwizną i w koszulach w kratę, i pytać Józka o parametry, o rozdzielczości i Józek im odpowiadał, a później długo pokazywał im to wszystko na zapleczu. Kurzyły się tam w pudłach stosy niemieckich książek w oryginale i amatorskiego porno z upadłych berlińskich kin dla dorosłych. Nie minął miesiąc kiedy koło sklepu zaczęli kręcić się też wychudzeni maturzyści przygotowujący się na germanistykę. Skupowali w kilogramach tanie kryminały i dramaty pisane gotykiem. Matka Józka później powtarzała, że niejeden kątem oka śledził też ten karton z napisem „amateur”.
[[przejdź do strony nr 49->49]]
]<==>
(background: #FF0000)[Za kurtyną z wodospadu różowych, brzęczących koralików był świat Józka. Był to świat inny, ciemny i pachnący wilgocią. Kiedy Józek był wolny, świecił zachęcająco przytłumionymi światłami, ale kiedy pracował, to znaczy, wywoływał zdjęcia, było tam całkowicie ciemno. Po sprzedaży wpadało się do niego, siadało na wypatroszonym, brudnym fotelu, pod ścianą aparatów i kamer, zamykało oczy i czekało, aż dokończy robotę i rozjaśni pomieszczenie. W ciepłe wieczory mieliśmy zwyczaj wchodzenia na dach sklepu, ten sam, z którego przepędzano dzieciaki, bo hałasowały podczas sprzedaży. Z góry można było widzieć świat inaczej, nabierając pewnego dystansu. Robiło się jak w teatrze, czy jak w jakimś filmie, kiedy było się bliżej, niemal na wyciągnięcie ręki, jasnoróżowego nieba. Nie bez powodu Józek właśnie wtedy wyjmował z torby kartki i mówił: mam świetny pomysł, chciałbym przerodzić go w spektakl, zaraz ci wszystko wyjaśnię. I chodził, skakał, tańczył i wymachiwał na dachu, aż któregoś razu rzeczywiście wpadł do środka.
[[przejdź do strony nr 50->50]]
]<==>
(background: #FF0000)[Kolejnego dnia spotkaliśmy się z Józkiem sami, bo dziewczyny odsypiały przepłakaną noc. Pytałam o Julka, ale on podobno był na nas zły, że wczoraj wszyscy się od niego odwróciliśmy.
Kończyliśmy właśnie robić kolorową mozaikę do spektaklu z kapsli po oranżadach. Te po cytrynowych były słońcem, po limonkowych - lazurowym niebem, a te po pomarańczowych, wiśniowych i granatowych - blokowiskami, roztapiającymi się w złotej godzinie. Słońce powoli chowało się za chmurami, a świat dokoła zbrunatniał. Na kapslach pojawiały się coraz gęściej krople, które zaglądały nam przez drzwi, okna, kominy. Zabraliśmy się więc do Józka sklepu. Pędziliśmy coraz szybciej, trzymając w czterech rękach wielką mozaikę, przyklejaną do kartonu i patrzyliśmy, jak naszą scenografię porywa wiatr.
Byliśmy już tak przemoknięci, że nie było sensu szukać schronienia. Zamiast do sklepu, weszliśmy na jego dach i dawaliśmy upust naszej frustracji. Tańczyliśmy i skakaliśmy, krzycząc, że całą naszą robotę diabli wzięli. I wtedy też szlag trafił dach.
[[przejdź do strony nr 51->51]]
]<==>
(background: #FF0000)[Rozległ się wielki wrzask i łomot. Deski wbiły nam się w niektóre miejsca w skórze. Kiedy opadły kurze i wygramoliliśmy się stamtąd z jękiem, zobaczyliśmy, że w sąsiednim pomieszczeniu pali się światło. Dziwne, zgodziliśmy się co do tego jednogłośnie. Po godzinach nie powinno nikogo tu być. W tym samym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś wybiega korytarzem i ulatnia się ze sklepu jakimś swoim, tajnym wyjściem. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, oprócz niezgaszonego światła, nic się w nim nie wydarzyło. Nie było napadu z rozbojem. Jakaś kanalia mogła przychodzić tam od dłuższego czasu i podbierać towar. Zaproponowałam Józkowi, że się rozdzielimy, wolałam, żeby on obszedł sklep dookoła i rozejrzał się za podejrzanym, ja mogłam zacząć oszacowywać potencjalne straty. Jednak poza pudełkiem z napisem „amateur” żadne inne nie zostało rozpakowane.
[[przejdź do strony nr 52->52]]
]<==>
(background: #FF0000)[Wpadliśmy, jak dwa zmokłe psy do domu Józka, za co nie omieszkała opierdzielić nas jego matka. Zaraz jednak zauważyła, że stało się coś poważnego.
- Było włamanie. - Powiedział, a ja wtedy wyrzuciłam z bluzy kilka kaset, które udało mi się porwać. Z ich okładek zerkały na nas filuternie: słodka Olga, wilgotna Cindy, złośliwa Amanda. Józek uszczypnął mnie w ramię.
- Nic nie zginęło, ale ktoś grzebał w pudełku z tym. - Bąknęłam i wsunęłam kasety pod but.
- Aha, i w sklepie zarwał się dach. - Jęknął Józek, kuląc głowę w ramionach.
Matka Józka zaczęła w pośpiechu ubierać się do sklepu, a my zadbaliśmy o to, aby usunąć się z jej pola widzenia, zanim wyda się, że to pod naszym ciężarem osunęła się cała konstrukcja.
[[przejdź do strony nr 53->53]]
]<==>
(background: #FF0000)[Bezchmurne niebo przyciągało coraz więcej ludzi nad wodę. Mimo problemów, postanowiliśmy zająć nasz punkt obsewacjny po drugiej stronie jeziora.
- To wygląda tak, jakby ktoś chciał nam zaszkodzić. - Uniosła się Agata. - W krótkim czasie ktoś zaatakował mnie, Olę i pozostałe dziewczyny. Parę dni później napadnięto na sklep mamy Józka. - Ciągnęła zaaferowana. Józek jej przytaknął.
- I wyniesiono z niego tylko kilka pornoli? - Dokończyła Ola. - Agata, sorry, ale wasza teoria tym razem nie trzyma się kupy. - Skwitowała.
Agata ze stresu rozdrapała sobie wszystkie ślady po komarach. Co chwila odświeżała konto i sprawdzała, czy zdjęcia zniknęły z internetu.
- Wiecie co? Idę się kąpać. - Oznajmiła Agata. - Boli mnie łeb od tego, co się tu, kurwa, dzieje. Nie robiłyśmy sobie żadnych rozbieranych zdjęć, tym bardziej nie wrzucałyśmy ich do neta. Ja nie będę sobie marnować wakacji. - Stwierdziła i poszła.
Za nią poderwała się Ola. Dziewczyny jeszcze parę razy odwracały się w moją i Józka stronę, aż zniknęły w wodzie, do której zapraszająco prowadziły porozrzucane ubrania.
[[przejdź do strony nr 54->54]]
](background: #FF0000)[
<==>
– Porąbało cię, matole? Możemy mieć teraz traumę! - Krzyknęła Ola.
Dziewczyny przybiegły, wytarły się z wody i piasku i schowały do namiotu. Dołączyliśmy do nich z Józkiem.
- Słuchajcie, a może niepotrzebnie się wszystkim stresujemy, zgłośmy sprawę na policję i będzie po wszystkim. - Wyprostowała się Agata, jednak reszta szybko ugasiła jej zapał.
- Żadnych psów, bo wjebiemy się gorzej, niż teraz. - Ola wręcz zasłoniła Agacie usta.
- Poczekajcie, zgłaszajcie ten profil. Wtedy skasują te zdjęcia i nie będzie o niczym mowy. - Podpowiedziałam.
Józek sięgnął do kieszeni po zielone i spytał, czy mamy ochotę się poluzować.
Po pierwszym okrążeniu zawsze potrzebna była chwila, żeby uspokoić żołądkowe perypetie. Po drugim wchodziło coraz głębiej, wsączało się w inne organy, żyły, mięśnie, kości. Szło z rąk do rąk i wylatywało przez nos, usta. Dostawało się do oczu i kasłaliśmy. Bolały płuca i wtedy wlewał się do nich przez gardła śmiech i wszystko łagodził.
W tym momencie usłyszeliśmy jakieś kroki. Coś lub ktoś poruszało się w krzakach. Zamarliśmy. Przecież ta część plaży była całkiem pusta. Pomyśleliśmy, że to jakaś sarna, albo Julek, który w końcu ogarnął swoje humory. Józek już szykował się do otwarcia namiotu, kiedy oberwał kamieniem w czoło. Krzyknęliśmy. Ktoś ewidentnie celował w nasz namiot.]
[[przejdź do strony nr 56->56]]<==>
(background: #FF0000)[Już nie tylko słyszeliśmy, ale wyraźnie czuliśmy, jak ktoś sunie ręką po naszym namiocie. Zapomnieliśmy o rzeczach, o ubraniach, torbach. W pewnym momencie zaczęliśmy się bać o własne życie. Dyszeliśmy ciężko, jak jeden organizm. Skupieni w jednym rogu namiotu staraliśmy się nie wydawać żadnych dźwięków. Rękoma jednocześnie garnęliśmy się do siebie i zasłanialiśmy sobie usta. Kroki jednak oddalały się. Ktoś szedł teraz w stronę naszych rzeczy. Odskoczyliśmy i popatrzyliśmy na siebie. W naszych oczach nie było cienia wątpliwości, że podejrzewaliśmy o to tę samą osobę, która uciekła przed nami ze sklepu.
Minęła dobra godzina, zanim Józek wystawił głowę z namiotu. Wcześniej kilkanaście razy utwierdziliśmy się w przekonaniu, że znów jesteśmy sami na plaży. Józek podniósł się cały, a dziewczyny krzyknęły za nim, żeby uważał. Powiedział, że na oko nic nie zginęło. Podszedł bliżej do naszych ubrań i zabrał wszystkie do namiotu. Dziewczyny ubrały się prędko i zaczęły wychodzić na zewnątrz, a pierwsze, co zaczął robić Józek, to przeglądać szkicownik, w którym pracował nad swoim portfolio. Gdyby coś z nim się stało, albo gdyby go zabrakło, nie darowałby. Wertował kartki w popłochu. Było tak, jak myślał. To już nie jest losowe zdarzenie, od kilku dni ktoś w przemyślany sposób nas atakuje. Między kartki miał powtykane te nagie zdjęcia dziewczyn. Ktoś nawet w tej chwili mógł nas obserwować i napawać się satysfakcją. Nigdzie nie mogliśmy czuć się bezpiecznie. Agata zaczęła płakać i krzyczeć, aby, ktokolwiek to był, miał jaja się pokazać. Pusta plaża odpowiadała echem.
[[przejdź do strony nr 57->57]]
]<==>
(background: #FF0000)[W tym momencie drzwi do mieszkania Józka otworzyły się z hukiem. Osłupieliśmy. Z ciszą na ustach i przerażeniem w oczach czekaliśmy na to, do czego posunie się nasz prześladowca. Ktoś głośno i nerwowo stawiał kroki. Najpierw wszedł do kuchni, szukał czegoś w szufladach. Potem rozpakowywał coś w przedpokoju. Za chwilę jednak chwycił za klamkę drzwi prowadzących do pokoju Józka. Wrzasnęliśmy.
W drzwiach wyrosła nam mama Józka. Zupełnie się jej nie spodziewaliśmy. Stała z zasznurowanymi ustami i mierzyła nas wzrokiem. Już miała się odezwać, ale tylko wyciągnęła rękę w stronę syna, którego zabrała na rozmowę do sąsiedniego pokoju.
– Co tam się dzieje? Słyszysz ten hałas? - Potrząsnęła mną Agata i podała mi szklankę. Wcześniej stała z nią przy ścianie dobre piętnaście minut.
- Skoro nie usłyszałaś dokładnie, to może te twoje cuda nic tu nie wyczarują? - Rzuciła kąśliwie Ola.
Z pokoju dochodziły odgłosy szarpaniny i ostrej wymiany zdań. Stłukł się jakiś przedmiot i awantura prędko eskalowała. W końcu zaczęłyśmy słyszeć jakieś słowa. Matka darła się na Józka za ten dach, że na urlop jej kosztów narobił. Józek trzasnął za sobą drzwiami, aż poleciał tynk. Za chwilę i my się ulotniłyśmy.
[[przejdź do strony nr 60->60]]
]<==>
(background: #FF0000)[Oglądaliśmy później zdjęcia u Józka w domu i kręciliśmy głową. Nie mieściło nam się w głowie, jak ktoś mógł coś takiego zrobić. Ola wcisnęła się w fotel, zaciągnęła na głowę kaptur i zaczęła czytać coś na komputerze Józka. Nachyliłam się nad nią, żeby zobaczyć co robi. Siedziała na forum, gdzie zdecydowała się napisać o ich sytuacji, aby zebrać porady, czy coś z tym można zrobić. Gdzieś zgłosić, usunąć, pozostając bezkarnym.
Komentarze pod postem niewiele im pomogły, poza tym, że uświadomiły ich o byciu „sz…”, „k…”, „dź…”, skoro wysyłają takie fotki do swoich byłych.
- Słuchajcie, sprawa już w tym momencie dotyczy niemal nas wszystkich. Musimy zacząć szczerze i poważnie ze sobą rozmawiać. - Podniosła się Ola. - Agata, któryś z twoich byłych? Co u Patryka?
- A co u twoich byłych?! - Wrzasnęła Agata i rzuciła w Olę poduszką, którą miała pod ręką.
- Kto z naszego otoczenia jest na tyle popierdolony, żeby robić coś takiego? Za dwa dni muszę wysłać portfolio na uczelnię, nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym wysłał je z czymś takim. - Powtarzał pod nosem Józek, krzątając się po pokoju.
- Miał ktoś odzew od Julka? - Zapytał.
Dziewczyny zaczęły sprawdzać telefony.
- Rzeczywiście, nic. Dziwne. - Zmarszczyła brwi Agata.
[[przejdź do strony nr 58->58]]
]<==>
(background: #FF0000)[Na zewnątrz jednak nie było ani śladu po Józku. Nie odbierał też telefonu. Bałyśmy się, choć domyślałyśmy się, że pewnie na wyrost. Nie miałyśmy daleko do jego sklepu, więc poszłyśmy się pokręcić wokół niego, może poszedł odreagować w robocie i siedzi na zapleczu. Oprócz gigantycznej dziury w dachu, nikogo tam nie znalazłyśmy. Nad nami zbierały się ciężkie chmury, a wiatr rozwiewał gęste powietrze.
- Tylko ostrożnie. - Ostrzegłam Olę, robiąc jej podpórkę z rąk. - Na dachu mogą być wystające części.
- Dziewczyny, sorry, ale ja nie chcę ryzykować. - Krzyknęła z dołu Agata.
Jej głos zastąpiło echo, coraz bardziej rozmyte, aż w końcu sama Agata zniknęła. Weszłyśmy więc same z Olą do środka ciemnego sklepu. Usiadłyśmy na drewnianej, zakurzonej podłodze i włączyłyśmy lampkę. Przez dziurę w dachu, z coraz większą intensywnością, zaglądał do nas deszcz.
- Słuchaj, dlaczego ty tak się upierasz, że to Julek? - Ola zmarszczyła brwi i zapięła bluzę.
[[przejdź do strony nr 71->81]]
](background: #FF2CF2)[''Julek 20 lat, 2km. stąd''
<==>
Kiedyś Agata powiedziała mi, że według niej Julek ma starą duszę. Nie wiem o co jej chodziło, ani tym bardziej nie wiem w jakim wieku jest jego dusza, ale wiem, że Julek ma dwadzieścia lat i z tego powodu uważa, że jest nie wiadomo kim. Powiedziałam jej, że nie jest w nim zabujana, tylko chciałaby być tak mądra jak on.
Mruk taki, spode łba patrzył i wszystko lepiej wiedział. Ale byli i tacy, jak widać, którym to wręcz imponowało. W towarzystwie punktował sobie przede wszystkim wiedzą w niejednej dziedzinie. Nieważne o czym, zawsze mówił głośno i ciekawie. Znał się na filozofii i starożytności, fizyce i astronomii, filmach i muzyce lat 90. Znał trzy języki, w tym łacinę. Jak czegoś nie wiedział, to zawsze mówił przynajmniej z czym mu się to kojarzy i wtedy używał bardzo kwiecistego języka, bardzo niebanalnej sieci skojarzeń. Niejeden miał go po kokardki, ale co jak co, trzeba mu przyznać, że Julek miał głos i wszyscy go słuchali.
[[przejdź do strony nr 72->82]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Julek od dziecka miał tak, że jedyną osobą, przed którą czuł respekt, był jego ojciec. Był on też jedyną osobą, na widok której Julek się uśmiechał.
Ojciec, mimo że rzadko wracał z pracy w cukrowni trzeźwy, to nie był jak jego kumple, co dzień spędzają pod sklepami, a noc zmiata ich z mokrych ulic nie wiadomo gdzie. W kanciapce, którą matka zawsze chciała przerobić na garderobę, ojciec trzymał kupę książek, aż uginały się pułki. Miał też pudełka, w których kolekcjonował osobno: znaczki, zardzewiałe monety i inne stare przedmioty, za którymi zawsze stały jakieś historie.
- Ten scyzoryk to Niemiecki. Widzisz? Tu taki prosty. Jak coś praktyczne, to zawsze niemieckie, synuś. - Opowiadał ojciec Julkowi, obracając zaśniedziały przedmiot w pożółkłych palcach. - A ten taki bardziej ozdobny? Wiesz po kim to, hę? To po Ruskim.
Julka największym marzeniem było, żeby ojciec został prezydentem kraju. Mieliby wtedy w domu więcej pieniędzy, a przy okazji ojciec zrobiłby porządek ze wszystkimi, przez których tracił nerwy, czyli komunistami i Żydami, którzy czasem byli jednym i tym samym. Rok mijał za rokiem, a ojciec Julka nie stawał się prezydentem.
- Obciąć podatki! - Awanturował się po pijaku na klatce z sąsiadem.
- Gdyby mi państwo nie zabierało, co moje, to już dawno robiłbym na swoim. - Unosił się.
[[przejdź do strony nr 73->83]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Po roku Julek odzyskał swój normalny wzrost, wagę, bystry wzrok i ten charakterystyczny głos, który kazał innym siebie słuchać. I znowu żeńska część szkoły wzdychała do niego, wypisując na ścianie kibla Julka imię. Ale w nim coś się zmieniło. Nie była to jakaś diametralna różnica, na pewno nie zauważalna gołym okiem, a już na pewno nie dla innych, poza Julkiem. Po prostu jakaś mała część wewnątrz niego samego uległa jakby deformacji, albo uszczerbieniu, albo całlkowitemu wyschnięciu. Chodził, bo chodził, czytał, ba, bo zawsze czytał, mówił, bo mówił, ale przestał słyszeć. Nie wiedział więc, kiedy ktoś kierował do niego jakiś problem, bo jego defekt nie pozwalał mu się tego dowiedzieć. Czasem nawet ktoś mówił coś do Julka, a on go zagłuszał swoim śmiechem, bo po prostu nie miał pojęcia, że ktoś w tym samym czasie mógłby też coś powiedzieć.
Ocucił się na slamie poetyckim. Był wśród publiczności, kiedy wyłoniła się zza reflektorów biała, długowłosa postać. Inaczej trzymała mikrofon, krzyżowała nogi, czerwieniła się. Odrzucała co chwilę włosy i z powrotem mówiła wiersz i potem wszyscy jej klaskali, a ona zakrywała piegowatą twarz dłońmi i uśmiechała się. Nie mógł jej potem znaleźć i chodził w to miejsce jeszcze kilka razy. Dnia ubywało, a dziewczynom przybywało warstw i dłużyły się sukienki. Miał coraz mniejszą nadzieję, że usłyszy ją ponownie, kiedy w którąś sobotę znów, tak po prostu, pokazała bilet i zajęła miejsce w pierwszym rzędzie.
[[przejdź do strony nr 75->85]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[– Ale gówno. - Skomentowała Ola i wtopiła się w zakurzony fotel.
- Wiedziałaś coś o tym? Niemożliwe, że nie, przecież potem, po ich zerwaniu tak blisko się trzymałyście. - Szturchnęłam ją.
- No co ty, nic. - Ola pokręciła głową i strząsnęła włosy z twarzy. - Ale jak to się wiąże z tymi zdjęciami? - Zmarszczyła brwi.
Podniosłyśmy się na dźwięk kroków pod sklepem i zamarłyśmy. Ale nam by się dostało od matki Józefa za siedzenie tutaj w tym momencie. Instynktownie schowałyśmy się w półmroku i nasłuchiwałyśmy.
- Kurwa mać, to Julek. - Wyszeptała Ola.
- Nie jest sam. - Zauważyłam, stając na regale i przykładając nos do dziury na górze.
- To głos Agaty?
- Mhm.
- Lepiej złaź stamtąd.
- Lepiej się zamknij, chcemy się dowiedzieć, co jest między nimi? - Podałam Oli rękę i pomogłam wdrapać się wyżej, tak żeby też widziała.
[[przejdź do strony nr 85->95]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Chodziło mu oczywiście o Agatę, najbardziej ogarniętą laskę z mojej klasy. Ona jest z tych, co nie wychodzą na ćmika za śmietniki, a czas po szkole mają obłożony kolejnymi zajęciami. Tego okazu nie spotkasz ot tak, gdzieś w grupie rozchichranych nastolatek. To porządny, rasowy towar, hodowany przez matkę i ojca w zacisznych przedmieściach. Julek wcisnął mi przed zajęciami karteczkę, a pod nią dychę za robociznę. Liścik miał wylądować w Agaty rękach i wylądował, a za dychę poszłyśmy z Olą na lumpy w najtańszy dzień. Ola zrobiła typowego facepalma, kiedy powiedziałam jej, że nie wiem, co do niej napisał, bo nie sprawdziłam. Cała akcja chyba jednak podziałała, bo od tego momentu i Agata miała na Julka crusha. Parę miesięcy później, niby po książki, czy po zeszyt, zaczęli do siebie wpadać. Po dwóch miesiącach takich schadzek skoczyły jej oceny z języka polskiego i angielskiego. Choć już miała niezłe, to nic nie podniosło jej zdolności tak bardzo, jak czytanie z Julkiem Dickensa w oryginale. Potem widziałyśmy ją z coraz dziwniejszymi tytułami, coraz egzotyczniejszymi nazwiskami, coraz grubszymi kalibrami. Non stop zajmowała miejsce w kolejce do biblioteki. Czytali razem, pisali wiersze i dyskutowali o różnicach między Dostojewskim, a Tołstojem. A on jej słuchał i mówił do niej i nikt ich więcej nie rozumiał, poza ich skończonym obiegiem.
[[przejdź do strony nr 76->86]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Ale wcześniej. Rodzice Agaty oczywiście coś podejrzewali. I szpiegowali ją. Patrzyli, jak się ubiera, czy się maluje, dokąd wychodzi. Tata raz za nią nawet jechał samochodem. Spotkania Agaty i Julka były coraz bardziej trudne. Chodzili więc za miasto na tory i robili sobie smutne zdjęcia, pisząc później smutne story. „Ludzie nie rozumieją naszej miłości”. I w tle, w pokoju Agaty, leciał Depeche Mode, a u Julka The Police.
„Policję należy pierdolić” napisał ktoś na murze, pod którym ukucnęli, kiedy jechała psiarnia na sygnale. Gdyby ich przyłapali, wyszłoby, że to oni. Nie było jeszcze dziesiątej, a o tej godzinie, we wtorek, powinni być przecież w szkole.
Raz im może wyszło, ale tak, to mieli pod górkę. I te ich ciągłe kłótnie. Ona taka piękna, ale on jej tak bardzo nie rozumie. To przecież zrozumiałe, że obrastał w frustrację. Drapała go i swędziała, na przemian. Kiedy się całowali i znowu tylko całowali, bolała i uciskała, na przemian.
[[przejdź do strony nr 81->91]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Kiedy urwały nam się poszlaki na messengerze, przeszłyśmy na signal, który otworzył przed nami o wiele więcej. Zatopiłyśmy się w dalszej części historii o szarych blokach, o boiskach, mostach, trzepakach i obórkach. Agata była ich królową, unosiła się jakby pół metra nad nimi, kiedy chodziła z Julkiem. Była Matką Boską Skłotowską tej dzielnicy. Razem bywali wszędzie, nie było, że ich nie wpuszczą to tu, to tam, robili co chcieli. Nikt jej nie powiedział, kiedy miała najstarszego chłopaka na osiedlu, że jest jakaś nie taka. Im było wolno więcej. Razem zdobywali najwyższe półki w bibliotece, największe notowania na olimpiadach i najgłębsze dziury na tej dzielnicy.
Dalej było tak, jak zawsze bywa w takich historiach. Trzeba było kryć swoje nieobecności w szkole, tak, jak się kryło przed starymi, że ma się o cztery lata starszego chłopaka. Więc Julek w telefonie pełno miał zdjęć różnych podpisów, różnych ich wariantów i pytał pod każdym z nich, czy dobrze. A Agata odpowiadała, że ten zawijas trochę bardziej w prawo i będzie git. I każdą literką, każdym muśnięciem długopisu, Julek przykrywał to, co robił z nią w aucie, kiedy odbierał ją z religii, czy WF.
[[przejdź do strony nr 80->90]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Stali koło sklepowych śmietników. A raczej Agata stała, bo Julek chodził od jednego do drugiego i podwijał rękawy.
- Pojebało go. Uderzy ją? Tak wygląda. - Skomentowałam.
- Zamknij się i nawet nie mów takich rzeczy, dobra? - Poprawiła mnie Ola. - Jak coś to do nich skaczemy.
Julek jeszcze raz powtórzył pytanie, czy Agata odda mu jego telefon, a ona jeszcze raz, jak zacięta płyta, odpowiedziała, że w piździe ma jego telefon. Prawie jej coś zrobił, tak na nią naskoczył i machnął jej przed twarzą pięścią.
- Tak to się później robi? Najpierw się łapy wpycha nie powiem gdzie, a później się nimi macha lasce przed oczami? - Warczała Agata.
- Dobrze! - Kibicowałam jej, przez co Ola zakryła mi twarz dłonią.
Julek odszedł, odwrócił się. Złapał oddech i z całej siły kopnął śmietnik, klnąc przy tym na całe osiedle.
- Nie rób wiochy i opanuj emocje. Szukaj lepiej gdzie indziej swojego telefonu, bo ja go nie mam. Ale módl się, żeby ten, co go ma, nie rozjebał się na psach. - Powiedziała Agata, poprawiając ramię od torby.
- Masz piętnaście lat, nic mi nie grozi! - Naskoczył na nią znowu Julek.
- Wtedy nie miałam. - Powiedziała Agata i odwróciła się.
[[przejdź do strony nr 86->96]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[– To chore. - Powtórzyła Ola. - Skąd masz jego telefon? To dlatego nie mogliśmy dodzwonić się do Julka! Ty jesteś… To chyba proste, że nie odbierał, skoro zapierdoliłaś mu sprzęt!
- Cicho! Nie zrobiłabym tego nigdy, przecież wiesz. Przypadkiem to wyszło, dobrze?
- No to jeśli przypadkiem, to odkładaj, kurwa, ten telefon. Słuchaj, pójdziemy do Julka do chaty i powiesz mu, że znalazłaś gdzieś telefon, nie wiesz czyj, spytasz, czy przypadkiem nie jego.
- Nie. Muszę coś zobaczyć. To jest wyjątek.
Olka protestowała, a ja w tym czasie ustawiłam ekran telefonu pod odpowiednim kątem, żeby w świetle dziennym zobaczyć, w którą stronę układają się smugi.
- Bingo! Czyli to wcale nie jest bullshit.
Ola wybałuszyła oczy, kiedy zobaczyła, że bez problemu odblokowałam sprzęt.
- A może to ty wszystko zrobiłaś, co? - Podniosła się.
- Nie było cię wtedy na imprezie, nie byłaś na tych zdjęciach, wszystko by pasowało. - Olka wpadała w pasję, a ja szukałam po omacku jakichkolwiek poszlak. Może galeria? Sms-y? Messeger?
- Bingo! - Krzyknęłam jeszcze głośniej.
- Co bingo? O co chodzi z testem? - Dopytywała. - Dorka? Popatrz na mnie. Po co w lupce wpisałaś [[test->test1]]?
[[przejdź do strony nr 78->88]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Nikt nie czaił ich vibe'u, tych książek na podłodze, stert listów i popielniczek rozgniatanych pod butem, ale ci, co ich znali, myśleli, że to prawdziwa miłość, taka na zabój. Do czasu.
Trzy miesiące i tydzień, tyle trwa zauroczenie i tak było również i w ich przypadku. Później, albo rodzi się coś poważnego, albo uczucie umiera. Wiadomo, przesądy przesądami, ale Agata miała swoje zasady. Nie mogła się przecież bujać z gościem w nieskończoność. Związek powinien mieć jakiś cel:
- ratowanie jedzenia ze śmietnika,
- przygarnianie bezdomnych zwierząt,
- protesty przeciwko wycince drzew,
- jedzenie sezonowych warzyw i owoców.
Julek miał na ten temat dość duże pojęcie, choć jego ambicje w rzeczywistości nie przekraczały granicy kanapy. Kiedy osiągnęli już ten moment, że czar prysł i resztka pyłu zmieszała się błotem, Agata zaczęła parać się [[magią->magia2]] na własną rękę.
[[przejdź do strony nr 77->87]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[On chciał to powtarzać, ona nie była pewna, więc bawili się w to jeszcze kilka razy. Każdy kolejny był, jak słabo zaserwowana piłka w siatkówce. Z czasem, nie mogli oderwać nawet stóp od ziemi. Na tym osiedlu tętniącym grzechem, wszystkie anioły schowały się do podziemi. Coś im ciążyło, coś przygwożdżało do tych chodników skażonych szarością. Przed nimi rozpościerały się tylko dwie możliwe ścieżki. Dwie wyraźne, czerwone ścieżki. Czerwone krechy dwoiły się im w oczach, aż już sami nie wiedzieli, w którą stronę zmierzać. Zjeżdżali po dwóch stromych kreskach na plastikowej płytce. Agata nie przypominała już dawnej Agaty. Jej skóra zrobiła się wiotka i napita tym czymś zatrutym. W każdym centymetrze jej ciała szalały hormony. Chodziły po niej, jak jakieś robaki, tylko od drugiej strony. Paradoksalnie, choć Agaty było coraz więcej, robiła się, jak nadmuchany balonik z toną gruzu w środku, z toną, kurwa, gruzu, piękny balonik, to dla Julka było jej coraz mniej. Znikała. Umykała rodzicom, dziewczynom, nauczycielom. Pływała w ubraniach, wielkich, jak sieć rybacka, utkanych z jej łez i zmartwień.
[[przejdź do strony nr 83->93]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[– Ale jakiej ciąży? - Zdziwiła się Ola/Agata i złapała się za własny brzuch. - Przecież sama jeszcze rosnę, nie potrafię sobie wyobrazić, że coś mogłoby rosnąć równolegle ze mną, we mnie. - Ola/Agata pochyliła głowę niżej, jakby przez pępek chciała dostrzec to dojrzewające ziarenko w środku.
- Przecież nic nie widzę, przecież jest pusto, płasko jak zawsze. - Dla pewności Ola/Agata ustawiła się profilem do lustra i wciągnęła brzuch najbardziej jak mogła.
- Dziwne. - Zadumała się Ola/Agata. Zjechała dłonią w dół, pod pępek i wyobraziła sobie, że kładzie tę dłoń na tej jednej, niewyraźnej kresce. Kreska była lekko zatarta, stąd nie wiadomo było, gdzie lokował się jej początek, ale ciągnęła sie wzdłóż ścieżki włosów prowadzących od wstydliwych miejsc do pępka i wyciągała desperacko rękę.
[[przejdź do strony nr 79->89]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Pobiegłyśmy do mnie. Już w przedpokoju zaczęłyśmy ściągać z siebie ubrania.
- Poczekajcie, zobaczę, czy nie ma nikogo w chacie. - Powiedziałam, a dziewczyny zamarły.
U Janka, oczywiście, ciemno. U babci też. No tak. O tej godzinie sprząta biura.
- Dobra, zdejmijcie rzeczy w łazience. Tu macie ręczniki. Zaraz dam wam jakieś suche rzeczy. A później mokre przenieście do mnie do pokoju, żeby babcia ich nie zauważyła, jak wróci. Zupełnie intuicyjnie rzuciłyśmy wzrokiem na goły brzuch Agaty.
- Co? - Spytała. - Spokojnie, nic tam już nie ma. - Rzuciła ironicznie.
- No tak. - Podrapałam się w głowę.
Głupio tak. Dowiedziałyśmy się o tym tak przypadkiem. Może wolała nam tego nie mówić w ogóle? Mogłaby przecież chcieć zataić to przed wszystkimi. Włączyłam czajnik z wodą na herbatę.
- Po tym weekendzie, to bym się najebała. - Westchnęła Olka i odpaliła telefon. Dziewczynom tak spadły notowania, że w ogóle usunęły wszystkie zdjęcia z imprezy u Moni i wszystkie „gorgeous” komplementy zniknęły w odmętach internetowego śmietnika.
Szukałam po szafkach czegoś, co mogłoby nam osłodzić ten wieczór.
[[przejdź do strony nr 88->98]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[- Ja powinnam wam od razu powiedzieć, to by nie było, myślę, całej tej akcji, tych zdjęć. Na początku wydawało mi się, że wszystko schowam...
- Jak to, że ciążę zakryjesz jak pryszcza korektorem? - Przerwała jej Olka, podnosząc wzrok znad ekranu. I zaraz pożałowała tej sarkastycznej docinki, bo Agata wpadła w poważny ryk.
- Znacie Karolinę z IIIA, nie? No, to ona ma roczne dziecko, dziewczynkę. I codziennie maniacko obczajałam ją na FB, tak żeby sprawdzić, jak sobie radzi, czy to w ogóle społecznie przejdzie, żeby mieć dziecko w takim wieku. Wiecie, jak się do dziś z niej ludzie śmieją? Jakie jej komentarze na Insta piszą? Czy się ruchała, itp. No chyba oczywiste jest, że jak ma dziecko, to się ruchała.
Ola niepewnie przysunęła się do Agaty i objęła ją jedną ręką. Ja, nie wiedząc, co mam w tej sytuacji zrobić, zaczęłam wylewać zepsute mleko z lodówki, gnieść kartony, wkładać je do worka, nakrętki do osobnego worka.
- Dorka! - Prychnęła na mnie Ola. - To nie jest sytuacja, w której powinnaś napierdalać kartonami.
- Masz rację.
- Nie, dziewczyny, stop. - Agata zdjęła z siebie ręce Oli. - Ja nie chcę od was współczucia, nie chcę, żebyście teraz latały dokoła mnie i jakoś specjalnie mnie traktowały. Ja chcę żeby było normalnie.
- Zahaczę o Józka, może on kupi nam kilka piw. - Powiedziałam.
[[przejdź do strony nr 89->99]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Zbiegłam po schodach, trzymając się poręczy i chyba pobiłam swój dotychczasowy rekord. Udało mi się pokonać drogę z góry na dół aż pięć sekund przed zgaśnięciem światła na klatce. Zbierało się na wieczór. Ludzie załatwiali ostatnie sprawy. Ktoś wracał z zakupami, ktoś wołał psa. Ustałam na chwilę, żeby złapać oddech i przy okazji mechanicznie odświeżyłam witrynę z porno. Przez chwilę myślałam, że mi się przewidziało, ale odświeżyłam ją ponownie i zdjęć już na niej nie było. Poczułam się, jakbym właśnie urodziła stukilogramowy ciężar, choć to nawet nie była moja ciąża. Już miałam napisać laskom na snapie, kiedy w krzakach koło śmietników coś się poruszyło. Zamarłam. Cofnęłam się trzy kroki i rozchyliłam gałęzie. Na trawniku otoczonym bukszpanem, w półmroku, Józek i Julek zdzierali z siebie skórę. Tłukli się jak koty. Wbijali się w siebie i na moment odskakiwali. Złapałam wtedy Józka i wyciągnęłam z krzaków. Za nim wyszedł Julek.
- Zostaw nas, rozumiesz?! - Wrzasnęłam za nim.
- Oddajesz mi hajs za palenie i nie chcę cię więcej widzieć. Ty chory pojebie. - Krzyknął jeszcze Józek. Na te trzy ostatnie słowa Julek podniósł się i zaczął za nami biec, ale się potknął.
Miałam wrażenie, że gapiło się na nas pół osiedla. Poprawiłam Józkowi bluzę i otrzepałam go z ziemi. Jeszcze raz obejrzałam się za Julkiem, ale rozpłynął się w mroku.
- Szybko, bo zamkną nam przed nosem. - Powiedziałam do Józka. Chwyciłam go za rękaw i pobiegliśmy do osiedlaka.
[[przejdź do strony nr 90->100]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[– Na pewno mogę do ciebie wejść? W sensie czy nie ma twojej babci? - Zawahał się Józek przy wpisywaniu kodu. Popchnęłam go na klatkę i drzwi się zatrzasnęły. Zaraz jednak ktoś ponownie wpisał kod. W drzwiach stanęła babcia. Józek schował szybko dwie wódki w obydwa rękawy, a ja zaczęłam się tłumaczyć.
- Robimy jutro ten pokaz z Józkiem, babcia. W sensie, jeszcze potrzebujemy chwili, ale przed dziesiątą sobie pójdzie.
Wszystko udało się przepchnąć. Babcia jeszcze pochwaliła Józka, że pomógł jej nieść zakupy. Z dwoma, kurwa, wódami w dwóch rękawach. Dałam dziewczynom cynk, żeby schowały się do mojego pokoju.
-Widziałem się z Julkiem. - Oznajmił Józek dziewczynom, kiedy wszedł do pokoju.
- No widać. My też. - Odpowiedziała Ola.
- Podobno podpierdoliłyście mu fona. Czyli wszystko już wiecie?
- Mhm. - Pokiwałyśmy głowami. - A ty?
- Matka mi powiedziała. Widziała was, jak mieliście inbę z Julkiem na sklepie.
- Z miłych wiadomości – zdjęcia zniknęły. - Oznajmiłam wszystkim i kazałam z tej okazji Józkowi polewać wódę.
Jak my robiliśmy te zakupy, to ja nie wiem. Niby szybko, szybko, bo zamykali, ale przecież wiadomo, że trzeba kupić popitę. Ciągnęliśmy więc każdy po dwa łyki, bo więcej naraz się nie dało. Dobrze, że w ogóle Józkowi sprzedali. Taki potargany wyglądał, jakby już porządnie miał w czubie.
[[przejdź do strony nr 91->101]]
](background: #FF9201)[''Agata, 15 lat, 8 km. stąd''
<==>
Kiedyś ktoś w necie napisał, że kłamstwo powtarzane sto razy staje się prawdą.
[[przejdź do strony nr 92->102]]
] (background: #FF9201)[
|||=
1. Julek mnie kocha
2. Julek mnie kocha
3. Julek mnie kocha
4. Julek mnie kocha
5. Julek mnie kocha
6. Julek mnie kocha
7. Julek mnie kocha
8. Julek mnie kocha
9. Julek mnie kocha
10. Julek mnie kocha
11. Julek mnie kocha
12. Julek mnie kocha
13. Julek mnie kocha
14. Julek mnie kocha
15. Julek mnie kocha
16. Julek mnie kocha
17. Julek mnie kocha
18. Julek mnie kocha
19. Julek mnie kocha
20. Julek mnie kocha
=|||=
21. Julek mnie kocha
22. Julek mnie kocha
23. Julek mnie kocha
24. Julek mnie kocha
25. Julek mnie kocha
26. Julek mnie kocha
27. Julek mnie kocha
28. Julek mnie kocha
29. Julek mnie kocha
30. Julek mnie kocha
31. Julek mnie kocha
32. Julek mnie kocha
33. Julek mnie kocha
34. Julek mnie kocha
35. Julek mnie kocha
36. Julek mnie kocha
37. Julek mnie kocha
38. Julek mnie kocha
39. Julek mnie kocha
40. Julek mnie kocha
=|||=
41. Julek mnie kocha
42. Julek mnie kocha
43. Julek mnie kocha
44. Julek mnie kocha
45. Julek mnie kocha
46. Julek mnie kocha
47. Julek mnie kocha
48. Julek mnie kocha
49. Julek mnie kocha
50. Julek mnie kocha
51. Julek mnie kocha
52. Julek mnie kocha
53. Julek mnie kocha
54. Julek mnie kocha
55. Julek mnie kocha
56. Julek mnie kocha
57. Julek mnie kocha
58. Julek mnie kocha
59. Julek mnie kocha
60. Julek mnie kocha
=|||=
61. Julek mnie kocha
62. Julek mnie kocha
63. Julek mnie kocha
64. Julek mnie kocha
65. Julek mnie kocha
66. Julek mnie kocha
67. Julek mnie kocha
68. Julek mnie kocha
69. Julek mnie kocha
70. Julek mnie kocha
71. Julek mnie kocha
72. Julek mnie kocha
73. Julek mnie kocha
74. Julek mnie kocha
75. Julek mnie kocha
76. Julek mnie kocha
77. Julek mnie kocha
78. Julek mnie kocha
79. Julek mnie kocha
80. Julek mnie kocha
=|||
81. Julek mnie kocha
82. Julek mnie kocha
83. Julek mnie kocha
84. Julek mnie kocha
85. Julek mnie kocha
86. Julek mnie kocha
87. Julek mnie kocha
88. Julek mnie kocha
89. Julek mnie kocha
90. Julek mnie kocha
91. Julek mnie kocha
92. Julek mnie kocha
93. Julek mnie kocha
94. Julek mnie kocha
95. Julek mnie kocha
96. Julek mnie kocha
97. Julek mnie kocha
98. Julek mnie kocha
99. Julek mnie kocha
100. Julek mnie kocha
|==|
[[przejdź do strony nr 93->103]]
]<==>
(background: #FF9201)[Otaczały ją cuda. Życzeniowo myślała, że jeśli odpowiednio dużo będzie o nim myśleć, to magicznym sposobem on sam się do niej odezwie. Analityczny umysł Julka był jednak wyjątkowo oporny na czary. Postanowiła więc, że jeśli on pierwszy się nie odezwie, to ona weźmie to na siebie. Z resztą, kości miały jej podpowiedzieć, czy w ogóle jest sens. Grałyśmy więc w jednej drużynie: ja, Ola, kontra Monika i Agata. Kiedy drużyna „A” mówiła w myślach alfabet, druga grupa krzyczała w dowolnym momencie „Stop”. Wynik rzutu kośćmi dodawałyśmy do wylosowanej litery alfabetu.
Agata popatrzyła na dziewczyny, wzięła głęboki wdech i skrzyżowała palce za plecami. W jej głowie literki "A" i "J" tworzyły niestwrzone konfiguracje, swoją fikuśnością dorównujące jedynie podręcznikom do kamasutry. Kiedy Monika wyznaczyła odpowiedni moment, Ola przestała wymieniać po kolei literki. Omiotła wszystkie dziewczyny tajemniczym spojrzeniem i uśmiechnęła się zadziornie, trzymając w sobie ten sekret jeszcze przez chwilę.
- G - Powiedziała w końcu Ola.
- G – jak Gronkowski. - Dziewczyny ryknęły śmiechem i zaczęły przedrzeźniać gościa, który z ręką poruszającą się w kieszeni opowiadał o cyklu miesiączkowym.
- Obleśne. - Skomentowała Ola, zamykając w ten sposób usta dziewczynom.
[[przejdź do strony nr 94->104]]
]<==>
(background: #FF9201)[Robiłam głośne dochodzenie, kto teraz rzuca kośćmi. Agata, nie mogąc policzyć ruchów, ochrzaniła dziewczyny, że przez te gdakanie straciłyśmy rachubę, co teraz może wpłynąć na wiarygodność gry. Złapała więc kości sama i wyrzuciła je chaotycznie na stół, na którym toczyła się rozgrywka. Jedna z nich potoczyła się aż po sam jego brzeg, zakręciła szybkie piruety wokół własnej osi, zanim wylądowała tuż nad przepaścią. „4”. Spojrzałyśmy na czwartą od okna.
- Agata!
Miała słodki, biały topik w wisienki, w który przebrała się w łazience u Oli, bo przecież nie wypuściliby jej tak z domu rodzice.
- Zadanie. - Ponagliłam Olę.
- Co mam zrobić? - Zapytała zrezygnowana Agata, gotowa przyjąć wszystko.
Miała przez minutę udawać, że kości do gry to ręce Gronkowskiego i wkładać je sobie tam, gdzie chciałby je jej włożyć.
- Jesteście chore. - Skomentowała Agata, ale dziewczyny nakręcały ją, żeby wyobrażała sobie, że te kości to ręce Julka. Agata więc turlała je po swoim ciele i wkładała je sobie do miejsc, w które chciałaby, żeby on ją dotykał. Na początku Agata udawała, że kości to usta Julka i wiła się, przykładając do ukochanego swoje usta. Już prowadziła kości po swoim ciele, prosto do majtek, kiedy te egzotyczne podróże przerwał stoper.
[[przejdź do strony nr 95->105]]
]<==>
(background: #FF9201)[Tłumiłyśmy śmiech, chowając głowy w ramionach. Monika prawie się popłakała i wyszła do kuchni, niby po coś do picia. Zawołałyśmy ją, bo teraz była jej kolej. Zamknęła oczy i demonstracyjnie zaczęła kolejno wyszeptywać literki alfabetu. Poprawiłyśmy ją, że ma to zrobić całkowicie w myślach, żebyśmy nie wiedziały, na którym etapie liczenia jest teraz. W pewnym momencie powiedziałam „stop” i Monika oznajmiła z dumą:
- J. J, jak Julek.
- Ej, ej, albo jak Józek. - Poprawiłam. Dziewczyny obrzuciły mnie wzrokiem. - No co, trzeba doprecyzować.
- To proste, że Julek. Józek całą swoją miłość oddaje aparatom. - Wyjaśniła Agata.
Ola wstała i wyprężyła chude, proste nogi. Była ubrana w krótką spódniczkę, składającą się jedynie z trzech falbanek. Sięgając po kości, pochyliła się nad stołem, a ruch ten podwinął jej biały t-shirt i odsłonił kawałek pleców. Słońce wlewało się do pomieszczenia i obłapiało jej ciało promieniami. Dopiero teraz zobaczyłam, że całe było pokryte słomianymi włoskami. Ja też jeszcze wtedy się nie goliłam, ale zakrywałam ten krępujący fakt przed innymi. Ola jednak, z dużą pewnością siebie, odgarnęła swój ogonek na bok, odkrywając przy tym zaróżowiony, piegowaty policzek. Zamknęła w dłoniach kości, przykładając je sobie do ust. Trzymała je tak dłuższą chwilę, spowalniając rozgrywkę. Po chwili jednak otworzyła ręce, wypuszczając je znowu do gry.
- Dwa.
Wszystkie dziewczyny wlepiły wzrok we mnie, bo siedziałam druga od okna.
[[przejdź do strony nr 96->106]]
]<==>
(background: #FF9201)[Mimo, że kości jej odradzały, mimo, że być może nie byli sobie pisani, to Julek pierwszy się do niej odezwał i to przesądziło o tym, że Agata poszła za tym znakiem. Jednak za każdym razem, gdy wychodziła z nim na spotkanie, czuła się, jakby przekraczała jakąś cienką granicę, jakiś portal. Po tej drugiej stronie Agata słabła, traciła kontakt ze swoją potężną siłą, możliwością wywierania wpływu na rzeczywistość. Przy Julku ciągle była niewystarczająca, zbyt mała, za chuda, głupia. Starała się, ale Julek był przecież głuchy i jej nie słyszał. Wszystko kompensował sobie wzrokiem, którym krystalizował sobie czystą Agatę, bez jej uroczych topów, krótkich spódniczek, kokardek.
Ci, co ich znali, mówili, że to taka miłość jak z obrazka. Po drugiej stronie było jednak wiele niedomówień, rozczarowań, rozpamiętywania i frustracja.
[[przejdź do strony nr 97->107]]
]<==>
(background: #FF9201)[Agata przekroczyła tą cienką granicę i nie mogła już dać nogi. Ugrzęzła. W Julku, w beznadziejnym uczuciu, w głuchym związku. Przyszpiliła ją ta dodatkowa kreska, która wdała się w jej ciało, nie wiadomo jak, jak jakaś zadra z psującego się ciała Julka. Jak płakała potem, żeby jej z tym wszystkim nie zostawiał, to tylko ciuchutko, dwoma cienkimi jak kreski stróżkami łez. Bez skutku.
Nadgryzł i wyrzucił niedojedzone jabłko.
Przeżuł i przykleił pod ławką zużytą gumę.
Przedmioty, księża, nauczyciele, rodzice, konfesjonały, wszyscy święci i gwiazdy wirowały jej w głowie.
W końcu udało jej się pensetą zręcznie wyjąć zadrę z ciała. Uciekła. Została sama. Bała się. Nikomu nic nie powiedziała.
[[przejdź do strony nr 98->108]]
](background: #FF9201)[
<==>
Jednak to, czego się z siebie pozbyła, odbiło się jak bumerang. Karma oczywiście wróciła po Agatę i dorwała ją za fraki. Niebiosa były niezadowolone. Bóstwo-sędzia było rozgniewane. Anioły-mecenasi mącili w sprawie.
- Zabiłaś człowieka? - Grzmieli jeden przez drugiego i walili piorunami w Agatę.
- Nie, Wysoki Sądzie. - Oskarżona spuszczała głowę coraz niżej.
- Nie kłam! Przypominam o karze za składanie fałszywych zeznań! - Pouczało ją bóstwo-sędzia, ale Agata tylko kręciła głową i wyciągała do góry tę palącą zadrę.
- Tylko tyle. Tyle mam na dowód swojej niewinności, na dowód, że to nie człowiek, a zwykła zadra, ot, mała kreska, która uwierała mnie od wewnątrz, pogłębiając jątrzącą się ranę.
Protokolantka spisywała całą sprawę, każde słowo, każdy grymas na twarzy Agaty.
[[przejdź do strony nr 99->109]]
]<==>
(background: #FF9201)[Powracały później do niej te obrazy jak senne mary. Wyciągały do niej swoje czarne, długie łapy, a Agata kurczyła się w sobie, żeby tylko jej nie dopadły. Trudno w to uwierzyć, ale z czasem zrobiła się mała jak kiedyś Julek. Wydawała się co najmniej o pięć, a może nawet o dziesięć lat młodsza. Nikomu jednak nic o swojej przypadłości nie powiedziała. Żyła tak, zakrywając swój prawdziwy wzrost i wagę ciężkimi i grubymi ubraniami, odważnymi makijażami, piskliwy głosik modulując tak, żeby nikt nie domyślił się, dlaczego jest z nią tak źle jeszcze przez pół roku.
Cudem udało jej się zaliczyć wszystkie przedmioty, nawet dobić średnią, która zakwalifikowała ją do stypendium. Rodzice póki się cieszyli, nic nie zauważali. Przyszły wakacje - czerwiec, lipiec, sierpień, długie dni, trawa, piasek, słońce, woda. Wykurowała się. Wyszła któregoś razu z jeziora mokra, dumna, długa, wyciągnęła do góry ramiona i zauważyła, że nie ma nad nią już żadnych brudnych paluchów, protokołów. Bóg z aniołami obdarowali ją najpiękniejszym dniem, a ona odwdzięczyła się jednym z najpiękniejszych uśmiechów.
[[przejdź do strony nr 100->110]]
]<==>
(background: #FF9201)[Nasz [[rap->rap1]] o szkole tak nam się podobał, że prawie zapomnieliśmy go zapisać. Choć zdania na ten temat były podzielone. Józek i ja twierdziliśmy, że w tym momencie mamy mocno zaniżone standardy, bo jesteśmy nawaleni i wszystko nam się podoba, ale jutro będziemy zażenowani tym, co przeczytamy. Olka i Agata jednak strasznie się jarały.
- To jest dobre, ale za mocne. Możemy to napisać na grupie klasowej na FB, ale to nie przejdzie na apelu. - Powiedziałam.
- To będzie coś innego, dyra będzie wściekła, ale i tak już jest, a przynajmniej trafimy tym do ludzi. To będzie coś w ich stylu. - Argumentowała Agata i zaczęła rapować to, co wymyśleliśmy.
- Nie, masz rację, nie mamy na jutro żadnego programu. - Zakończyła Agata.
- Zgadza się, nie mamy, ale możemy napisać to na grupie na FB. - Odpowiedziała jej Ola i zgasiła światło.
[[przejdź do strony nr 104->114]]
](background: #FF9201)[
<==>
Spaliśmy w cztery osoby na jednym łóżku. Tak w poziomie, z nogami na krzesłach. Kiedy z powrotem odzyskałam świadomość, byłam gotowa wypić całą wodę z kranu. Otworzyłam oczy i obudziłam się pod ręką Olki. Zdjęłam ją ostrożnie z twarzy i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było w rozsypce. Chipsy na dywanie, puste butelki po wódce, szklanki i opakowania po ciastkach. Dziewczyny spały w moich starych t-shirtach z odpryskującymi aplikacjami. Zrobiłam im zdjęcia i dodałam na snapa do najbliższych znajomych. #koniecroku, #bawimysię, #najlepsi. Mimo tego całego gówna, czułam się podekscytowana. Zaraz są wakacje, a później liceum. To już zupełnie inny level. Inaczej na ciebie patrzą na korytarzu i w ogóle na więcej można sobie pozwolić. Nie trzeba ciągle ze wszystkim się kitrać. Telefon zawibrował mi w ręku. To Monia.
- <3 <3 <3 kochammm! - Odpowiedziała na moją relację.
- Gdzie jesteście? Wszędzie was szukam. - Dopisała zaraz.
- Cholera. - przeklęłam pod nosem. - Już trwa wywiadówka.
Olka otworzyła oczy dopiero wtedy, kiedy pod jej tyłkiem odezwał się kolejny telefon.
- Ej, to chyba fon Julka. - Zauważyła.
- Mam przeczytać?
- Nie wiem, sprawdź może od kogo.
- Sylwia. Ale wydaje mi się, że to on [[napisał->sms1]] od niej na swój numer.
[[przejdź do strony nr 105->115]]
]<==>
(background: #FF9201)[– Uch, co za nadęty gościu. No przecież, że wszystko wziął na siebie. Ale w sumie miło z jego strony, że się za nami wstawił. - Odetchnęła Olka, wyplątując się z pościeli.
- Ale co z wywiadówką? Nie mówili nic o zdjęciach? - Zapytała Agata.
- Nikt nic nie wie. Dorka, masz 9 nieodebranych od babci. - Powiedział Józek, odklejając od twarzy mój telefon, na którym się wyspał.
- Fuck, musimy się zbierać. Na speedzie. - Zdjęłam z wszystkich koc i odsłoniłam okno. Otworzyłam dziewczynom szafę, żeby wybrały coś na szybko. Czekałam na nie w łazience z kosmetykami, suszarką i spinkami do włosów. W drzwiach jednak stanął Józek w samych majtkach, z podartymi spodniami i ubłoconą bluzą w ręku. Wyjęłam z ust szczoteczkę do zębów i pociągnęłam go za rękę do pokoju Janka.
- Nie ubiorę się jak normik na zakończenie roku szkolnego. - Zaprotestował Józek.
- Co? Nie obrażaj mojego brata! - Zmierzyłam go wzrokiem i oplułam się pastą do zębów.
- Nie mam nic do twojego brata, ale ubiera się jak normik.
- Wyluzuj Dorka, Józek ma rację. Każesz mu założyć koszulkę z husarią. - Zaśmiała się Olka, która właśnie stanęła w drzwiach. Ubrana w spódniczkę w kratkę, czarne zakolanówki i koszulę z krawatem, przypominała naszą wspólną crush’ówę z anime. Pochwaliłam jej wybór i mrugnęłam do niej porozumiewawczo. Pociągnęłyśmy Józka z powrotem do mojego pokoju, gdzie Agata zastanawiała się nad czerwoną koszulą z żabotem, trochę w stylu vampire, albo nad czarnym, kombinezonem unisex, bardzo fashion.
- To dla mnie? - Józek podniósł brwi i instynktownie zaparł się futryny.
- Nie znalazłam nic większego. - Usprawiedliwiła się Agata.
[[przejdź do strony nr 106->116]]
]<==>
(background: #FF9201)[Szliśmy kluczem – Józek, w krwistoczerwonej koszuli, spodniach w kratę, szelkach i lakierkach od garnituru Janka; z tyłu ja, w klasycznej, czarnej, długiej sukience, Agata, podobnie jak Olka, wybrały styl kawai. Szliśmy, nie oglądając się za siebie. Za nami, aż kurzyło się od spojrzeń innych i szeptów. A my z zadartą głową, jednakowym krokiem zmierzaliśmy w stronę hali sportowej, przybranej balonami i wyciętym z kolorowego papieru napisem „żegnaj szkoło”. Ciepły wiatr rozwiewał dziewczynom włosy, a Józkowi powiewał ten żabot i wlatywał mu do nosa. Dyra piała z katedry zrobionej z europalet i przybranej zielonym, sztucznym aksamitem. Było coś westernowego w tej chwili – była afera, czy nie było afery o te zdjęcia. Z lewej, na trybunach już siedzieli niektórzy rodzice z dziećmi. Mieli tak samo nadęte miny, jak ich latorośl. Ze zniecierpliwieniem ściskali uchwyty ławek, czekając na te wymuskane świadectwa. Na początku jej nie poznaliśmy, ale na samym przedzie siedziała matka Julka, z najwynioślejszą ze wszystkich min. W kącie Julek rozgrzewał się już przed występem. Dwa rzędy dalej siedziała z obrażoną miną mama Józka i moja babcia. Józek wyrwał się w ich stronę, ale ktoś pociągnął go za w kąt za rękaw.
- Józek, mimo całego gówna, jakie wam zrobiłem, przysięgam, że nie mam nic wspólnego z tymi zdjęciami, ani z tą akcją w sklepie. - Powiedział Julek, przełykając wielką gulę w gardle i za chwilę pociągnął Józka na parking.
Przy samym wejściu stał ojciec Agaty, a parę metrów dalej jej matka rozmawiała z mamą Olki. Dziewczyny momentalnie się wycofały. Zaczęły rozglądać się na boki, ale rodzice już je wypatrzyli. Na parkingu z lewej Sylwia zanosiła się płaczem.
- Po rozdaniu świadectw w łazience! - Dałam znać dziewczynom i weszłam sama na salę.
[[przejdź do strony nr 107->117]]
](background: #FF9201)
[
<==>
Wyszłam z imprezy zaraz po odebraniu świadectwa. Nie czułam wielkiego sentymentu do tej budy, nawet wtedy, kiedy po korytarzach roznosiły się dźwięki hitów The Doors, Led Zeppelin i The Beatles, granych przez Julka. Szłam w stronę łazienek i mijałam pary oparte o ściany, które zaglądały sobie pod bluzki. Ktoś z kimś się całował na schodach, ktoś we łzach żegnał kogoś na dwa miesiące. W łazience pojawiły się nowe [[napisy->napis1]]. Pochyliłam się nad zlewem i popatrzyłam na siebie w lustrze. Prawie się nie poznałam. Chciałam zmyć z siebie ten makijaż, wszystko, co sztuczne, całe to gówno, które płynie w moich żyłach, które krąży w murach tej szkoły. Nagle poczułam na plecach czyiś oddech. Ola wtuliła się we mnie z całej siły. W lustrze zobaczyłam, że byłam już od niej wyższa. I wydawałam się sobie w końcu jakby starsza. W tych włosach, w tej sukience. Ola obejmowała mnie w talii, w tym nowym miejscu, którego wcześniej u mnie przecież nie było. Odwróciłam się do niej i już miałam pytać, gdzie jest Agata, a ona wdrapała się na palce i musnęła wargami mój policzek. Jej słodki zapach wlał mi się przez nozdrza prosto do płuc. Uniosły mi się włosy na rękach. Oszalałam.
- Agata jest z rodzicami na lodach. Miała najlepsze oceny na koniec i dostanie stypendium. Byłaś genialna z tym Gronkowskim. Przeraziłaś dyrę. Byłaś śmiertelnie poważna, aż ja uwierzyłam, że byłabyś w stanie zgłosić gdzieś tego perwera. - Wyszeptała. - No i przez to dyra totalnie się obsrała i nie interweniowała w ogóle w sprawie tych zdjęć. Szach mat! Rozumiesz? Mamy to. Mamy wakacje.
- No bo byłabym w stanie gdzieś go zgłosić, ale teraz pat. Są wakacje. - Powiedziałam, wciskając swój policzek w jej włosy jeszcze mocniej.]
(background: #FF2CF2)[
=><=
04.09.2016
11:21
A: zrobiłam sobie test
A: ++ ;o
J: czek. pisz na signalu
J: albo nie, idę do cb
05. 09. 2016
01:12
J: dobrej nocki kochanie jebac ten test :*
J: kc
A: kc ;(
Najczęściej wyszukiwane przez ciebie frazy:
- wczesne objawy ciąży
- dwie kreski test ciążowy czy to ciąża
- aborcja ile kosztuje gdzie
- flixbus czechy cennik
- aborcja w domu
- mifepriston i misoproston skutki uboczne]<==>
(background: #FF9201)[Wbijajcie na zakończenie roku i niczego się nie bójcie. Byłem na próbie generalnej i powiedziałem dyrce, że zagram solowy koncert. Dostaliśmy punkty za wyreżyserowanie jego występu. Agata i Olka, rodzice was szukają, wydają się mieć spoko miny.]=><=
(background: #FF9201)[
[[Dorka to złodziejka->napis2]]
]=><=
(background: #FF9201)[
i śpi z laskami
](background: #FF9201)
[
=><=
Mam syndrom sztokholmski, albo już zwyczajnie bredzę,
kocham tę budę i jeszcze nie raz tu wlecę,
ale bez słów prawdy się nie obejdzie -
szkoło, stajesz mi kością w gardle przy obiedzie
Nauczyłaś mnie słów na „k…”, na „sz…” i „dź…”
Nigdy nie popatrzyłaś na mnie bez odrazy krzty.
Szkoło, do moich błędów podchodzisz bez rezerwy
Jak każdy toksyczny związek potrzebujemy przerwy.
Na szczęście rozstajemy się tylko na kilka miesięcy.
Powiedz mi, jak mogłaś na osiedlu siać za mną ferment?
W twoich murach zostawiłam swój życia fragment.
I nazwiska pierwszych miłości wydrapałam na ławce.
Jak mogłaś mi to zrobić, przecież znasz mnie od małego
Ola pokazała cycki kolegom – powtarza echo.
Pragnę ci przypomnieć – nic ci do tego.
Za kilka lat, zobaczysz, ja tu wrócę,
Zobaczysz, jak szybko się uczę
„k…” i „sz…” i „dź…” napiszę ci na murze!](background: #FF0192)[
(set: $password to (prompt: "Wprowadź hasło:", "", "Anuluj", "OK"))
==><==
(if: $password is "patriarszebrudy" or "123" or "Patriarsze brudy" or "patriarsze brudy" or "brudy" or "brudne" or "brud" or "patriarsze" or "Patriarsze" or "pat")[
Prawidłowe hasło
[[przejdź do strony 2->2]]
]
(else: )[
Błędne hasło!
Podpowiedź: coś brudnego
[[Spróbuj jeszcze raz->pass]]
]
](background: #FF0192)[– Umów się ze mną. - Wypalił Józek. Siedział jeszcze chwilę pochylony nad towarzystwem, z miną jak wypłoszony cielak.
W pokoju cisza, aż słychać było drobne szmery w konstrukcji budynku. Wszyscy czekali na ruch Oli. Ta siedziała na ziemi, opierając się o własne ręce. Włosy miała odrzucone do tyłu, kurz z pomieszczenia przyklejał jej się do policzków. Miała władzę.
- Nie. - Powiedziała.
Nasz wzrok przesunął się na Józka, który zaprotestował.
- Nie możesz mi odmówić. Umów się ze mną – tak brzmi wyzwanie.
- Jezu, dobra. - Umówię się z tobą, chociaż I’m not into it.
Julek wstał z gestem, jakby umywał ręce od tego, co się tutaj dzieje. Schował się w kącie, za książkami i komputerem, i zajął się grą na basie. Po chwili jego rude pukle zaczęły podskakiwać w rytm tłuczonego przez niego od wielu miesięcy Try, try, try - The Smashing Pumpkins.
- Przecież gramy! - Obruszyła się Agata.
- Widzisz, żeby ktoś jeszcze grał? - Wyjaśnił jej Julek. - Myślę, że Józiu i Ola mają sobie coś do wyjaśnienia i powinni pogadać na osobności. - Powiedział i odpłynął w dźwiękach gitary.
[[przejdź do strony nr 19->19]]
]<==>
(background: #10CD42)[Teraz i mnie zmroziło. Stałam i gapiłam się w puste miejsce po Oli. Było mi głupio, bo być może nie współczułam wystarczająco dziewczynom, ale jednocześnie nie potrafiłam poradzić sobie z ignorancją Julka. W pokoju zapanowała martwa atmosfera. Ktoś przecierał nos, oczy, ktoś się pakował, ktoś udawał, że sprząta.
- Co jest? Nie robimy próby? - Wystąpił na środek Julek.
Coś dziwnego nim owładnęło. Agata stanęła za mną i złapała mnie za ramię. Nasze i Józka oczy spotkały się na chwilę.
- No co? Biegnij za nią! - Wyrwałam się Agacie.
Józek zająknął się, porwał w stronę drzwi, za chwilę cofnął się po buty. Założył jednak zwykłe kapcie i pobiegł za Olą.
- Cóż… Chyba nie będziemy znów robić próby w trzy osoby, to nie ma sensu. To może pogadamy? Kawa, herbata? Papieros? Trawa?
Julek mówiąc to, nacierał w naszą stronę. My odsuwałyśmy się stopniowo, coraz bliżej drzwi. Chwyciłam za jakiś telefon, który leżał obok. Był to zupełny odruch, przecież nic się nie działo. Przecież to był Julek, a nam nic się nie działo. Julek zaśmiał się nerwowo.
- Znowu to samo. Traktujecie mnie jak intruza, bo zerwałem z Agatą? Chcecie iść, to idźcie. Droga wolna.
[[przejdź do strony nr 43->43]]
]<==>
(background: #10CD42)[- Wtf. Ja pierdole. Przecież to nie wy. To znaczy wy ale...
- Tak działa revenge porn. Wszystko ma wyglądać tak, jakbyś sama wysłała byłemu te zdjęcia i czymś sobie zasłużyła, dlatego teraz się mści. Popularne w środowisku inceli. - Wyjaśniła Ola.
Strona ze zdjęciami ociekała spermą. Miniatury filmików dygotały w spazmatycznych ruchach. Kolorowe napisy zapraszały nas do zabawy. Gigantyczne kutasy, milfy, przyrodnie siostry i nieletnie ofiary kusiły niejednego perwera.
- Laski, ale myślicie, że to o te fotki pruła się Stanowska? Przecież to śmierdzi policją. - Zauważyłam.
- Jakby zobaczyła te zdjęcia, to miałybyśmy już przesrane na maxa za rozpowszechnianie dziecięcej pornografii. - Podsumowała Ola i jednym kliknięciem wyłączyła ekran.
[[przejdź do strony nr 47->47]]
]<==>
(background: #FF0000)[Na Józku wywołało to odwrotny efekt. Wyciągnął z plecaka bluzę i memłał ją w rękach.
- Wysłałaś SMS-a do Julka? - Szturchnął mnie
- Wysłałam, nie odpowiada.
- Spróbuj zadzwonić. - Nalegał.
- Nie, jak przestanie mu odpierdalać, to sam przyjdzie.
Józek zmierzył mnie wzrokiem.
- Słuchaj, ja wiem co masz na myśli. To nie Julek. Raczej nie. Ja wiem, że ostatnio dziwnie się zachowuje. Trochę pewnie dlatego, że jest chujem, a trochę przez to, że wylatuje z gniazda, jak ja. Znamy się od gówniarza, na pewno nie włamałby się do sklepu.
- A przerobiłby zdjęcia dziewczyn? - Uderzyłam chyba w czuły punkt, bo co do tego Józek miał podejrzenia.
- Nie złapałem go za rękę. - Usprawiedliwił się.
Wstał, nabił kliszą aparat i wycelował w dziewczyny. Mocował się z ustawieniami, szukał dobrego kadru. Dziewczyny ze skwaszonymi minami siedziały na pomoście. Słońce lekko skryło się za chmurami i kolory wyostrzyły się. Agata i Ola odwróciły się na dźwięk migawki i odruchowo schwytały za ubrania. Józek szybko owinął sobie bluzę wokół kąpielówek.
[[przejdź do strony nr 55->55]]](background: #10CD42)[''Ola, 15 lat, 0,60 km. stąd''
<==>
Z Olą byłyśmy jak siostry. Wszyscy mówili, że my sobie to wymyśliłyśmy, bo w rzeczywistości miałyśmy dwie inne matki i dwóch innych ojców. Z tym drugim to nie było tak jednoznacznie, bo wszyscy wiedzą i gadają, że jak mój stary zniknął na parę długich lat w Danii, to do matki wpadał Wiśniewski z bloku obok. Mówili, że jak psy z jednego podwórka się obwąchują i wstydu nie mają, że dzieci w takie rzeczy mieszają. Ale my byłyśmy z Olą bardziej, niż siostry. Z rodzeństwem można się nienawidzić, można być absolutnie z innej parafii i nie rozumieć, co to drugie ma w ogóle w głowie. Nas łączyło coś więcej, niż więzy krwi.
Choć chodziłyśmy do jednej grupy w przedszkolu, później do jednej klasy w podstawówce i w gimnazjum, to prawda jest taka, że Ola była rok ode mnie starsza. Urodziła się na początku roku, a ja na końcu i tak już zostało, że wszędzie była pierwsza.
[[przejdź do strony nr 28->28]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Któregoś dnia jego frustracja przybrała formę pokaźnego pryszcza na czole. Tyle się męczył, żeby się go pozbyć, aż po prostu sam pęknął. Nie ma czemu się dziwić. Wybuchnął na Agatę któregoś dnia, opryskał ją takim jadem, takim kwasem, że dziewczyna tydzień przemyśliwała sprawę. W "Bravo Girl" nazywano to ultimatum.
"Co zrobić, kiedy chłopak mówi, że chce seksu, albo się rozstajemy" - pisały zrozpaczone czytelniczki.
Co w tej sytuacji zrobiła Agata? Przyszła do Julka w biały dzień, jak zjawa. Jak zjawa w biały dzień. Co ona tutaj. Na obórkach. Przecież... A ona wchodzi mu na kolana. Okrakiem. Rękoma gładzi kark i przesuwa dłoń na suwak i zjeżdża w dół.
Unosili się pół metra nad obórkami. Było szaro i siąpiło z nieba, a oni tańczyli w deszczu. Oni, ich ubrania i telefony szybowały nad blokami, lekki wiatr rozwiewał im włosy, osiedla tętniły ich tętnami, chodniki parowały. Na starówce zagrano na hejnał, krzyknęli, unieśli się, aż nad kominy cukrowni, pobrudzili się od sadzy i spadli.
[[przejdź do strony nr 82->92]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[Sylwia, ta z IIID, od Józka, zawsze była ładna i całkiem bystra. Była starsza i gin bez problemu przepisał jej antykoncepcję hormonalną, także z nią było, jak z zapiętymi pasami w aucie. Zawsze była gdzieś w orbicie Julka. Pełna powaga, tu biologia, chemia, studia, tylko od czasu do czasu robiła dramę na osiedlach. Od kilku dni darła japę na Julka, za ten nieznany numer, który próbuje wrobić go na dzieciaka. Julek kasował wiadomości, wyrzucał przez okno te przeklęte testy, zacierał wszystkie ślady, przysięgał Sylwii na ojca, ale rósł między nimi, jak balon, ten przeklęty brzuch Agaty. Julek nie mógł sobie pozwolić, aby tona gruzu zasypała jego plany: studia, laski, trawa, zwyczajne życie dobrego chłopaka z osiedla. Nie mógł pozwolić na to, aby poszło się jebać to, na co pracował.
Chodziła Matka Boska Skłotowska po osiedlu, czegoś szukała. Nie było jednak dla niej miejsca w tych zagraconych obórkach, spiętrzonych blokach, przeludnionych osiedlach. Osiadła więc u siebie w domu, z milczącą, jak owieczka matką za ścianą i zbaraniałym ojcem w robocie. Trzej królowie pod postacią Julka i jego starszych sióstr, przyszli z mifepristonem, misoprostolem i termoforem. O trzeciej w nocy wyszedł z Matki Boskiej Skłotowskiej cud, ale długo nie pobawił. Puściła go z nurtem miejskiej kanalizacji. Jakkolwiek by nie zrobiła i tak nie zostałaby zbawiona, nikomu więc też nie pozwoliła się zbawić.
[[przejdź do strony nr 84->94]]
]<==>
(background: #FF2CF2)[- Spokojnie, nie sprzedamy cię psom. - Krzyknęła Ola z góry i zamachała Julkowi telefonem. Dwójka z dołu podniosła wzrok. Odskoczyli, przyłapani na awanturze. - Nie zniżymy się do twojego poziomu. - Dokończyła.
- Co masz niby na myśli? - Julek schował ręce do kieszeni i splunął na ziemię.
- Popatrz mi w oczy, gnido, i powiedz, że to wcale nie ty wrzuciłeś do neta te zdjęcia. Chciałeś tak po prostu wyczyścić ją ze swojego życia. Tylko tak po prostu to się nie da. Zniszczyłeś jej życie, chuju. - Olka brunatniała na twarzy, a im bardziej ona się wściekała, tym więcej dachówek zsuwało się na ziemię. Musiałam trzymać ją za kaptur.
- A skąd ty sobie to wzięłaś, co? - Zaśmiał się Julek.
- Dobrze wiesz skąd i na chuj się głupio pytasz? - Odszczekała Olka i zamachała Julkowi telefonem.
Zaczął wspinać się do nas po rynnie. Wrzasnęłyśmy. Spadł, bo była mokra. Klął i krzyczał, żebyśmy dla własnego dobra oddały mu telefon. Pociągnęłam Olę za sobą, kiedy zauważyłam, jak nadciąga do nas matka Józefa. Darliśmy się jak koty. Zeskoczyłyśmy z dachu w krzaki, pociągnęłyśmy Agatę i uciekłyśmy.
[[przejdź do strony nr 87->97]]
](background: #FF2CF2)
[
<==>
- Odrobina wiatru we włosach a'la manic pixie dream girl.
- Czarna kreska, koniecznie na linii wodnej oka, bc you're not like the other girl.
- Rozciagnięty, za duży sweter, w którym wyglądasz more vulnerable than yore cat.
- Edgy biżuteria w dużej ilości przecinająca cię to the bons.
- Ripped jeans odsłaniające youre skinny legs.
]<==>
(background: #FF2CF2)[Ojciec Julka nie zdążył uciułać pieniędzy na własną firmę, bo zmarł. Wynieśli go z cukrowni w czarnym worku do góry brzuchem. Nawet przez tę kruczoczarną czerń widać było, jak gorzki trunek jeszcze rozpiera jego trzewia. Nie został prezydentem kraju, może i dobrze, bo dzięki takiej, nie innej polityce matka Julka mogła odebrać odszkodowanie za wypadek przy pracy.
Od tej pory ciągnęły się przed nimi kolejki do wielkiego, socrealistycznego gmachu, będącego oddziałem ZUS-u, który w Płocku mieści się między McDonalds'em, a KFC. Panie w powyciąganych swetrach, z zapadniętymi od braku snu powiekami, przyjmowały ich wnioski o rentę po denacie, próbując jednocześnie udzielać drobnej, wolontariackiej pomocy psychologicznej małemu Julkowi.
Ale Julek nie był już taki mały. Po prostu po śmierci ojca tak skurczył się w sobie, że wydawał się co najmniej o pięć, a może nawet o dziesięć lat młodszy. Kazał się pozostałym członkom rodziny karmić, myć i czesać włosy. Ale jego matka i dwie starsze siostry musiały wtedy częściej chodzić do pracy, więc zaprowadziły tyciego Julka za rękę do pań pedagożek, specjalizujących się w przypadkach tak dużych-małych dzieci.
[[przejdź do strony nr 74->84]]
]<==>
(background: #FF9201)[- Nieważne jak było. - Agata otarła łzy, które momentalnie napłynęły jej do oczu. - Teraz mamy poważniejszy problem. Przypominam wszystkim, że jutro występujemy przed całą szkołą, a później mamy wywiadówkę.
Otrzeźwieliśmy. Z resztą nie wzięło nas tak bardzo, uważaliśmy. W końcu niemal za ścianą była babcia. Tylko udawaliśmy, że mamy niezłą fazę, robiąc sobie rozmazane zdjęcia i kręcąc filmiki, które urywał upadek telefonu na ziemię.
- Odwalimy tę szopkę i znikniemy. I tak ważą się wasze losy w tej szkole. - Powiedziałam.
- Kurwa, Dorka. Dzięki za przypomnienie. - Jęknęła w odpowiedzi Olka.
Agata wzięła więc do ręki scenariusz i zaczęliśmy wykreślać z niego wszystkie sceny z Julkiem, do momentu, aż nasz skrypt nie przypominał sera szwajcarskiego. Zrobiliśmy więc inaczej. Rozdzieliliśmy rolę Julka pomiędzy czworo, ale to też nie miało za wiele sensu. Pociągnęliśmy więc po dwa łyki wódki. I jeszcze po dwa.
- Ej, a może znacie jakieś wiersze z apelów szkolnych? - Rzuciła Ola.
To był tak idiotyczny pomysł, że zaraz zrobiliśmy konkurs, kto najebany powie na środku większą cringe’ówę.
[[przejdź do strony nr 101->111]]
]<==>
(background: #FF9201)[Pierwszy zebrał się Józef. Cały dumnie się naprężył, próbując ukryć, jak bardzo jest zrobiony. Cichy śmiech rozszedł się po pokoju. Józek już miał otwierać usta, kiedy upomniałam go, żeby zszedł z tonu i kiwnęłam głową w stronę drzwi. Zaczął więc niżej, z przyczajenia. I tak nas zagaił:
- Za to, że podjąłeś trud
przekazania nam wiedzy w bród,
że znosiłeś burdy i psoty...
i choć czasem darliśmy koty,
dziś mówię: Dziękuję Tobie -
nauczycielowi i aniołowi w jednej osobie!
Z każdą pauzą, jakby szukał słów, dzięki czemu wyglądało to naprawdę naturalnie.
- Jezu, pamiętałeś to całe! - Ola nie mogła dać wiary. - Nam już chyba tak na pamięć nie tłukli, ale pamiętam takie coś.
[[przejdź do strony nr 102->112]]
]<==>
(background: #FF9201)[Ola wstała i Józek zrobił miejsce, bo teraz była jej kolej. Wzięła koc i owinęła go sobie wokół ramion, przez co wyglądała kropka w kropkę, jak Stanowska w swoim podstarzałym ponczo. Chwyciła linijkę i rytmicznie uderzając nią o rękę, przemieszczała się po pokoju. Na początku milczała, mierzyła nas wzrokiem.
- No, misiaczki, na co czekamy? Wyciągamy karteczki. Proszę bardzo. Piszemy pytanie. Tu po lewej stronie jest grupa A, po prawej stronie jest grupa B. Proszę bardzo, no już. Cicho! Bo tam ostatniej ławce ocenę obniżę. Proszę, z lewej piszą: CZYNNE, a z prawej: BIERNE prawo wyborcze. Proszę bardzo, definicja, SWOIMI SŁOWAMI, 3 minutki. Agatko, wpisuj sobie przy nazwisko minusika. No już, widziałam, co ty tam robisz.
Agata cała skręcała się ze śmiechu i co chwila powtarzała, że zaraz się zesika.
- Ale srogo. - Wydusił Józek, zachłystując się czystą. - Ale by się Stanowska wkurwiła za to.
- Ej, Dorka, a jakby ułożyć coś z napisów w kiblu? To by dopiero była epopeja! - Zaproponowała Ola.
[[przejdź do strony nr 103->113]]
]