(set:$umiera to 5)\
Leżysz na wznak.
Śledzisz wzrokiem od lat niezauważalne pęknięcie farby na suficie.
Czy widzisz je pierwszy raz?
Możliwe, że nigdy, zaraz po przebudzeniu, nie zdarzyło ci się z taką wnikliwością studiować otaczającej cię przestrzeni.
Czy to istotne?
Spoglądasz dalej.
Dalej.
Dołączając do pościgu palec wskazujący, rozpoczynasz nieśpieszny, zespołowy marsz wzdłuż nieregularnego toru. Serii niezdecydowanych kierunków załamań, prostych jak cięcie linijek, przebiegających w łagodnie następujące po sobie zaokrąglenia.
Jak linia życia.
Ta, którą znasz z filmów, w których przejmuje ona główną rolę, gdy dotychczas odgrywający ją aktor, z woli scenariusza, musi opuścić scenę. Uśmiechasz się do siebie, gdy fałdy materiału twojej pościeli przypominają te, będące odzwierciedleniem zaangażowania malarza.
Dzielisz akrylowo-bawełnianą płaszczyznę na {(live: 2s)[ (either: "dwie" , "cztery")]} autonomiczne przestrzenie.
Autonomiczne - antynomiczne...
Podnosisz głowę i wiesz, że rozpoczyna się właśnie:
(if:$Oddalenie<6)[ [[7. dzień kwarantanny]] ]
(if:$Oddalenie>6)[ [[50. dzień kwarantanny]] ]
.(set: $przedmiotAktywny to (either: "zbyt grube żelki","druty kolczaste"))\
(set: $pomieszczenieAktywne to (either: "zbyt ciasnych tkankach","splątanych korytarzach tkanek" ))\
(set:$umiera to ($umiera -2))\
Podróż po ścianie trwa nieprzerwanie.
Pobudka ustawiona w radioodbiorniku zapycha cię niechcianymi informacjami. Dwucyfrowa liczba zgonów, trzycyfrowa zachorowań.
Zatrzymujesz palec, surfujący dotychczas na statecznych falach zmierzwionej pościeli.
Świadomość niewidzialnego zagrożenia przepełnia złością całe twoje ciało, napinając istniejące w nim mięśnie.
Wyobrażasz sobie, że wszystkie twoje naczynia krwionośne przeobraziły się w (print:$przedmiotAktywny), walczące o miejsce w (print:$pomieszczenieAktywne), wiążąc cię we wręcz agonalnym spazmie. Dwuwymiarowa podróż zyskuje miano luksusu. Bez maseczki. Rękawiczek. Obaw.
Wracasz (?)
(live:10s) [ [[Wracasz. ->łóżko]] ]
(live:12s) [ [[Zostajesz. ->ściana]] ](set:$umiera to ($umiera +2))
Włączasz radio.
Niewiele się zmieniło.
Codziennie trzycyfrowa liczba zachorowań, dwucyfrowa zgonów. Jakby nie istniał żaden wirus, a rozgłośnie po prostu musiały zapełniać podstawowe informacje po określeniu daty, czasu i pogody. Dodatkowe dwie wartości. Z przyzwyczajenia. Muse ze swoim [[„time is running out”]] podchodzi pod twój palec automatycznie, jak gdyby od zawsze miał on miał on zainstalowaną tę ścieżkę dźwiękową w swoich zakończeniach nerwowych.
Uśmiechasz się do siebie ponownie, ponieważ od pierwszych taktów zauważasz, że w twojej {(live: 2s)[(either: "dwuwymiarowej" , "czterowymiarowej") ]} podróży istotnie brakowało pierwiastka dynamiczności.
/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\_/\
Nie wiesz wciąż, dokąd zmierzasz, lecz czujesz, że żyjesz.
(live: 10s) [(?)]
(live: 12s) [Niebanalna kreska.]
(live: 15s) [ Ile czasu już się jej [[przyglądasz ->łóżko]]? ]
(live: 17s) [ Coraz bardziej dajesz się [[wciągnąć ->ściana]]. ] Nieśpiesznie przekręcasz się na łóżku, spuszczając głowę z jego krawędzi. Nowo powstała sufitowa kraina geograficzna niemal wżyna ci się pod górne powieki.
Odpychasz się więc lewą nogą, by płynnie zsunąć się na podłogę.
Zaciśnięta prawa dłoń przemieszcza prześcieradło wraz ze swoim niestrudzonym podróżnikiem.
Lewą gwałtownie wciskasz w posadzkę, gdyż większość twojego ciała znajduje się już poza łóżkiem. W tym samym momencie atakuje cię przeszywające uczucie gorąca.
Palący impuls, pulsująco przemieszczający się w stronę: [[ramienia ->ramię]] / [[kolana->kolano]] .Niestarannie ułożone zasłony wpuszczają wąską strugę ostrego południowego słońca, wynurzającego z sufitu emaliowy płaskowyż.
Upływający czas pogłębia różnicę poziomów.
Jedyna zmienna w twoim otoczeniu.
Ciągła.
Siadasz na krawędzi łóżka. Gresowy chłód rysuje w twojej wyobraźni kształty przylegających do niego stóp. W ułamku sekundy fala dreszczu mknie w stronę czubka twojej głowy, pozostawiając po sobie najeżony krajrobraz.
Dłonią z podróżującym palcem chwytasz prześcierało i podchodzisz do stojącego pod ścianą stolika.
Wyciągasz ją, naprężając naelektryzowane ciało.
Dziwne uczucie. Masz ją już pod palcem.
Zastanawiasz się przez chwilę, czy jej [[dotknąć->dotknąć]], czy może pozostawić [[oczy jej jedynymi eksploratorami. ->oczy]]
(set:$umiera to ($umiera -2))
Podążająca za ręką stopa napotyka na swojej drodze wystającą główkę gwoździa, z którego zwisają niezawodne narzędzia perswazyjne, łagodzące skutki samotności, mające niezwykłą zdolność przywołania twojego (if: $kot is true)[kociego] (if: $pies is true)[psiego] przyjaciela.
Tym razem jednak przywołują zjawisko zgoła odmienne.
Gwóźdź zahacza o wewnętrzną część twojej stopy. Upadasz na podłogę, strącając leżący na stoliku kubek.
(if: $kot is true)[Lniane wstążeczki przestają się poruszać pod ciężąrem wsiąkającej w nie ciepłej, gęstej cieczy.] (if: $pies is true)[smakołyki w kształcie kości przestają nęcić zapachem, oblepione ciepłą, gęstą cieczą.]
Włochate stworzenie pozostaje niewzruszone. W przeciwieństwie do pulsującego zjawiska, wyrzeźbionego na twojej kończynie.
Kolejna kreska.
Kolejna podróż.
Zadziwiające, jak miękkim materiałem jest ludzkie ciało. Z większą trudnością przecinasz skórę pomidora, komponując poranny posiłek.
Możesz się otworzyć {(live: 0.5s )[(either: "." , "!", "?" )]}
[[otwórz ->otwórz]]
[[zamknij ->zamknij2]]
<span style="color: #e68a00">
(set:$umiera to ($umiera +2))
Upadasz na podłogę i zaskakujesz się, z jaką łatwością od lat służący ci kubek zamienia się w ceramiczną układankę.
Granatowe, nieregularne kształty na pomarańczowym tle, okraszone sporą porcją czerwieni.
Soczystej, krwistej barwy.
Drażniący widok.
Drażniący ból.
Tkaninie, która dotychczas spełniała się rewelacyjnie jako tor wyścigowy, wyznaczasz nową rolę.
Nie zmieniwszy pozycji, przeciągasz białą płachtę na stronę rozgrywającego się właśnie performance'u kawowego kubka.
Kurtyna.
Ty tutaj odgrywasz główną rolę.
Wiesz już, co znajduje się po obu stronach twojej płaszczyznowej podróży. Wolisz kontuynuować [[pod ->otwórz]] czy [[nad ->zamknij2]] nią?
</span>(set:$umiera to ($umiera -2))\
Z bliska dostrzegasz mnogość krzywizn, nieistniejących z poziomu łóżka. Mrużysz oczy, obie warstwy nabierają trójwymiarowości.
Przyglądasz się im pod różnymi kątami.
Uświadamiasz sobie, że stoisz na stoliku nocnym, a twoje ciało obleka biały matetiał.
Szyja już zaprosiła głowę do tańca.
Podajesz zaproszenie dalej.
Nie odrywając oczu od kreski, przesyłasz taneczny impuls do wszystkich zakończeń nerwowych w twoim organizmie.
Pozytywka.
Bawełniano-organiczna statuetka [[na drewianym podeście. ->taniec]]
[[Balansujesz na krawędzi ->upadek]] {(live:0.5s) [(either: "w" , " " )]} rzeczywistości.
(set:$umiera to ($umiera +2))
Nieregularna, ostra krawędź.
Nawet zaokrąglenia wyraźnie wpijają się w opuszkę.
Balansujesz, znajdując się raz na gładkiej tafli, raz pod nią.
Przeciwieństwo miękkiej, nieregularnej drogi po pościeli.
Zapraszasz do tańca zimne, surowe zjawisko.
Dobrze, że wciąż trzymasz zaciśnięte w pięści prześcieradło.
Tutaj, na górze, jest nieco chłodniej, niż ci się wydawało.
Okrężnym ruchem zarzucasz na siebie trzymaną płachtę. Zakrywasz nią oczy.
To nie był przemyślany ruch.
W szale podróży zupełnie zapominasz, jak żywe potrafią być (if: $kot is true)[kocie](if: $pies is true)[psie] ruchy w spotkaniu z poruszającym się materiałem.
Każdy kolejny staje się coraz bardziej ryzykowny.
Równie jednak impulsywny. Człowieczo-(if:$pies is true)[psi](if:$kot is true)[koci] taniec nowoczesny.
Widzisz już, jak [[spadasz->upadek]], wciskając całą swą istotę w gres szkliwiony.
Energicznie [[dotykasz sufitu. ->taniec]]
<span style="color: #e68a00">
(set:$umiera to ($umiera +2))
Wsuwasz głowę pod leżące na podłodze prześcieradło.
W tej perspektywie mozaika z rozbitego kubka nabiera nowego wymiaru. Dostrzegasz kanciaste wysepki brodzące w zastygającym bajorze.
Niedobrze, że zastyga.
Wiesz przecież, że wszystko zależy od ciebie.
Wprowadzasz podróżujący palec do nowej przestrzeni.
Wyższy poziom. Każdorazowy jego ruch zmienia strukturę, po której się poruszasz.
Już nie śledzisz.
Kreujesz.
Bawisz się formą. Otoczenie współracuje. Jesteś już w tak długiej podróży. Ściemnia się.
Krew wędrująca po bawełnianych włóknach stopniowo ociepla otaczającą cię przestrzeń.
Nie jest więc wcale tak zimno.
Jeszcze kawałeczek.
(live: 5s) [To takie przyjemne uczucie...]
(live: 7s) [ [[Nareszcie! ->rozwiązanie umierania]] ]
</span><span style="color: #990033">
(set:$umiera to ($umiera -2))
Leżysz nieruchomo.
Masz wrażenie, że słyszysz pulsująco uciekające z ciebie ciepło. Poruszasz się delikatnie, spoglądasz na prześcieradło.
Z zaskoczeniem zauważasz, że twoja podróż jeszcze się nie skończyła.
Nowa lokalizacja daje przecież nowe możliwości!
Źródło, które wybiło wprost z twoich tkanek, skrupulatnie projektuje skomplikowaną trasę, przenikając przez bawełnianą strukturę.
Podnosisz tkaninę. Nakrywasz nią głowę.
Wpadające przez szczeliny światło zaprasza cię do tętniącego życia wymiaru.
Gdyby tylko tak nie bolało!
Gdyby tylko dało się to [[zakończyć. ->rozwiązanie umierania]]
</span><span style="color: #990033">
(set:$umiera to ($umiera -2))
Odpychasz się i zeskakujesz na podłogę.
Drewniany stolik to zdecydowanie zbyt mała scena.
Penetrując wzrokiem szczelinę, czynisz prześcierało namacalnym przedłużeniem twojego ciała.
Przemierzasz wielowymiarową przestrzeń czterech ścian, dzieląc się ciepłem ze skamieniałą posadzką. Obdarowujesz nim każdą z płytek, improwizując mistrzowską choreografię.
Jesteś wszędzie.
Jesteś wszystkim.
Świat (live: 5.5s) [kręci się] wokół [[ciebie.->rozwiązanie umierania]]
</span>
<span style="color: #e68a00">
(set:$umiera to ($umiera +2))
Na całej powierzchni styku ciała z podłogą odczuwasz ulgę.
Chłód sprawia, że na moment możesz je odłączyć.
Nie czujesz, że boli. Czy boli?
Odłączasz je stanowczo.
Coś się dzieje. Pulsuje i zalewa gorącym strumieniem. Włosy. Jakby płonęły żywym ogniem. Otaczają głowę niczym pochodnia.
Patrzysz nieruchomo w sufit. Nie widzisz już swojej drogi.
Drżący wykres w świetlisto-czerwonym przebłysku miesza się z zupełną czernią.
Kładziesz zaciśniętą dłoń na brzuchu.
Okrywasz się krwisto-białą tkaniną.
Czujesz, że twoja skóra krzyczy.
{(live: 0.5s) [(either: "Zimno." , "Gorąco.")]}
Palec [[wskazuje.->rozwiązanie umierania]]
</span>You
(live: 1s) [will]
(live: 2s) [squeeze]
(live: 3s) [the]
(live: 4s) [life]
(live:5s) [out]
(live: 6s) [of]
(live: 7s) [me]
<img class="no-transparent" src="https://1.bp.blogspot.com/-fJCQsTUNgi4/X2qLyY6CjnI/AAAAAAAAgvo/p5wj_NJ5W8YqOeehYWK2F_fFPzStSQvsQCLcBGAsYHQ/s1989/sylwetka%2B%25E2%2580%2594%2Bcze2r%25282%2529_edited_edited.jpg" width="360" height="720">
(live: 7.5s) [-](live: 8s) [/](live: 8.5s) [\](live: 9s) [/](live: 9.5s) [\](live: 10s) [/](live: 10.5s) [\](live: 11s) [_](live: 11.5s) [_](live: 12s) [/](live: 12.5s) [\](live: 13s) [/](live: 13.5s) [\](live: 14.s) [_](live: 14.5s) [_](live: 15s) [_](live: 15.5s) [_](live: 16s) [.]Nie wiesz już, czy posiadasz jeszcze skórę, czy też ostatnim, najdłużej opierającym się elementem składowym twojej cielesności, pozostała już tylko surowa kość. Prześwity czerwonego światła potęgują przerażenie.
Twoje oczy otwierają się coraz szerzej.
Oddech przyśpiesza.
Zamaszystym ruchem chwytasz za źródło bólu, z przerażeniem zauważając konstrukcję złożoną z białego prześcieradła i opuchniętego ciała.
Wyplątujesz obolałą kończynę.
Przestaje palić. Krążenie wraca do normy.
Obserwujesz ocieplający się odcień skóry. Uśmiechając się do siebie, składasz senne fragmenty, próbując zrekonstruować podróż, która tak drastycznie uwiązała cię w pościeli.
(if: $kot is true)[Wilgotna kocia gumka do mazania, nieustannie próbuje zetrzeć z twojej twarzy pozostałości snu.](if: $pies is true)[Psi stempel nie ustaje w próbach wypisania na twej twarzy planów na nowo rozpoczęty dzień.]
Sięgasz po kubek.
Łyk zimnej wody.
Rozpoczynasz kolejny dzień kwarantanny.<iframe width="480" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/O2IuJPh6h_A" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>
You
(live: 1s) [will]
(live: 2s) [squeeze]
(live: 3s) [the]
(live: 4s) [life]
(live:5s) [out]
(live: 6s) [of]
(live: 7s) [ [[me->50. dzień kwarantanny]] ]
(set: $kot to false)\
(set: $pies to false)\
(set:$PrzeczytalWiadomoscDwaRazy to true)\
(set:$umiera to 5)\
(set:$tesknota to 5)\
Cztery ściany.
Drzwi. Tyle możesz powiedzieć o pierwszej z nich.
Ściana z oknem chyba najprzyjemniejsza. Przy współpracy słońca przechdzącego przez organiczną materię, nadającego jej najróżniejszych odcieni zieleni, potrafi nawet przybliżyć cię w małym stopniu do rzeczywistości na zewnątrz.
Ściana przy łóżku. Zimna. Również przyjemna, choć stanowiąca zupełne przeciwieństwo tej z oknem.
Przeciwległa. Najczęściej oglądana. Obraz, stolik, regał, książki.
Skromnie.
Zawsze chodziła ci po głowie myśl, że może jakaś mała, czworonożna istota zapełniłaby tę przestrzeń.
(link: "Kot")[(set:$kot to true)(goto: "zwierzę")]? Może (link: "pies")[(set:$pies to true)(goto: "zwierzę")] ?
(if: $kot is true)[Czujesz, jakby ktoś właśne stemplował cię wilgotną gumką do mazania, stanowiącą zakończenie klasycznego ołówka. Usiłując jednocześnie wetrzeć ją w każdą krawędź twojej twarzy, ozdabiając sprężystymi włoskami.](if: $pies is true)[Czujesz, jakby odwiedził cię ekscentryczny artysta, czyniąc z twojej twarzy podkład pod stemplujące narzędzie, podróżujące po swoim płótnie w towarzystwie ciepłej, przemoczonej tkaniny.]\
Masz świadomość, że jawa zbliża się nieubłaganie.
Nie otwierając oczu, usiłujesz przechytrzyć natarczywego przyjaciela. Przemierzywszy szereg akrobatycznych pozycji w duecie z kołdrą, odnajdujesz w końcu tę, stanowiącą prawdziwe wyzwanie dla twojego przyjaciela.
Korzystasz z chwili wytchnienia, by powrócić do przerwanego snu. W tej samej jednak sekundzie zrywasz się z przerażeniem.
(if:$kot is true) [Czujesz bowiem, jak ostra igiełka wbija ci się w powiekę, usiłując podnieść ją z zaspanego oka. Tuż nad nią, biało-czarny pyszczek twojego udomowionego drapieżnika. Całość zaś opatrzona przebłagalnym mruczeniem.]
(if:$pies is true) [Czujesz bowiem, jak wszystkie twoje wnętrzności podzielone zostają na cztery, niemiłosiernie uciśniete segmenty. Za ciężarem tym natomiast dostrzegasz nieposiadającego się z radości psiego kompana, obwieszczającego wszystkim czterem ścianom, że czas najwyższy wrócić do świata żywych.]
Głaszcząc (if: $pies is true)[psa](if:$kot is true)[kota], zastanawiasz się szczerze, skąd w tej beztroskiej istocie taka przebiegłość i determinacja.
[[Nie wstajesz->50. i 7. dzien]] jednak jeszcze.Cześć, przyznam szczerze, że zmartwił mnie ton Twojej ostatniej wiadomości. Nie poznaję Cię. Koniec? Bezsens?
"Dziś. Suma wszystkich wczoraj. Nieuchwytne jutro. Nienamacalne, a przecież to właśnie dotyk umożliwia pełne doświadczenie. Ciepło, miękkość, szorstkość." Twoje słowa wypowiedziane przecież jeszcze tak niedawno!
"Gdy otwierasz oczy, wiesz, że jesteś. Gdy dotykasz, czujesz, że żyjesz." Lubisz to uczucie.
Ostatnio jednak tak często się wahasz. Wolisz rolę biernego obserwatora. Wypuszczasz z siebie życie z każdym tchnieniem, nie biorąc nic w zamian.
Dlaczego ktoś taki jak Ty, tak drastycznie zdystansował się do świata?
To nie on jest zły.
"Życie w Twoich rękach, świat w Twoich oczach. Wiosenna zieleń, róż spieczonej słońcem skóry – w tej samej tonacji, co przemarznięte ucho, a w zupełnej opozycji do jesiennej stali nieba."
Tak go przecież widzisz, prawda?
Pamiętasz ten upadek w zeszłym roku? Upragniony czerwcowy deszcz, nieskoszony trawnik i Twój pośpiech. Zabolało – w końcu wizja bycia spóźnionym dostarcza Ci zwykle niebywałej prędkości. Bolało jednak tylko przez chwilę. Nawet zderzenie z ziemią potrafiło otworzyć przed Tobą serię pozytywnych doznań. Ten deszcz był naprawdę upragniony. Zapach mokrej trawy przyniósł przedziwne wytchnienie.
Pisząc do Ciebie te słowa, patrzę na obraz, będący zwieńczeniem tej deszczowej przygody. Kto by pomyślał kilka lat temu, że dzięki oglądaniu filmów na YouTube, („bo oglądanie rozmywających się farb to doskonały relaks przed zaśnięciem”), przeskoczysz do poziomu samouka-artysty?!
I wiesz, że patrzę, i czuję wręcz tę mokrą trawę...
Wiele jeszcze takich doznań przed Tobą. Ta obojętność powoli Cię zabija. Musisz się przebudzić. Czekamy na Ciebie.
[(if:$PrzeczytalWiadomoscDwaRazy is true) [[. . .]] ]
[(if:$PrzeczytalWiadomoscDwaRazy is false) [[|Zamknij|->start - zwierzę]] ]
[[(1) Odebrane wiadomości->list]]
(set:$biurko to (array: "farby", "szkicownik", "kubek z wodą", "telefon"))
(set:$Oddalenie to 5)
Rozglądasz się po pokoju. Nic się nie zmieniło.
Pozostawione wczoraj na biurku, czekają. W zasadzie wszystko, czego potrzebujesz, mieści się na tym drewnianym blacie: (print: $biurko).
Nie zastanawiasz się długo.
Siadasz, chwytasz za pędzel. Wiesz, że tylko w taki sposób możesz zatrzymać to, co czujesz.
Czy jednak jesteś w stanie określić, co to tak naprawdę jest?
[[Zieleń budzącego się do życia drzewa->zielony]] czy [[coś zupełnie przeciwnego->czarny]]?(set:$PrzeczytalWiadomoscDwaRazy to false)
[[Ktoś->poczta]] by powiedział, że ten człowiek nigdy nie mógł pogodzić się z poczuciem zatracania się otaczającej go rzeczywistości. Najbardziej denerwowały go te pozytywne aspekty istnienia. To, co kochał. Zieleń, siłę natury, różnorodność życia. Choć oglądał to wszystko przez wiele lat, każdorazowy kontakt z ze światem napawał go zachwytem. Nie jednak eksplozją dźwięcznych „och-ów! i ach-ów”, a ciepłem przechodzącym przez całe ciało. Kojącą świadomością, że może być częścią tego niezwykłego fragmentu wszechświata. Jak więc miał pozostawać niewzruszonym, widząc, że to życie umyka? Wyciskane w dodatku rękoma takimi samymi jak jego. Zmultiplikowane mordercze maszyny. Linia produkcyjna: CZŁOWIEK.
Zaczął malować. Przede wszystkim naturę. Przynajmniej próbował. Uchwycić i zatrzymać przy sobie ten niewinny fenomen życia. Z wielką dokładnością powielał rozwidlające się ciągi nerwów liści. W jakiś dziwny sposób to właśnie one najbardziej go rozczulały. Esencja.
Wbrew pozorom, cenił wszystkie pory roku. Choć lubował się w zieleni, najmocniej przeżywał zimę. Wtedy najwyraźniej dostrzegał siłę natury. Cierpliwe, uśpione drzewa, czekające na powrót słońca. Nosiły w sobie jakąś nadzieję. Napawały optymizmem.
(set:$Oddalenie to ($Oddalenie + 2))
Tło w odcieniach stalowego błekitu już czekało. Nie pamiętasz nawet, od kiedy.
Nabierasz czarną farbę na pędzel. Grubym pociągnięciem naznaczasz pień. Podstawę. To stąd wszystko się rozchodzi.
Słyszysz wręcz niepokój łąmiących się od wiatru elementów drewnianej korony. Wraz z rozwodnioną szarością przyszedł niespokojny wiartr.
Nieregularne rozgałęzienia odzwierciedlające plątaninę twoich myśli.
Obaw. Rozczarowań.
Co jeszcze widzisz?
[[Dostrzegasz niosące nadzieję kontury liści->zielony]], [[czy jednak coś niepokojącego czai się w oddali? ->czarny2]]
(set:$Oddalenie to ($Oddalenie - 2))
Liść. Banał w miliardach egzemplarzy.
A jednak kruszy coś tam w środku tą swoją prostotą.
Nie rozpoczynasz od konturu. Jedynie delikatne muśnięcie papieru wodnistą zielenią jest w stanie odzwierciedlić tę lekkość i unikalność każdego z nich.
Jakby właśnie spoglądało przez nie światło. Wtedy możesz widzieć je razem. Połyskujące drobinki, przezierające przez delikatność tkanek liścia.
W tej jednej chwili tworzą coś zupełnie nowego.
Migocząca przestrzeń naznaczona rozchodzącymi się, na wzór promieni słońca, sieciami nerwów.
Każdy inny.
Każdy wyjątkowy.
Jak [[życie->zielony2]].
To, które [[nieuchronnie ginie.->czarny2]]
[[Czy na pewno?->droga3]](set:$Oddalenie to ($Oddalenie + 2))
Było jednak zbyt spokojnie, a przecież wpatrując się głęboko w wyrosłe właśnie drzewo, jesteś w stanie dosłyszeć w tle skowyt wilków.
Nadchodzi duże ochłodzenie. Wieje srogi wiart. Masz wypieki na policzkach.
Twój pędzel, niczym poseł niepokoju, wprowadza gałęzie w chaotyczny taniec.
Jakby próbowały coś wykrzyczeć.
Czarna farba tętni jak krew w rozgorączkowanym ciele.
Nie wiesz już, czy widzisz liście szamoczące się w porywach wiatru, czy też jakaś dziwna, gęsta mgła spowija roztrzęsione gałęzie.
Kolejna warstwa czarnej farby na pędzlu.
[[Uda się to wszystko jeszcze uspokoić?->droga3]] [[A może dać się porwać?->czarny3]](set:$Oddalenie to ($Oddalenie - 2))
Głęboka zieleń listnego parasola działa na ciebie niezwykle kojąco. Przywołujesz w myślach wędrówki po krawędziach jego części składowych.
Wiesz, jak niewiele trzeba, by stanąć oko w oko z prześwitami słońca.
Przymrużasz wtedy swoje, by dostrzec, jak to drugie – słoneczne, roztrzaskuje się o rzęsy, tworząc migoczące miraże.
Pojawiają się i znikają, [[napędzane->zielony3]] sunącymi po niebie chmurami.(set:$Oddalenie to ($Oddalenie + 2))
Nie potrzebujesz już nawet pędzla.
Dotykając wilgotnej farby, możesz przecież dotknąć tego rozkołysanego drzewa. Chropowata, lodowata wręcz struktura.
Z zamkniętymi oczami poruszasz się po tym nowym miejscu.
Nie wiesz, gdzie dokładnie jesteś.
Tu? Tam?
Przechodzą cię dreszcze. Wszystko przez ten wiatr. Dotykasz swojej mokrej twarzy.
Wiatr smaga ją ostrymi razami, jakby chciał wedrzeć się do środka.
[[Tylko po co?->czarno-zielony]]Dotykasz palcem czarnej kory drzewa.
Zamykasz oczy i czujesz przeszywający cię chłód.
Szybko odrywasz dłoń od zamalowanego papieru.
Wodzisz oczami po delikatnych liściach. Mimo wszystko dostrzegasz te subtelne wiązki światła. To wciąż na ciebie działa.
Czy jest w tym jednak jakiś sens?
Przecież to tylko kilka liści na wielkiej plątainie gałęzi.
Wiedziesz oczami po jednym z rozwidleń.
Zatrzymujesz wzrok na chwilę.
Wpatrujesz się ponownie w jeden z jaskrawozielonych elementów.
Zamykasz oczy.
Z zamyślenia wybija cię wibracja, przechodząca przez drewniany blat.
Otwierasz oczy i spoglądasz na telefon.
Nie zwracasz uwagi na powiadomienie, przypominasz sobie bowiem o (link: "wiadomości")[(set:$PrzeczytalWiadomoscDwaRazy to true)(goto: "list")] od przyjaciela.
Odczytujesz ją po raz kolejny.
(set:$tesknota to 5)
Odkładasz telefon.
Powtarzasz kilkukrotnie treść wiadomości w myślach.
[[Troska przyjaciół przywraca ci cień nadziei.->odpowiada pozytywnie]]
[[Odczuwasz zupełny brak zrozumienia wśród przyjaciół.->odpowiada negatywnie]](set:$Oddalenie to ($Oddalenie - 2))
Chmury, czyli ten moment, w którym wszystkie zielone elementy układanki scalają ponownie swoją strukturę.
Żadnych prześwitów, żanych szczegółów.
Jednolita, zbita masa chlorofilu.
Dopiero teraz uświadamiasz sobie, że gdyby nie one, nie byłoby na co czekać.
Przeganiasz chmury, sięgając po wiadomy kolor farby.
Pojawiają się pierwsze [[strugi.->czarno-zielony]](if:$Oddalenie>7) [Gdy zgaśnie światło, przez moment nie widzi się nic. Wzrok potrzebuje kilku sekund, by odnaleźć się w nowym otoczeniu. Czerń blednie, oczy chwytają się najjaśniejszych krawędzi.
Można jeszcze zacisnąć powieki..
[[Bardzo, bardzo mocno. ->Budzik]] ]
(if:$Oddalenie<5) [Wystarczy chwila ciemności, by dostrzec, jaką siłą jest światło.
Barwy, ciepło, życie.
Nawet zaciśnięte powieki nie zatrzymają tej energii.
Choćby trzymać je z całych sił.
Dobrze to wiedzieć. Dobrze czuć.
Światło, czyli [[wszystko->powrót do rzeczywistości]], za czym tęsknić może człowiek.]
(if:$Oddalenie is 7) [ [[Ta chwila, gdy zgaśnie światło...->droga3]] ]Zawieszasz wzrok na swoim obrazie.
Zaskakujesz się, widząc podobieństwo drzewa, które wyrosło w twoim szkicowniku, z tym wakacyjnym, utęsknionym.
Przykładasz fotografię, wciąż nie dowierzając.
Odkrycie tej wewnętrznej tęsknoty przepełnia całe twoje ciało dreszczem.
Wzruszasz się i wiesz, że to najsilniejsze uczucie, z jakim może zmierzyć się człowiek.
To ciepło.
To światło.
Za czym może tęsknić [[człowiek->rozmyślanie]]?
(set:$tesknota to ($tesknota +2))
Czasami tak sobie myślę, że pięknie byłoby móc zamknąć tamten czas w tych czterech ścianach. Nie brnąć w to, co niechciane.
Wiesz, tak po prostu, wyciąć, jak klatkę z filmu.
Oprawić. Zabezpieczyć przed zniszczeniem. Trwać już tylko w tamtym „wtedy”.
Trudno mi się w tym wszystkim odnaleźć.
Maluję właśnie, i wyobrażam sobie tę zieleń, o której mówisz.
Niemal czuję ją pod palcami...
Prawie tak, jak wtedy.
Trawa. Deszcz.
Zielone tasiemki nasączone życiem.
[[Chyba masz rację...->odpowiedź przyjaciela]] (set:$tesknota to ($tesknota -2))
Gdyby móc zamknąć tamten czas w tych czterech ścianach. Nie brnąć w to, co niechciane.
Wiesz, tak po prostu, wyciąć, jak klatkę z filmu.
Oprawić. Zabezpieczyć przed zniszczeniem. Trwać już tylko w tamtym „wtedy”.
Lepszym, pełniejszym. Żywym.
Ten nowy jest bezlitosny. Bez skrupułów przeczołguje nas przez kamienie wspomnień.
Przygniata, dusi, wciskając każde z nich w i tak już obolałe ciało.
Każdy z dawnych uśmiechów przecina kącikami skórę, wydzierając łzy z najgłębszych zakamarków.
Żadna z dzisiejszych barw nie osiągnie dawnej głębi.
Dziś już wszystko się rozmywa. Jest przezroczyste.
Nie chcę siebie tutaj widzieć.
To nie dla mnie.
[[Rozumiesz?->odpowiedź przyjaciela]] (if:$tesknota>5) ["Na nic nie można patrzeć jednostronnie. Wiesz przecież, że jednolity z wierzchu liść, na swej spodniej części gości ciągi unerwionych korytarzy.
Trzeba tylko chcieć zajrzeć głębiej. Trzeba chcieć to widzieć.
Odwracasz się zupełnie od tego, co dobre.
Cierpisz w samotności, a my wciąż jesteśmy. Obok. Tuż za twoimi plecami.
Nie brnij w to, proszę. Masz przed sobą nasze dłonie.
Chwyć je i spójrz razem z nami raz jeszcze w palące słońce.
Czujesz?
[[Tętniący żar życia na twarzach.->zgoda]]" ]
(if:$tesknota<5) [ "Na nic nie można patrzeć jednostronnie. Wiesz przecież, że jednolity z wierzchu liść, na swej spodniej części gości ciągi unerwionych korytarzy. Trzeba tylko chcieć zajrzeć głębiej. Trzeba chcieć to widzieć.
Odwracasz się zupełnie od tego, co dobre.
Cierpisz w samotności, a my wciąż jesteśmy. Obok. Tuż za twoimi plecami.
Nie chcesz tego widzieć. Udajesz, że nas nie ma.
Choćbyśmy mieli twarze zwrócone w swoim kierunku, nie zbliżmy się sie do siebie, dopóki nie zechcesz o otworzyć na nas oczu.
[[Zamknięte na wszystko.->nie ma sensu]]" ]
Mimowolnie podchodzisz bliżej okna.
Delikatne, popołudniowe promienie zaczynają rozgrzewać twoją twarz.
„Tętniący żar życia...”
Powtarzasz w myślach.
Wyciągasz dłoń, by przepleść strugi światła przez palce.
Słońce zaś, zaproszone do zabawy, przeskakuje między nimi, niczym woda w wartkim potoku.
[[W tamtym potoku...->zdjęcia]]Żal przepełnia twoje ciało, znajdując ujście na twojej twarzy. Łapiesz się za nią i na własnej skórze odczuwasz siłę niezrozumienia.
Kiedy tak się rozminęliście?
Przed oczami przeskakują strzępki wspólnych wspomnień. Coraz prędzej, coraz więcej.
Każde teraz rani. Złości.
Czyżby było nieprawdziwe?
Teraz nie masz wątpliwości.
[[Nic już nie ma sensu.->usuwa wiadomosci]]Twój oddech przyśpiesza i nie wiesz już, czy to trzęsą ci się ręce, czy złość przepełniająca ciało, próbuje wydostać się poprzez twoje gardło.
Zaciskasz mocno zęby, by to trzymać, stłamsić w sobie.
Odrywasz rękę, by szybkim gestem [[usunąć wszystkie wiadomości.->zwierzak-zabawa]]Istota posiadania (if:$pies is true)[psiego] (if:$kot is true)[kociego] towarzystwa nigdy nie wydawała ci się tak oczywista.
Ludzie zawodzą – przecież są z natury źli, zepsuci. A (if:$pies is true)[pies?] (if:$kot is true)[kot?]
Szczery, oddany... tak, właśnie – PRZYJACIEL.
Sięgasz po jego ulubioną zabawkę, mając nadzieję, że znajdzie się przy tobie w mgnieniu oka.
Nareszcie jakieś ukojenie. Coś stałego. Pewnego.
Zatapiasz dłonie w miękką sierść przyjaciela.
Przepełnia cię jego ciepło.
W końcu możesz spokojnie [[zamknąć oczy...->Budzik]]
(if:$umiera>6) [[Tak będzie lepiej.->śmierć]]
(if:$umiera<6) [[Tak jest dobrze.->sen]]
<img class="no-transparent" src="https://1.bp.blogspot.com/--BsFEVOTTuM/X2oAZN1INjI/AAAAAAAAgsY/48vtElOlcCU-SFkjSijZiVF-tL4kyv4owCLcBGAsYHQ/s1989/sylwetka%2B%25E2%2580%2594%2Bczer%25282%2529_edited_edited.jpg" width="360" height="720">Głaszcząc beztrosko śpiącego (if:$pies is true)[psa] (if:$kot is true)[kota], uśmiechasz się do siebie.
Choć nie możesz pojąć, z jaką łatwością ciemność wdarła się do twojego życia, jeszcze wyraźniej dostrzegasz barwy, które wnoszą do niego bliskie ci istoty.
Teraz wiesz, że są. Zawsze tu były.
Jak światło, przedzierają się nawet przez zaciśnięte powieki.
Najmilej jest jednak stanąć z nim twarzą w twarz.
Mrużąc oczy, pozwolić rozpraszać się tańczącym promieniom.
Kwintesencja życia.
[[Postanawiasz wyjść mu na spotkanie.->wyjście-przyjaciel]]
Woda. Słońce. Kamienie pod stopami.
Wiatr schładzający rozgrzane, przemoczone ciała.
Wspomnienia ożywiają martwe fotografie.
Słyszysz śmiech.
Zauważasz każdego z nich po kolei.
Nie wiesz, czy ogrzewa cię słońce, czy ich głosy.
Ściskasz zdjęcia coraz mocniej.
[[Czujesz jego dłoń->powrót do rzeczywistości]], mrużąc oczy przed palącym słońcem.
Leżąc tam, pod drzewem...Otwierasz drzwi.
(live: 1s) [Uderzają cię.]
(live: 2s) [Ciepłe.]
(live: 3s) [Żywe.]
(live: 4s) [Oczy.]
(live:5s) [Uśmiech.]
(live: 6s) [On już tu jest.]
(live: 7s) [...]
<h1>MY SAMI Z MYŚLAMI [[(?)->przedstawienie]]</h1>