To przyszło podobne dreszczowi. Smutek owinął falą w ułamku sekundy.
Bezcelność tworzenia, wymierzania, wszystkich obliczeń stała się nagle tak do bólu jasna,
że Carlos musiał się położyć. W niebiańskim domu, centrum międzyludzkich relacji, przeciekał
dach. Cienkie strumyki łezwszechświata wsiąkały wsiąkały w czarne poncho z czerwonym
hafetm.
Carlos wstał, przeciągnął się, pożuł zgaszone Cygaro, a potem ze złością
splunął na podłogę. |
|
Okno było otwarte, a przez jego rozłożone ramiona do pokoju wpływał
z cichym pluskiem smutek, strumień zbędnych wspomnień, nieokreślonych dźwięków i smaków,
zatarte w pamięci stacje kolejowe i dziwne twory podświadomości.
No i ta muzyka, kurwa! Ściszcie...
Było łóżko i kredens. Na łóżku po turecku siedział Carlos, medytując nad
sensem i kosztorysem wszechświata, na kredensie zaś leżał martwy karaluch. Obok sombrera. |
|
Carlos postanowił kogoś wymyślić. Dla rozrywki i rozpędzenia
krwi w żyłach. I wymyślił mnie. Wraz z krzesłem na którym mnie ulokował. "Nazywam się Carlos."
"Aleksej" - skłamałem. "Bardzo mi miło" - zamyślał się na chwilę, wpatrując się w moją żółtą
marynarkę. Potem pstryknął palcami, wymyślając butelkę Tequilli i dwa kieliszki - "Napijemy się?"
"Czemu nie?" Polał, podał w mi jeden, napiliśmy się. "Dobra, a teraz zmykaj." - powiedział -
"Chcę zostać sam ze sobą i tworami mej podświadomości". Rozejrzałem się. Nikogo nie widziałem,
oprócz Carlosa i martwego karalucha na kredensie, ale sprzeczać sie nie zamierzałem (jakoś nie
wypada sprzeczać się z własnym twórcą). Wstałem i wyszedłem. |
|
Dom był otoczony żywopłotem. Na południu zauważyłem furtkę.
Postanowiłem zostać tu trochę, aby się rozejrzeć, bowiem uwagę mą przekuł ów żywopłot.
Spleciony z kawałków chmur, przypominał mój ulubiony sweter pod szkłem powiększającym. Ale
najdziwniejszym, a zarazem i najpiękniejszymi były kwiaty go zdobiące. Miały ogromne płatki
o kolorze tak czystym, jak poranne niebo, a na dotyk (gdyż dotknąłem je) miękkie i jedwabiste,
jak skóra mej miłości (której, tak a propos, jeszcze nie znałem i nie wyobrażałem, że takową
być może). |
|
Obejrzałem żywopłot i z zachwycenia potknąwszy się trzy razy
w końcu postanowiłem zastosować się do nakazu Carlosa i opuścić jego siedzibę przez furtkę,
która była na południu. Więc otworzyłem ją i wyszedłem.
Nie pytajcie się o to, co było dalej, bowiem nie pamiętam nawet tego, co
napisane jest wyżej.
A kuku... |