Projekt Onirii

Za dobre wyniki w życiu otrzymał od sponsorów jako nagrodę - warstwę próchnicznej ziemi. Wokół niego nie było zmienionej scenerii – jedynie porysowane niebo, które z wolna traciło błękit, fiolet i żółty. Czarne smugi i pleśń dominowały nad wzgórzami. Szedł jednak pod osłoną tysięcy kolorowych baloników. A na równoległej drodze wybrani rycerze króla Odchodzącego Świtu – strzelali łukami do baloników. Dzieci zbierały sznurki. A część ochroniarzy pilnujących wydarzeń, chcieli mu odebrać warstwę ziemi. Nie dał jej sobie wyrwać. Nie wiedzieli, że malutka jej część skryła się za jego paznokciami.

Zmieniły się jednak: i scenografia i skład ludzi i po drugiej stronie słyszałem plemienne śpiewy i recytacje. Ktoś nożem przejechał po szybie jego altanki i powstały pierwsze poprzeczne koryta. Nie widział, kto stał po tamtej stronie, lecz usłyszał że to było jedno z kolumbijskich plemion, które recytowało „Nic nie istniało, nawet jeden patyk, aby podeprzeć złudzenia, więc ojciec nasz przymocował je do nici snu i utrzymywał za pomocą swojego oddechu”

Nagle Ona się pojawiła. On już nie śnił. Wytarł sobie twarz o korę drzewa, przemył oczy rosą

i wtedy bardziej
krzyczał,
bo zaczął
odkrywać,
że mógłby być coraz
dalej
i
głębiej