Rozumiem

O post-cybertekstach z Imperium Ducha

Językowe modele sieci neuronowych w rodzaju GPT-3 stawiają autorów elektronicznej poezji w nowej pozycji: wariantywność i surrealistyczny przypadek muszą ustąpić strategi emotywnej jako przepisie na bliższą więź z czytelnikiem. Nowe poezja kolektywu Imperium Ducha idzie w tym właśnie kierunku, zapowiadając epokę post-cybertekstu.

Opublikowanie w 2006 roku Wąwozu Taroko przez Nicka Montforta, który zachęcił innych autorów, by wykorzystywali kod tego generatora we własnych utworach wyznacza ważny moment w historii generatorów. Stają się one dostępne i coraz bardziej popularne. Modyfikowanie czyjegoś kodu w koleżeńskiej formule staje się częścią postulowanego przez Montforta “wspólnego programowania dla przyjemności”.

Im więcej generatorów powstawało, tym bardziej obniżał się próg wrażliwości czytelniczej na surrealistyczno-dadaistyczne uniezwyklenia, elektryzujące błędy i glitche. W okolicach 2011 roku, kiedy Cayley i Howe publikują w sieci serię generatywnych eksperymentów Readers Project, w którym demonstrują działanie łańcuchów markowa na większych bazach tekstowych oraz potencjał algorytmów predykcyjnych, staje się też jasne, że ilość jest w stanie przekształcić się w jakość. Rozwój generatorów skręcił w stronę Big Data.

Krakowski kolektyw Imperium Ducha złożony z byłych członków Rozdzielczości Chleba, wzbogacony obecnością nowej członkini Oli Korzelskiej, o którym mogliśmy usłyszeć ostatnio za sprawą błyskawicznej publikacji poezji transparentowej ze Strajku Kobiet, w ramach projektu Rozumiem i chcę nie kontynuować zamieścił sześć gifów, cztery generatory, chatbota i video megamix. Giffy Łukasza Podgórnego, w ciągu ostatnich lat jego główne medium artystyczne, skręcają w stronę ekologicznego aktywizmu, utrzymując przy tym właściwą sobie stonerską nutę. Korzystając ze znanej swoim czytelnikom palety, na której ikonografia retro computingu zderza się z elementami wschodnioeuropejskiej codzienności i miejskiego mitu w atmosferze wyzbytego dosłowności lynchowskiego surrealizmu, Podgórni zaprasza odbiorcę do konfrontacji z ekologicznymi skutkami żarłocznego biegu ku szczęściu. Tak się dzieje w gifach tylebyłodrzwi (do utraty pni) i napełnijsie, zjeść jezioro, a już do potęgi w animowanym ufoistnieje.

Podgórni

Królik, krowa na talerzu, zorza polarna, nagrobek – samo zestawienie tych elementów przyprawia o hermeneutyczny zawrót głowy. Uczynienie ich częścią dewocjonalnej maszyny – konstrukcji przypominającej obrotowy ołtarzyk, gdzie dwa człony przekazu graficznej instalacji i całego hasła wymieniają się miejscami, to majstersztyk memiarskiego rzemiosła. Jako całość, komunikat przekazywany jest w telegraficznym skrócie, z bliską światła prędkością wizualnej metafory, gdzie każdy element całości wzmacnia przekaz i konteksty. Jednak, klatka po klatce, treść dociera do nas w sposób celowo spowolniony. Oko podąża za obracającym się ołtarzykiem hipnotycznie, bałwochwalczo, aż do momentu gdy druga część dewocjonalium – w pierwszej objawiono nam, że UFO istnieje – usadowi się na piedestale i wbije nas w fotel gnomiczną puentą “gdy nikt go nie je”…

Twitterowy awatar Janusza Korczaka

tinykorczak

Janusz Korczak nie tylko żyje, ale – w regularnych odstępach, co trzy godziny – wysyła w świat emotikony, hasztagi i tekstowe transparenty w obronie praw dzieci i zdrowego rozsądku!

Najnowszym awatarem polskiego, pomnikowego działacza społecznego jest @TinyKorczak. Ten twitterowy bot generuje swą nanoliteracką twórczość na wielojęzycznej bazie opracowań na temat Korczaka oraz kilku książek samego Korczaka (m.in Pamiętnik i inne pisma z getta). Pochodzące stamtąd cytaty dołączane są przez bota do hieroglificznego, emotikonowego przekazu, który w pojedynczym tweecie najczęściej dominuje. Autor bota to Yohanna Joseph Waliya, student Uniwersytetu w Calabar w Nigerii i stypendysta Electronic Literature Organization 2020-2021. Do stworzenia bota propagującego postulaty wybitnego polskiego pedagoga w zakresie praw dziecka skłoniła autora ultra-liberalna polityka edukacyjna władz Nigerii. W praktyce przekłada się ona na to, że ogromna liczba dzieci nie ma dostępu do edukacji powszechnej. Waliya przekonująco argumentuje dlaczego do walki z niesprawiedliwym systemem edukacyjnym w krajach Afryki używa bota, zamiast – jako artysta i aktywista – stawać do niej we własnym imieniu. Po pierwsze, 15 % kont użytkowników Twittera to konta botów. Choć nie wydaje się to dużo, skuteczność botów w dotarciu do odbiorcy przewyższa skuteczność ludzi. Nie tylko dlatego, że boty dużo piszą, choć niczego nie czytają, z kolei ludzie dużo więcej czytają, niż piszą. Chodzi przede wszystkim o to, że – jak wykazują badania, na które powołuje się Waliya – tweety napisane przez boty szybciej wywołują reakcję u czytelnika, są na ogół bardziej empatyczne, wiarygodne i dużo mniej rasistowskie (tak!). Drugi powód, niestety, dotyczy praw człowieka i wolności wypowiedzi. Za wywrotowe nawoływania łatwiej jest aresztować bota, niż człowieka.

su2

Ciekawą kwestią jest przynależność narodowa “Małego Korczaka”. Utwór został zaprogramowany przez autora nigeryjskiego na nigeryjskiej uczelni i nikt nie odmówi mu miejsca w literaturze tego właśnie kraju. Jednak przez sam fakt, że bot działa na Twitterze i generuje wpisy w wielu językach przypisać go trzeba do literatury światowej. Jednocześnie, w związku z tym, że bot przywołuje postać i twórczość polskiego autora – w małym stopniu korzysta też z języka polskiego – utwór Yohanny Josepha Waliyi zapewnia sobie miejsce także w antologii polskiej literatury cyfrowej.

@TinyKorczak wzoruje się na bocie @TinyProtests wykorzystującym silnik GCBDQ. W przygotowaniu korczakowych zasobów pomogła artyście Anna Odrowąż-Coates z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Manifest autorski i zaplecze badawcze bota znaleźć można na stronach Research Gate.

Generatywna poezja noblisty sprzed pół wieku

Poezja generatywna – J.M Coetzee

John Maxwell Coetzee dostał literacką Nagrodę Nobla w 2003 roku. Wcześniej jednak, w latach 60. ubiegłego wieku, tworzył programy komputerowe do generowania wierszy. Jakiś czas temu ujrzały one światło dzienne.

Coetzee jako młody absolwent anglistyki i matematyki Uniwersytetu Kapsztadzkiego, na początku lat 60. pracował m.in. w Londynie dla IBM. Należał także do zespołu pracującego nad jednym z najbardziej zaawansowanych wówczas projektów programistycznych w Wielkiej Brytanii. Pomagał budować trzecią wersję superkomputera Atlas 2 na potrzeby brytyjskiego Instytutu Badań Energii Jądrowej w Aldermaston – co, jak zauważa Rebecca Roach, która wpadła na trop poezji generatywnej południowoafrykańskiego pisarza, umknęło uwadze historykom i badaczom literatury.

Prędzej czy później programistyczne doświadczenie i zainteresowanie literaturą, zwłaszcza wczesne zmiłowanie do poezji, musiało zaowocować. Część efektów możemy poznać w autobiograficznej powieści Coetzeego, wydanej w 2002 roku, zatytułowanej Młodość, której główny bohater również jest programistą i próbuje własnych sił w pisaniu. Jednakże zdolności młodego pisarza znalazły większy wyraz w poezji generatywnej, o czym mało kto wiedział, ponieważ autor nigdy nie opublikował wyników swojej pracy, a jedynie wykorzystywał przeredagowane fragmenty w niektórych publikacjach.

Do generowania wierszy Coetzee wykorzystał prosty mechanizm. Stworzył algorytm, który wybierał słowa z wcześniej stworzonego słownika, dzięki czemu powstawał ciąg powtarzających się słów i kolumna tekstu. Jak zauważa Rebecca Roach, część powstała w kodzie binarnym i szesnastkowym systemie liczbowym, ale pisarz użył również języka programowania FORTRAN, powstałego w drugiej połowie lat 50. XX wieku, a także jego zmodyfikowanej na własny użytek odmiany.

Zatem w pewnym sensie można uznać Coetzeego za prekursora programistycznej poezji generatywnej, a już z pewnością za born-digital writer, czyli pisarza wyrastającego z cyfrowego pola literackich doświadczeń, ale pisarza który pewnie w tamtym czasie nie uważał tego kierunku za odpowiedni dla swojego rozwoju twórczego, skoro dopiero teraz dowiadujemy się o jego cyfrowych próbach literackich. Obecnie materiały znajdują się w Centrum Harry’ego Ransoma w teksańskim uniwersytecie w Austin.

Michał Wilk

Protest-song w javascrypcie. Kilka słów o ‘Booms’ Piotra Puldziana Płucienniczaka

Booms - Piotr Puldzian Płucienniczak

Wśród pereł i perełek nowego numeru “Techstów” znalazł się poetycki obiekt digitalny, który jest nie tylko mały, zgrabny i efektowny, jak chciałby każdy konceptualista, ale zawiązuje między tekstem a światem zewnętrznym niepokojącą i dynamiczną relację. Dynamiczną i dynamitową, można powiedzieć, gdyż chodzi mi o Booms Piotra Puldziana Płucienniczaka. Booms to generator wierszy, którego szkielet składniowo-retoryczny oparty jest na charakterystycznej frazie poetyckiej Macieja Taranka, autora m.in wydanego kilka lat temu w Rozdzielczości Chleba Repetytorium. Taranek tworzy wiersze gnomiczne, skandowane, gdzie efektowne powiedzonka i metafory są uparcie powtarzane w miarę jak wiersz się rozwija, a rozwija się dość skromnie, gdyż to zazwyczaj krótkie formy. Te slamowe repety oparte są jednak nie na czystej powtórce frazy, lecz najcześciej na podkręceniu powtórzenia małą dawką różnicy. Ten tarankowy przepis na wiersz zostaje w Booms wykorzystany bardziej niż w pełni. Wiersz tworzą dwie pary powtórzeń, w tym jedna wprowadza różnicę w ekspresji słownej, lecz powtórzenie w temacie. Przykładowo jeden z boomsów realizuje parę ?grałem w magię i miecz?, po której następuje dopełnienie parą ?zanosiło śmierć do gamboru? (w pierwszym członie) i ?zanosiło śmierć do ngali? w członie drugim. Rodzaj i rozkład tych wymiennych serii można podejrzeć zaglądając do pliku źródłowego, podpowiem, że są imponujące i stoi za nimi niemały risercz poczyniony na polu posępnej, globalnej działalności fajerwerkowej naszych młodszych braci w wierze (muzułmanów) oraz paru innych wyznawców i anty-wyznawców (w tym np. psychopaty Reivika itp.) których przekonanie o swojej racji jest tak słabe w zderzeniu z rzeczywistością, że zmuszeni są sięgać po eksplozywne argumenty.

Nie o tym jednak chciałem, lecz o sprycie dzieła inspirowanego poezją Taranka i wydarzeniami z krajów dalekich i bliższych. Na pierwszy rzut oka wydaje się, iż mamy przed sobą zwykłe konceptualne efekciarstwo. Może by tak było, gdyby nie dwie rzeczy: jeden mały szczegół i jeden ważny ogół. Ten szczegół to numeracja kolejnych “boomsów” nad wyświetlającymi się jeden po drugim wypiekami generatora Puldziana. Ten drugi to programowalna temporalność wiersza cyfrowego, którą się tu wymownie wykorzystuje. Jeśli czytać Booms według tradycyjnej strategii konceptualnej, to lektura kończy się gdzieś na drugiej, trzeciej odsłonie i naszym momencie “aha!”, kiedy łapiemy zajawkę, wiemy jaka jest idea i ze spokojem zmieniany zakładkę lub zamykamy okno. Jeśli natomiast czytać Booms jak generator poetycki, to konceptualna lektura automatycznie zamienia się w sesję lekturową. Zawartością generatora – nieustającym kalejdoskopem krwawych faktów Puldzian skutecznie dezautomatyzuje generator i generatywnego nastawione czytanie, zmuszając czytelnika do wydłużania sesji i zmiany swoich pierwszowzrokowych osądów.

Na mojej przeglądarce Booms chodził przez ponad godzinę, choć czytałem może z trzy minuty, potem robiłem co innego i do boomsów powracałem, oglądając kolejne odsłony przez następnych parę minut i tracąc uwagę raz jeszcze. Gdy zajrzałem porzucone okno raz jeszcze Booms zbliżał się do liczby 2000 więc przyczaiłem się na 2001 by zobaczyć czy poeta coś uknuł. Ale jednak nic: pod 2001 krył się całkiem niespektakularny zamach na jakiejś afrykańskiej prowincji. Gdy zajrzałem ponownie generator opowiadał o wybuchu numer 2245. Wtedy zrozumiałem, że to nie będzie miało końca. Zrozumiałem, że “to” generatora i “to” czytelnika biegną w rytmie tego samego niemal zegara; że granice mimezis stają się w pewnym momencie bardzo cienkie i te dwa światy ? konceptualnego obiektu cyfrowego i naszego tu i teraz ? niebezpiecznie się ze sobą stykają. Zrozumiałem, że palec wskazujący na księżyc zaczyna księżycem powoli obracać?

Wiersz ten trzeba czytać jako serię. Jako jednostkowa kopia, wydrukowana w tomiku czy przysłana jako załącznik e?mejla Booms to zwykły poetycki tworek, za którym stać może np. krytyka konsumpcjonizmu ?cyfrowego stylu życia? w obliczu globalnego terroryzmu. Obsesyjnie (a ?obsesyjnie? możemy powiedzieć tylko, dzięki seryjności) grający w gierki i zajadający chipsy podmiot nie może, nie chce i nie potrafi zrobić nic, by sytuacjom opisywanym w tle zapobiec. Temporalność, zapewniona przez rozgrywającą się nieustannie pracę kodu, zmienia wymowę całości radykalnie. Po 10 minutach spędzonych przed ekranem czytelnik obserwuje, że wariantom nie ma końca. Co więcej, każdy z nich jest skrupulatnie liczony. Po godzinie, po dwóch, opisywane bomby nadal wybuchają, nasz geek wciąż geekuje, tymczasem liczba w tytule rozrasta się do przerażających rozmiarów. Jej ciężar gatunkowy przekracza w końcu nie określoną, być może indywidualną dla każdego, masę krytyczną i zaczyna przechylać szalę całego wiersza z nihilizmu na krzyk rozpaczy, jedyny możliwy wyraz współczucia. Ostatecznym wyjściem czytelnika, paradoksalnie, jest zamknięcie okna przeglądarki, by nie widzieć owej przerażającej, wciąż rosnącej liczby, która w realnym, pozatekstowym świecie jest liczbą strat ludzkich spotęgowanych przez liczbę świadków, ofiar i sprawców. Booms to dzieło niespokojne i niepokorne, to rezultat zamysłu, który odnalazł swój odpowiedni wyraz; to mała, indywidualna, godna uwagi forma sprzeciwu.

Cyberdramat

Facade - screen z interactivestory.net

Tak jak w niedawnej jeszcze przeszłości historię kultury i jej czasu opowiadały książki, tak dziś, jak uważa Janet Murray – autorka książki Hamlet on the Holodeck, rolę tę przejął cyberdramat. Termin ten wyraża zarówno fakt, iż historia ta opowiadana jest w szczególnej fikcjonalnej przestrzeni komputera, jak i fakt, że wykorzystane są w tym procesie “dramatyczne” cechy nowego medium, przypominające teatr, film i telewizję. Gry komputerowe są tu być może najpełniejszym przykładem cyberdramatu, który najbardziej adekwatnie opowiada historie ludzi
żyjących w XXI wiek: wiele z nich emuluje nasze życiowe doświadczenie, dochodzi
w nich do jego dramatyzacji i narratyzacji. Co ciekawe – nową formę opowiadania, według Murray, odnajdujemy w dziełach, gdzie indziej nazywanych protohipertekstami, w utworach, które świadomie burzą linearny tok narracji. Jako literacki przykład podawany jest tu między
innymi Ogród o rozwidlających się ścieżkach Borgesa a jako przykład z dziedziny filmu – obrazy typu Dnia Świstaka. W obu przypadkach można odnaleźć tendencję do utrójwymiarowienia dzieła. Jednakże to dopiero gry, takie jak The Sims, które dla Murray stanowią rodzaj generujących opowiadania systemów, są właściwym cyberdramatem.

Inną jego odmianą może być interaktywna telewizja, wprowadzana przez operatorów w niektórych sieciach kablowych w USA i innych krajach. Tu użytkownik ma podobną moc kontroli wygenerowanego dla niego świata co w grze The Sims, kontrolowani są jednak aktorzy w kontrolowanych przez widza sytuacjach. Im większa interaktywnośc, tym lepszy cyberdramat. W swoich kolejnych pracach, opierając się na eksperymentach z interaktywnym video w MIT, w których zastosowano warunkowe połączenia między scenami, Murray opisuje zjawisko nazwane przez nią “dramatic agency”, którego zakres obecności w cyberdramacie warunkuje stopień jego immersywności i symulacyjności. Mamy z nim do czynienia wtedy, gdy przedstawiony, stworzony, wygenerowany w cyberdramacie świat reagujena odpowiedzi użytkownika w sposób ekspresywny i odpowiadający jego zaangażowaniu. Na przykad zmianiamy ubiór postaci i wpływa to na atmosferę następnej sceny; słowa, które każemy jej wypowiedzieć wpływają na reakcję otoczenia; działania które każemy jej podjąć zmieniają bieg akcji.

Cyberdramat Murray pokrywa się po częsci z cybertekstem Aarsetha, lecz raczej nie pokrywa się z hipertekstem, dotyczy bardziej interaktywnych
filmów i gier, niż rozgałęzionych tekstów (mówimy tu już raczej nie o leksjach
i tekstonach, a o scenach) . W typologii Murray hiperteksty, a nawet protohipereksty
znajdują jednak swoje miejsce. W dolnej części hierarchicznej drabinki

M. Pisarski

Za siedmioma przypływami ? generatywna perełka J.R Carpenter

J.R Carpenter ? Unce Upon A Tide

Szekspir i Conrad mówiący jednym głosem? Dlaczego nie! Czerpiąca z zasobów domeny publicznej literatura generatywna zachęca do takich właśnie eksperymentów. J.R Carpenter, mieszkającą w Kornwalii kanadyjska poetka, opublikowała Once Upon A Tide ? generatywny utwór o topice morskiej i teatralnej, w którym poetyckim zderzeniom poddane są frazy pochodzące z dramatów Williama Szekspira i opowiadań Josepha Conrada. Generatywna opowieść poetycka odświeża się na ekranie co kilkadziesiąt sekund i wyświetla coraz to nowe wariacje misternie konstruowanej sceny. Wprowadza w nią pierwszoosobowy narrator słowami ?pewnego razu?? ? z wariantami: ?podczas przypływu?, ?na pokładzie?, ?na scenie? ? by następnie przysłuchiwać się rozmowie dwóch osób (różnych płci i profesji), rozejrzeć dookoła, opisując elementy krajobrazu, po czym skończyć krótką opowieść pytaniem i otwartą puentą.

Zadaniem, jakie postawiła przed sobą autorka, było wyeksponowanie i zbadanie potencjału takich fragmentów fabularnych i dramaturgicznych, kiedy nic szczególnego się nie wydarza i wszystko zastyga w oczekiwaniu. Generatywność utworu ? zdaniem J.R Carpenter ? oczekiwaniu takiemu sprzyja i je potakie wzmaga

W Jądrze ciemności Conrada (1899) Marlow opowiada całą swoją historię jednego wieczoru, siedząc na pokładzie statku zacumowanego na Tamizie. Pośrodku ciemności, wdychając ciężkie nocne powietrze nad rzeką, narrator z trudem wyłuskuje sensy: ?Słuchałem i słuchałem, czatując na zdanie, na słowo, na jakąś nić przewodnią wśród nieokreślonego niepokoju wzbudzonego tym opowiadaniem, które jakby kształtowało się samo ? bez ludzkich warg??.

W prozie owe długie, intensywne pauzy prędzej czy później znajduje swoje ujście. Natomiast w tekście wariantywnym, możemy pozostawać w tym zawieszeniu do końca, poruszając się w sieci
napiętej i pełnej niuansów relacji między czytaniem, słuchaniem, oglądaniem i czekaniem na zdanie, na słowo, na jakąś nić przewodnią?

Once Upon A Tide czyta się z przyjemnością, utwór jest nie tylko pełen niespodzianek i poetyckich, nieoczekiwanych zestawień. Cechuje go wyjątkowa “kleistość” syntaktyczna, semantyczna poszczególnych segmentów, dzięki czemu całość jest przyjaźnie spójna. Świetnym, innowacyjnym dodatkiem są towarzysząca tekstowi generatywna ilustracja i losowe didaskalia. Po Między Morzem a Reją ? wierszem Nicka Montforta i Stephanie Strickland generującym strofy, których słowa pochodzą od Dickinson i Melville?a ? w nurcie poezji generatywnej (oprócz kolejnych utworów Montforta, jak choćby Upstart) i generatorów Leszka Onaka [bletka z balustrady, cierniste diody]) nie działo się zbyt wiele. Once Upon A Tide J.R Carpenter, będąc propozycją z najwyższej półki, która wprowadzająca w pole e-literatury wariantywnej świeży powiew i wyzywająco podnosi poprzeczkę?

Opowieść generatywna J.R Carpenter, pisana słowami Szekpisra i Conrada, ukazała się na stronach pisma “The Junket”. Polecamy także esej autorki o zamyśle, jaki stał za powstaniem utworu.